,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedno uderzenie serca pózniejwszy scy usły szeli tak przerazliwy pisk, jakby gdzieś tuż obok szariki rozszarpy wały całą bandędzieci.Nikt nie my ślał w ty m momencie o osłanianiu Niemoty.Stalkerzy rzucili broń, puścili linęi padając na kolana, przy ciskali dłonie do uszu, by choć w minimalny m stopniu złagodzić ból,powodowany przez niecichnący, upiorny dzwięk.Chwilę pózniej hałas ustał tak nagle, jak sięrozległ.Znów zapadła względna cisza, w której sły chać by ło ty lko szum płonącego ognia i jękipodnoszący ch się z ziemi ludzi.Nauczy ciel też się zerwał, przerażony ty m, że stracił kontrolę nad sy nem, którego miałprzecież bły skawicznie odciągnąć od eksplozji i ognia.Gdy przeniósł wzrok na tunel, zmartwiał.Niemoty nie by ło na zakręcie, a biała łuna bijąca z niewidocznej dla nich części tunelu niepozostawiała żadny ch złudzeń& Musimy wiać! Guma szarpnął go za rękaw. Zaraz zabraknie tu tlenu! Ale& Bierz sy na i spieprzamy stąd! Karbala wepchnęła mu w objęcia promieniejącego,rozgrzanego Niemotę.Biegnąc w głąb tunelu, minęli Przedepta, który poganiał szturchnięciami niziutką żonęi dwójkę nieletnich dzieci.Kilka minut pózniej opadli na cegły w pobliżu rozwidlenia, śmiejąc sięi poklepując po plecach.Czuli na policzkach chłodny wiatr, zjawisko nieczęste w kanałach.Powietrze wciągane do prostego tunelu przez buzujący ogień tworzy ło mocny cug jak w kominie.Na szczęście miejscowi, poinstruowani przez Przedepta, uchy lali właśnie okoliczne studzienki,dzięki czemu nasy cony ogień wy pali się szy bciej.Pamiętający pogłaskał sy na po osmalonej twarzy.Wiesz, jak się cieszyły? Tak pięknie tańczyły, jakby chciały mi podziękować za ogień, migałrozentuzjazmowany Niemota.32 | Szara zarazaNauczy ciel wrócił po południu.Nie posłuchał ich próśb i odprowadził Niemotę do Miasta,zabierając tam niejako przy okazji Przedepta i jego rodzinę.Przeprowadził czwórkęonieśmielony ch Dresów przez punkt kontrolny, dołączając do tłumu kupców i klientówzmierzający ch jak co dzień na Bazar.Potem powiódł ich boczny mi kanałami pod bunkier Teslii wskazał studzienkę prowadzącą do wejścia.Poprosił ty lko, by Przedept nie wspominał podżadny m pozorem o ty m, że to on by ł ich przewodnikiem.Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, żeprzeby wał dzisiaj tak daleko od granic Miasta.Kazał więc informatorowi skłamać, że jego rodzinazostała odeskortowana z granicy przez niejakiego Szwejka, który miał dostarczy ć pilnąwiadomość do magistratu, zatem zostawił ich tutaj, a sam pognał dalej.To by ło bardzo naiwne,ale też prawdopodobne wy jaśnienie, które roztrzepany profesor powinien kupić.Pozby wszy się z głowy rodziny Dresa, Pamiętający zajął się organizowaniem własnegoalibi.Zabierając sy na z Otchłani, powiedział jego opiekunce, że idą do swoich, by Niemotazobaczy ł parę znajomy ch twarzy, ponieważ bardzo mu tego brakuje.Aby nie przy łapano go natak prosty m kłamstwie, musiał wpaść na moment na pogranicze i zabrać stamtąd kilka fantów,który mi potwierdzi oficjalną wersję zdarzeń.Zobowiązał też chłopaka, by trzy mał języ k zazębami i nie zdradził swojego tajnego szkolenia na bohatera, bo ma to by ć niespodzianka dlawszy stkich.Miał nadzieję, że ty le zabiegów wy starczy, a gdy by nawet Niemota zaczął jednakpaplać, cała jego gadka o szkoleniu i wy czy nach wy da się ludziom zwy kły m fantazjowaniem.Do bunkra wrócili niespełna godzinę pózniej.Poczekali na windę obok wartowni i tam właśnieNauczy ciel przekazał Niemotę w ręce opiekunki, tej samej dziewczy ny, która zajmowała się nimod początku poby tu na dole.Dał jej też wszy stkie prezenty zebrane u Inny ch i poprosił, byprzekazała Katarzy nie, że on sam może wrócić dopiero pózny m wieczorem, a niewy kluczone, żespędzi całą noc poza Otchłanią.Oceniał, że do rana jego oddział powinien sprawdzić sy tuacjęw Wieży i znalezć się ponownie w Mieście.* * * To by ł błąd, mówię wam narzekał Guma, gdy Pamiętający kazał wszy stkim zbieraćgraty i ruszać pod tory. Ten, jak mu tam, głuchoniemy przy dałby się nam na wy padek,gdy by śmy trafili na kolejne sy reny. Zrobisz sobie dzieciaka, będziesz nim ry zy kował zgasił go Nauczy ciel. Niepotrzebujemy Niemoty.Obwiążemy się wszy scy liną i będziemy szli gęsiego, pięć metrówjedno za drugim.Ten, który stanie na czele, będzie trzy mał w wy ciągnięty ch rękach lampęi maczetę, żeby śmy mieli czas na reakcję, gdy znajdzie się w zasięgu głosu sy reny. Kiwaligłowami, przy jmując do wiadomości jego plan. Zmieniamy prowadzącego co pięćset kroków.Zliski, ty prowadzisz pierwszy.Zakładać maski i ruchy na sprzęcie! ponaglił, sięgając ponajcieńszą z ny lonowy ch linek.Ruszy li z początku ostrożnie, nieufnie, ale odwaga i animusz zaczęły im wracać, gdy ty lkominęli zakręt i znajdujący się kilka metrów za nim cuchnący nieludzko, osmalony fragmentkanału.Przestępowali kolejno nad zwęglony mi szczątkami czterech wielkich sy ren, w który chrozsy pujący ch się przy każdy m dotknięciu, poczerniały ch odwłokach pobły skiwały żółtawe, nawpół rozpuszczone kości, ostatnie ślady po ty ch, co kupili od Frei mapę.Tę samą, którą stalkerzyznalezli, przeszukując porzucone w tunelu bagaże Rasy.Pamiętający nie wnikał, co jeszcze znajdowało się w zawiniątkach i niewielkim plecaku.Niech zdoby te tak łatwo łupy będą dodatkową zachętą do wy konania tej misji.Odbieranie imfantów teraz, gdy każda forma odstresowania będzie im potrzebna jak tlen, by łoby najgłupszy mz możliwy ch pomy słów.Za moment wejdą na teren enklaw spustoszony ch przez szarą zarazę,gdzie ujrzą na własne oczy coś, co zapadnie im w pamięć po wsze czasy.Kto wie, czy nawet polatach nie będą się budzić z krzykiem na każde wspomnienie tego, co czeka ich kilkadziesiątmetrów dalej&Pamiętający widział ty lko kilkoro ży wy ch jeszcze zarażony ch, który ch ciała zestalały sięw zastraszający m tempie, zamieniając wszy stkie miękkie tkanki w coś, co przy pominało kość.Mimo upły wu lat te wspomnienia by ły w nim wciąż ży we, a przecież dzieciaki, które przy szły tuza nim, trafią za moment w sam środek niewy obrażalnego nawet dla niego surrealisty cznegopiekła&Dwadzieścia metrów dalej minęli miejsce, w który m stała niegdy ś bary kada [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|