, Chmielewska Joanna Wielkie zaslugi 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Deski leżały, takie porozpychane, widać było, że on po nich przejeżdżał.Ten jakiś tam się plątał, pewnie pchał samochód.Potem wsiadł do niego i odjechał.I ja uważam, że to był ten sam.Pawełek od razu zrozumiał, co jego siostra mia­ła na myśli.- A jakie miał opony? - spytał bez nadziei na odpowiedź.Janeczka jednakże udzieliła odpowiedzi.- Trochę inne niż każdy fiat - oznajmiła z sa­tysfakcją.- Tam stały fiaty, na campingu.Obejrzałam wszystkie.Miały takie, o.lPawełek z wielką uwagą przyjrzał się nieforemnym kreskom, które Janeczka wyrysowała paty­kiem na kawałku ziemi pod nogami.- A tamten miał takie.Obok pojawiły się nieco inne kreski.- Odcisnął się porządnie, bo tam było i błoto.Nauczyłam się na pamięć.Pawełek energicznie podniósł się z pnia i chwy­cił w objęcia wypchaną różą koszulę.- Idziemy! Posadzimy to i polecimy sprawdzić tam, gdzie stał tamten! Wczoraj było mokro, wje­chał trochę do lasu, możliwe, że odcisnął te swoje opony.Czarne przeczucia Janeczki okazały się słuszne i nabrały pewnej wyrazistości.Po pieczołowitym i troskliwym posadzeniu róży, przy pomocy Chabra bez trudu odnaleźli miejsce, gdzie poprzedniego wieczoru czekał pod lasem tajemniczy samochód z obracanym numerem.Na maleńkim kawałeczku twardej ziemi pomiędzy wystającymi korzeniami drzew widoczny był ślad protektorów, których ja­koś nikt od wczoraj nie zamazał i nie zadeptał.Pawełek skoczył do domu po kawałek papieru i ołó­wek, przerysowali ślad, porównali z drugim, tym dzisiejszym, przy którym Chaber stracił trop.Oba ślady okazały się identyczne.- No tak - rzekł Pawełek, ponuro kiwając głową.- Znaczy, faktycznie nie jest dobrze.- Z tego wynika, że śledził nas grobowy po­szukiwacz - powiedziała Janeczkaw zamyśleniu.- Możliwe, że nas widział.- Musiał przyleźć akurat wtedy, kiedy Chaber poleciał po łopaty.Głupotę zrobiliśmy.Trzeba było najpierw kazać mu sprawdzić, a dopiero potem pchać się pod siatkę.Dobrze jeszcze, że to nie był WOP.- Czekaj, bo ja myślę.Mnie się wydaje, że on nikomu nie powie.- Bo co?- Bo jak on powie, to i my powiemy, że on grzebie na cmentarzu.Pawełekzastanawiał się.- Dobra, ale czy on wie, że i my powiemy? Ja nie wiem, czy on wie, że my wiemy, że on grzebie! A powiedzieć mu, to w ogóle mowy nie ma, pozabi­ja nas.Takich, którzy coś wiedzą, zawsze się zabija i zakopuje byle gdzie.Tę ostatnią możliwość Janeczka przyjęła z za­dziwiająco zimną krwią.- To i tak już przepadło.On musi wiedzieć, bo inaczej po co by nas śledził? Będzie próbował nas pozabijać, ale nic z tego, Chaber dopilnuje.Nie mo­żemy go tylko nigdzie odsyłać.Głęboka wiara w nieograniczone możliwości psa sprawiła, że Pawełek od razusię uspokoił.- Fajnie.Grunt, że nie będzie gadał.- Ale to nie koniec - ciągnęła Janeczka zło­wieszczo.- Jest jeszcze gorzej.- Co ty tu widzisz jeszcze gorszego?- Możliwe, że znów popełnimy przestępstwo, bo musimy znaleźć jeszcze dwie róże.Trzeba posa­dzić z trzech stron, żeby wreszcie było zasłonięte, bo tak jak teraz, to wszyscy mają dostęp.Sam widzia­łeś.Zrujnowaliśmy im życie i nie ma rady, musimy uczciwie odpracować,a małe róże rosną tylko tam.- O rany.! - jęknął Pawełek.- Jak uczci­wie, to i kloce trzeba przytargać.Jakieś sękate.Za­nim się te róże rozrosną.- I musimy je chyba podlać.Pawełek znów jęknął.Nagle poczuł, że te waka­cje zapowiadają się potwornie pracowicie, jak żad­ne.Kopiąc w kierunku domu wielką szyszkę, wyli­czył sobie w myśli: cała robota przy mrowisku, wy­szukanie i transport jeszcze dwóch róż.Nie wiadomo, ile ta koszula wytrzyma.Budowa pali­sady z sękatych konarów, zbieranie i donoszenie mrówkom igieł sosnowych.Czatowanie na dziki, roznoszenie po lesie przynęty, śledztwo w kwestii cmentarza.Mieli obejrzeć teren za dnia, do tej po­ry nie zdążyli.- A swoją drogą, ja bym chciał wiedzieć, kto to jest, ten cały szakal cmentarny - odezwał się z niechęcią.- Szuka, niech mu będzie, ale on szuka jakoś podejrzanie.Kto to właściwie jest?- Nie wiem - odparła Janeczka.- Całkiem nie wiem.Ale musimy się dowiedzieć koniecznie, bo inaczej, jestem pewna, że umrę.Pana Chabrowicza od dawna już nie dziwił ża­den temat poruszany przez jego dzieci.Bez zasko­czenia przyjął w czasie obiadu nagłe zainteresowa­nie Pawełka tajnymi dokumentamiz czasów ostat­niej wojny.- Oczywiście, że się szuka takich rzeczy - od­powiedział na pytanie.- Czasem się nawet znajdu­je.- Kto szuka?- Różnie.Przeważnie zajmują się tym wywia­dy.Każdy wywiad chce coś takiego uzyskać dla sie­bie.- I szukają w tajemnicy?- No, raczej tak.Nie lubią robić sensacji i bu­dzić zbyt wielkiego zainteresowania.Pawełkowi ciągle coś nie pasowało.- No dobrze, a jeżeli u nas na przykład wiado­mo, że takie tajne dokumenty są.No, na przykład.zamurowali je gdzieś.albo.No, zakopali.Albo co.I wiadomo, że tu, ale nie wiadomo dokładnie gdzie, na przykład.w której ścianie zamurowali.Albo w którym.znaczy, no.pod którym drze­wem.To co?- To szukają.- Jak szukają?- Jak to, jak szukają, zwyczajnie.Nie wiem, co masz na myśli?- No, przychodzą w nocy.Skradają się mię­dzy ludźmi, czy przebierają za coś, czy tam za ko­goś, czy jak.?- A po cóż się mają przebierać, czy skradać? Są przecież u siebie.Zwyczajnie przychodzą, spraw­dzają, znajdują i zabierają.Albo nie znajdują.- A ludzie?- Co ludzie?- No, ludzie, którzy tam siedzą.Albo miesz­kają.Co im mówią?- Że to niewypał - podsunęła Janeczka.Pan Chabrowicz zakłopotał się nieco.Szczegóły pracy wywiadowczej nie były mu dokładnie znane, ale nie mógł przecież rozczarować i zawieść włas­nych dzieci.Postanowił skupić się, pomyśleć logicz­nie i stanąć na wysokości zadania.- Chyba rzeczywiście powinni robić coś w tym rodzaju - przyznał niepewnie.- Co prawda takie historie zdarzają się niezmiernie rzadko, a wszystkie materiały z ostatniej wojny zostałyjuż dawno poodnajdywane, ale gdyby istotnie wykryto, że coś tam jeszcze gdzieś jest, załatwiono by właśnie w taki spo­sób.To najprościej.Przeprosić grzecznie, wyjaśnić, że trzeba wydobyć jakiś przedmiot, zagrażający bezpieczeństwu, właśnie może niewypał, może poci­ski.Usunąć wszystkich i zrobić swoje.Ja bym tak postąpił.Pociski czy niewypały to nic nadzwyczaj­nego, wszyscy by szybko o tym zapomnieli.- Poza tymi, którzy na tych pociskach parę lat siedzieli - mruknęła pani Krystyna.- A co najważniejsze, byłaby to prawda - ciągnął pan Chabrowicz, czując, jak mu się nagle coraz więcej przypomina.- Wszelkie tajne, poukrywane materiały, dokumenty,czy fotografie prawie zawsze były zabezpieczane w ten sposób, że mogły wybuchnąć.Nawet musiały wybuchnąć, je­żeli poruszył je niefachowiec.Poruszył, wyjmował, czy próbował rozpakować.A zatem jasne, że ludzi ostrzeżono by przede wszystkim przed niebezpieczeństwem.- I zrobiliby to jawnie, z milicją i z wojskiem? - upewnił się Pawełek.- Możliwe, że nawet z saperami i strażą pożarną.- To znaczy, że jeżeli ktoś by szukał nie jaw­nie, tylko po cichu, i ukrywał się.To znaczy, że co?- Zazwyczaj oznacza to, że szuka nielegalnie.I na ogół to coś, czego szuka, chce sobie bezprawnie przywłaszczyć.Niekoniecznie muszą to być doku­menty.Tak przeważniew życiu bywa.- Słuchajcie, zróbcie to dla mnie i przerwijcie na chwilę tę opowieść szpiegowsko-kryminalną - poprosiła pani Krystyna.- Pobawcie się z Mizią chociaż do kolacji.Jej matkami życie zatruwa, obie­całam w końcu, że na was wpłynę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl