, Chmielewska Joanna Nawiedzony Dom 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej kwestii w ogóle nie musieli się porozumiewać, byłoto jasne jak słońce.Wygląd paczki, nawet z daleka, mógł ewentualnie rozstrzy-gnąć, czy jest to ta sama, czy inna.Z szałasu całe skrzyżowanie i część ulicy byłydoskonale widoczne.O zbliżaniu się listonosza pierwszy wiedział Chaber.Podniósł się, powęszył,pokręcił się niespokojnie, wystawił go i pytająco spojrzał na swoich państwa.Dzięki niemu wiadomo było, że ukaże się na skrzyżowaniu, a nie ze strony prze-ciwnej.Zmora znajdowała się akurat w połowie drogi, kiedy się pojawił.Przy-śpieszyła kroku i spotkała go przy samym szałasie, oddalona od ogrodzenia niewięcej niż dwa metry.Listonosz wyjął z torby i wręczył jej paczkę, dokładnie ta-ką, jaką opisywała babcia.Mogła to być ta sama.Zamienili ze sobą kilka zdań takcichym szeptem, że nic absolutnie nie dało się usłyszeć, listonosz odwrócił się kufurtce.Dzieci siedziały skulone, usiłując nie oddychać.Janeczka poderwała się pierwsza, już w chwili, kiedy zmora wchodziła naschodki. Prędzej!  syknęła. Zajrzyjmy do niej przez okno! Ja muszę wiedzieć,co jest w tej paczce! To jest nieszczęście, że jednak jej oddał! Mogliśmy go jeszcze poszczuć psem!  mruknął gniewnie Pawełek, po-dążając za siostrą. Coś ty, jeszcze by mu zrobił coś złego! No to co? Niechby go nawet ugryzł! On jest tak samo podejrzany jak ona! Głupiś, ten łobuz psu by zrobił coś złego! Właz na to drzewo, prędzej!105 Do zmory należały trzy okna, jedno od kuchni i dwa od dwóch pokoi.%7ładnez nich nie było zasłonięte.Pawełek błyskawicznie wdrapał się na drzewo, Janecz-ka zaś równie szybko wlazła na obmurowanie wjazdu do garażu, najmniejszegoruchu wewnątrz jednakże nie zdołali dostrzec.Najwyrazniej w świecie nigdziew domu zmory nie było. No i gdzie ona się podziała razem z tą swoją paczką?  rozzłościł sięPawełek. Przecież wlazła! Kominem wyleciała, czy co?! Pies  powiedziała Janeczka w natchnieniu. Prędzej! Chaber ją znaj-dzie!Od razu na schodkach wydała polecenie. Chaber, gdzie zmora? Szukaj zmory! Szukaj!Niezawodny pies zrozumiał od razu, słowo  zmora bezbłędnie kojarzyłz właściwą osobą.Bez namysłu ruszył przez hol i po schodach na górę. Ha!  szepnął triumfująco Pawełek, podążając za nim jak najciszej, napalcach. Polazła na strych! Nic dziwnego, że jej nie było widać przez żadneokno! Cicho!  odszepnęła niesłychanie przejęta Janeczka. Nie trzeszcz takprzerazliwie!Na strychu było pusto, ale kłódka zmory wisiała otwarta.Jej właścicielkaznajdowała się w swojej części.I bez kłódki zresztą byłoby to wiadome, o jejobecności bowiem Chaber zawiadomił wyraznie.Z największymi ostrożnościamiJaneczka i Pawełek podkradli się pod same drzwi.Za drzwiami rozlegały się jakieś ciche, niesprecyzowane szelesty. Co ona robi?  wyszeptał zaintrygowany Pawełek ledwo dosłyszalnie. Nie wiem  odszepnęła Janeczka tak samo. Rozdziera papier z pacz-ki.? Dlaczego na strychu? A bo ja wiem? Może zgadła, że chcieliśmy ją podejrzeć?Szelesty ustały.Coś trzasnęło lekko.Nagle rozległo się znajome, przecią-głe szurnięcie, Pawełek puknął Janeczkę w łokieć, obydwoje wstrzymali oddech.Szurnięcie powtórzyło się, po nim dały się słyszeć jakieś lekkie trzaski. %7łeby tylko nie wylazła nagle, bo nas tu pomorduje  szepnął Pawełekniespokojnie.Z kolei ustały trzaski i znów rozległo się szurnięcie.Siedzący obok dzieciChaber poderwał się, spojrzał na swoją panią, wydał z siebie jakby cichutkie pi-śniecie.Janeczka walnęła w łokieć Pawełka, obydwoje zrozumieli, w mgnieniuoka odskoczyli od drzwi i rzucili się ku schodom.Zdążyli w ostatniej chwili, bylizaledwie w połowie, kiedy nad nimi brzęknął skobel i kłódka. Rany, co za pies!  powiedział Pawełek w podziwie, schodząc z pierw-szego piętra na parter już znacznie wolniej i spokojniej.106  W ogóle nie mielibyśmy życia bez niego.Czym ona tak trzeszczała, samasię zamykała w tym koszu, czy co? To było inne trzeszczenie  odparła Janeczka w zamyśleniu. Najpierwszurała koszem, a potem trzeszczała.Całkiem nic z tego nie rozumiem.Z kuchni wyjrzała bardzo zdziwiona i zaskoczona babcia. Jak to, już tu jesteście? Wcale nie widziałam, jak wracaliście! Chodzcieprędko, rozbierajcie się, coś wam powiem. Już wiemy, babciu  przerwała Janeczka ponuro, wieszając kurtkę i wcho-dząc za babcią do kuchni. Ta zmora poszła na spacer i odebrała swoją paczkęna ulicy. Ach, Boże!  zdenerwowała się babcia. Więc jednak odebrała? A takjej pilnowałam! Dwa razy zdążyłam do listonosza przed nią! Widziałam, że potemwyszła, ale miałam nadzieję, że go tam nigdzie nie spotka.Jednak spotkała? Specjalnie na niego czatowała, chyba ze dwie godziny  rzekł Pawełekz rozgoryczeniem. Wstrętna wiedzma! Oni są w zmowie  oznajmiła Janeczka, lokując się na swoim stołku.On zgadł, że ona wyjdzie i że go spotka.Babciu, mówię ci, to jest jakaś podejrzanaspółdzielnia! Chyba spółka, a nie spółdzielnia?  poprawiła babcia trochę niepewnie. Może być spółka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl