, Bulyczow Kir Miasto na Gorze (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko że on kocha Gerę i na mnie nie zwraca najmniejszej uwagi.- Jak możesz tak mówić! - zmieszał się Kroni.- Nataszo, nie słuchaj go - powiedział Takasi.- Gűnther pozbawiony jest zupełnie poczucia humoru, wszystko bierze na serio i zaraził tym Kroniego.- Gera nigdy by mnie nie chwyciła za nogi - powiedział po­ważnie Kroni.- Zgadza się! - ucieszyła się Natasza.- Takasi, zostajesz prze­niesiony do rezerwy.- A więc po to, aby zdobyć miłość jakiegoś człowieka, należy go w odpowiednim momencie złapać za buty? - zapytał tragicz­nym głosem Takasi.I w tym momencie z trzcin wychynęła zjawa.Nie zauważyli, jak zapadł zmierzch, głęboki i granatowy, w któ­rym zjawa opalizowała błękitnym płomieniem.Widocznie zaintry­gowała ją krzątanina wokół leja i mlaskanie rzadkiego błocka.Stała teraz niezdecydowanie na skraju grobli, a trzciny zdawały się wyrastać z jej bezcielesnej postaci.- Oj! - pisnęła cichutko Natasza.Kroni, który stykał się już przedtem ze zjawami, zdziwił się jej przestrachem.Jak ta od­ważna dziewczyna mogła bać się zwyczajnej zjawy?Takasi sprężył się, gotów osłaniać Nataszę przed niebezpieczeń­stwem, więc Kroni szepnął:- Nie płosz jej.Nie mamy przy sobie nic do jedzenia? Zjawa jest głodna.Zjawa nie czekała na dalszy rozwój wypadków i zapadła się, rozpłynęła w zaroślach trzciny.- Ona jest głodna - powtórzył Kroni.Myślę, że wydostała się razem ze mną z podziemia i zabłądziła.- Zanim cię Takasi znalazł, zjawa też krążyła w nocy wokół obozu - powiedziała Natasza.- Co to jest? - zapytał Takasi.- Zjawa - odparł Kroni.- Tak je u nas nazywają.Dawniej nie wiedziałem, co to jest, ale kiedy szukałem biblioteki, spotka­łem jedną.One rozumieją ludzką mowę i jedzą.Nie potrafią jed­nak mówić.Kiedy wrócili do obozu, było już całkiem ciemno.Takasi martwił się, że nie ma ryb, że zgubił plecionkę Stancza i jeden but, a sam wygląda jak bryła gliny, że wszyscy będą się śmieli.- Zasłużyłeś sobie na to - powiedziała Natasza.Rozglądała się na boki, bo miała nadzieję zobaczyć zjawę.Współczuła jej i chciała jak najprędzej nakarmić.Takasi rzeczywiście miał za swoje, ale nie bardzo, bo zdołał odwrócić od siebie uwagę, opowiadając niezwykle obrazowo i su­gestywnie o refleksie Kroniego i odwadze Nataszy.Potem, kiedy Takasi i Kroni odszorowywali się z błota, reszta zastanawiała się, czym może być zjawa.Mutantem czy endemicz­nym mieszkańcem podziemi?Nocą tropiciele wraz z Kruminszem i Kronim omawiali plan działań na dzień następny, Takasi z Anitą sprawdzali, w jakim stopniu ich komputer opanował język mieszkańców podziemia, a Natasza wzięła wiadro zupy, kawałek chleba i wyszła poza sferę ochronną na zbocze wzgórza.Zostawiła tam jedzenie i w drodze powrotnej spotkała Kiroczkę ze Stanczem, którzy nieśli bochenek chleba i dużą miskę kaszy pozostałej ze śniadania.- Postawcie tam, obok okrągłego kamienia - powiedziała Na­tasza.- Przy mojej zupie.Kompot też wzięliście?Rano okazało się, że zupa została zjedzona, miska po kaszy wy­lizana, a chleb zniknął.A duży słoik kompotu pozostał nietknięty.Nie udało się też dociec, kto odniósł na granicę strefy ów kompot, którego najwidoczniej zjawy nie jadały.Rano wszyscy zebrali się przy skale, pod którą był właz.Przy włazie panowała nerwowa krzątanina, jakby Kroni zamierzał pobić jakiś rekord w obecności tłumu kibiców, trenerów, sekundantów i sędziów.- Wyglądasz jak choinka - powiedział Gűnther.Kruminsz sprawdzał wyposażenie.Maks Bieły sprawdzał rzetel­ność Kruminsza.Na oko Kroni wyglądał normalnie, chociaż odzież rurarza trze­ba było wyrzucić, bo zostały z niej tylko żałosne strzępy.Dziew­częta przerobiły strój roboczy archeologa tak, że z daleka mógł uchodzić za mundur inżyniera.Kombinezon zapinał się z przodu na zamek błyskawiczny i wystarczyły dwie sekundy na wydoby­cie spod pachy paralizatora, niezwykle płaskiego i lekkiego.Para­lizator przeznaczony był do obrony przed dzikimi zwierzętami i mieścił sto ładunków.Jego konstruktor widział pewnie oczami duszy niezliczone stada słoni lub lwów, atakujących bezbronnych archeologów.Na kolbie paralizatora był wygrawerowany napis: “Gűntherowi od wdzięcznej Grety”.Gűnther odmówił rozszyfro­wania znaczenia dedykacji, ale nalegał, aby Kroni wziął właśnie jego paralizator, a nie standardową broń z wyposażenia wyprawy.Nadajnik zainstalowano następująco: mikrofon został umieszczo­ny w kołnierzu i dlatego każde słowo, wypowiedziane przez Kro­niego albo przez kogoś innego w jego obecności, docierało na­tychmiast na powierzchnię.Obiektyw telewizyjny nadajnika znaj­dował się nad lewą górną kieszenią kombinezonu, a drugi, rezerwowy, na pasie, który i bez tego był cudem techniki i geniu­szu wynalazczego tropicieli.Zmieściły się w nim bez trudu medy­kamenty wraz z taką ilością plastra dezynfekującego, że Kroni mógłby się z łatwością okleić nim od stóp do głów.Poza tym żelaz­ny zapas pożywienia, sprasowanego w tabletki i wystarczającego do obfitego karmienia dziesięcioosobowej grupy żarłoków przez co najmniej dwa tygodnie.Ponadto giętki kindżał i zestaw narzędzi, który mógłby się przydać zarówno zawodowemu włamywaczowi, jaki i majsterkowiczowi, pasjonującemu się amatorską budową ło­dzi podwodnych.Witaminizowany sok pomarańczowy mieścił się w płaskiej poduszce na plecach, a rureczka biegnąca od tej podusz­ki kończyła się pod kołnierzem.Ponieważ poduszka została zespawana z kulo, pazuro- i zęboodpornej zbrojonej tkaniny, Kroni mógł nie obawiać się strzału ani ciosu nożem w plecy.Jeśli do­damy, że przód kombinezonu został sporządzony z takiej samej poduszki, wypełnionej płynnym tlenem, w uchu tkwiła miniaturo­wa słuchawka, a w kieszeni spoczywały różne różności w rodzaju okularów, pozwalających widzieć w absolutnej ciemności, i latarek, to nikt nie zaprzeczy, że Kroni został bardzo solidnie wyekwipo­wany.Kroni, chociaż niby gniewał się i nie chciał brać ze sobą tego wszystkiego, był w gruncie rzeczy bardzo zadowolony i nigdy by nie zrezygnował z zabawek przygotowanych przez tropicieli, bo dobrze jest czuć się nietykalnym i wiedzieć, że przyjaciele słyszą każde twoje westchnienie, a kiedy będzie źle, natychmiast pospie­szą z pomocą.- No co, rurarzu - powiedział Takasi - idziemy?Takasi schodził z nim dwa piętra w dół.Tam była wysunięta baza wypadowa.Takasi miał na sobie skafander i w ręku trzymał hełm, niczym zapasową głowę.W tej wyprawie miał odgrywać rolę pancernej rezerwy.- Ucałuję was na drogę - powiedziała Natasza.Pocałowała najpierw Kroniego.Była tego samego wzrostu co on, więc pocałunek trafił w kącik ust.To było bardzo dziwne, ale niezmiernie przyjemne uczucie.I ostatnimi słowami Kroniego przed zejściem w dół było:- Nikt mnie jeszcze nigdy nie całował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl