,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma pani wszystkie atuty w ręku, drugi raz jużsię tak nie ułoży.Jeśli pani mu te-raz wybaczy, a w końcu i tak się będziecie rozwodzić, będzie musiała paniustąpić co najmniej jedną trzecią majątku.- Tak chcę - powiedziała i De Gardaux musiał to przyjąć do wiadomości.Obiecał, że skontaktuje się z Ori-nem, jak tego chciała, i przekaże mu jejwolę.Teraz czekała, myśląc o nim, pełna bólu.Noc.Kiedy w końcu odezwał się świergot dzwonka bramy wejściowej, musiałaużyć całej siły woli, żeby nie poderwać się i rzucić do ekranu.Opanowałasię z trudem.Powoli, wstrzymując oddech, sięgnęła palcami ku szklanejpłaszczyznie w kącie pokoju.- Dom, brama - powiedziała, dziwiąc się, że jej głos nie drży bardziej.Naekranie pojawił się obraz z kamery przy bramie.Mężczyzna w czekającymtam samochodzie nie był Orinem.Nie przypominał go nawet; wysoki,czarnowłosy, o urodzie południowca.Miał na sobie czarny garnitur, jakiezazwyczaj nosili specjaliści; śnieżnobiały kołnierz sięgał podbródka.Mężczyzna uniósł wzrok i spojrzał wprost w kamerę, prosto w oczyMalaspiny; a potem się uśmiechnął.Pomimo wszystkiego, co się działo wjej duszy, pozwoliła sobie na myśl, że uśmiechał się bardzo milo i że byłprzystojny.- Bardzo panią przepraszam, że o takiej porze pozwalam sobie osobiście -powiedział łagodnie, z delikatnym, słowiańskim zaśpiewem.- JestemWiktor Prepostvary, z biura Tannenbaumu.Niech mi pani pozwoli wejść.Patrzyła przez chwilę w jego oczy, trochę roześmiane, trochę bezczelne - ichoć rozsądek podpowiadał co innego, w końcu sięgnęła do panelu Domu iotworzyła mu drzwi.Kiedyś, znacznie pózniej, miało się pojawić niejasne uczucie, że ktośmusiał wszystko tak ułożyć.Ale starała się o tym nie myśleć.sierpień 1998 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|