, Slepe Szczescie (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Januszek nie wytrzymał, skoczył na drugi brzeg, zakradł się przez Jaś do znajomej już drogi i przeprowadził rozpoznanie.Tereska i Okrętka czekały w napięciu.Warkot znów się rozległ, oddalił, ucichł gdzieś wśród pól za lasem.Januszek wrócił i złożył raport.- Widziałem go-- oznajmił konspiracyjnie.- Dożywo­cie za sam wygląd.Mały, czarny okropnie, brodaty i w okularach i do tego jeszcze ograniczony umysłowo, bo cały czas powtarzał jedno słowo w kółko i żadnego innego nie umiał wymyślić.Te koła mu się nie spodobały, mówiłem, że do niczego.Przyjechał taksówką i przywiózł tamte dwa lewe, założył nawet, ale okazało się, że razem z taksówka­rzem mają tylko jeden wentyl, no więc pojechał z nim po drugi wentyl.Nie wiem, czy przyjdzie mu do głowy, żeby sobie przywieźć cztery na zapas.- Rozumiem z tego, że pożyczyłeś od niego już sześć wentyli? - spytała Tereska ostrożnie.- Pięć.Tamte dwa i teraz trzy.Wszystkie mu oddam na każde żądanie, chwilowo mu i tak niepotrzebne, bo nie ma czwartego.To znaczy szóstego.- Czekaj, ciągle jest gadanie o czterech kołach, a gdzie piąte? Powinien mieć piąte, zapasowe.- Okazuje się, że nie ma, to znaczy koło ma, tylko opony na nim nie ma.Była stara i pękła mu wzdłuż i właśnie miał zamiar kupić nową, ale nie zdążył.Opowiadał o tym temu taksówkarzowi.To w ogóle półgłówek, pozakładał te koła i pojechał.Na jego miejscu schowałbym do samochodu, do środka.Ale możliwe, że chodziło mu o pompkę, bo pompo­wał pompką taksówkarza, jego własna jest zepsuta, a tak­sówkarz mówił, że drugi raz nie będzie mógł przyjechać.Na jego miejscu wolałbym tę pompkę pożyczyć.- Nie wiem, jak szybko uda mu się dostać wentyle - westchnęła Okrętka.- Ale wolałabym, żeby ktoś z porząd­nych ludzi zdążył przyjechać przedtem.Do raków mamy wszystko gotowe.Tereska westchnęła również.- Mam obawy, że Zygmunt szuka archeologów pod Gnieznem.W razie gdyby nie wrócił przed nocą, rozpalimy po obu stronach dwa ogniska, takie na dwadzieścia cztery fajerki, dla odstraszenia przeciwnika.Wystąpimy w charak­terze świętych słowiańskich dziewic, podsycających wiecz­ny płomień.Na wszelki wypadek nastaw się duchowo.Okrętka rzuciła jej spojrzenie, wyraźnie świadczące, iż rola słowiańskiej dziewicy napełnia ją głębokim obrzydze­niem.Tęsknie popatrzyła na drogę, niknącą za lasem.Na­stępnie zajrzała do wiaderek z rakami, uklękła przy jednym, oparła się ramionami o krawędź i pozostała tak, wpatrzona w jego chrzęszczące wnętrze, dusza jej bowiem bezwzględ­nie potrzebowała jakiejś pociechy.Napięcie dosięgło szczytu, a słońce zaczęło zniżać się ku zachodowi, kiedy Zygmunt wreszcie wrócił.Wrócił nie sam.Towarzyszyły mu dwa samochody, z których jeden wiózł jego i trzech rozgorączkowanych archeologów, a drugi zło­żony rower i trzech kamiennie spokojnych funkcjonariuszy milicji.Zamieszanie w pierwszej chwili wybuchło nieopisa­ne, ponieważ wszyscy usiłowali od razu wyjaśnić wszystko, rychło jednak nastąpił podział zadań.Milicji został przy­dzielony Januszek, archeologom zaś Tereska i Okrętka, którym z koniecz­ności towarzyszył Zygmunt.Kurczowo trzymany za odzież i zasypywany pytaniami, jak załatwiał, gdzie ich znalazł, o co to ogóle chodzi i dlaczego tak długo, w żaden sposób nie mógł się uwolnić i oddalić bodaj na krok.W milczeniu przeczekiwał nawałnicę, dobrze wiedząc, że przed jej końcem nie uda mu się dojść do słowa, Janu­szek natomiast wykorzystywał każdą sekundę dla zdobycia wszechstronnej wiedzy.- Hej, ci zabytkowcy seplenią - poinformował siostrę półgłosem.- Ciągle gadają o scytach, jakie scyty, tu jest tylko jeden scyt, tego, chciałem powiedzieć szczyt, bo jest tylko jeden pagórek.To seplenienie jest zaraźliwe.A glinia­rzy przyjechało więcej, drugi wózek zostawili tam dalej, na drodze.Nie zwracając żadnej uwagi na wrażenie, jakie uczyniły jego słowa, porzucił obozowisko i popędził na drugi brzeg, spełniać wyznaczone mu obowiązki służbowe.Tereskę in­formacja oszołomiła tak, że na chwilę przestała nawet mal­tretować Zygmunta.- O Scytach.- wyszeptała.- Boże wielki.Kurhan scytyjski.? Niemożliwe.Okrętka spojrzała na nią i na moment zamilkła również.Zygmunt skorzystał z okazji natychmiast.Był bardzo prze­jęty i dumny z siebie, bo całą sprawę załatwił dokładnie według pierwotnych zamierzeń, aczkolwiek wśród tysiącz­nych trudności.- Głodny jestem pioruńsko - oznajmił, wydzierając się ze szponów dwóch młodych, nienasyconych wampirzyc.- Dajcie chociaż herbaty albo cokolwiek do picia, bo schetałem się jak dziki osioł i zaschło mi w gardle.Jeżeli zamknie­cie gęby chociaż na chwilę, wszystko wam opowiem.Wrą­baliśmy się w oko cyklonu!- A pewnie - przyświadczyła z jadowitą satysfakcją Okrętka - wiedziałam, że nawet głupie raki nie przejdą nam ulgowo.- Chodźmy za nimi - powiedziała Tereska niecierpli­wie.- Pij prędzej! W butelce jest zimna, pomieszaj sobie, i mówże wreszcie po kolei!- Najpierw znalazłem milicję - zaczął Zygmunt, idąc ścieżką wokół pagórka.- Taki komisariat na wsi.Akurat im się telefon zepsuł, więc mnie odesłali do komendy w czymś takim, zapomniałem jak się nazywa, Fajczyce nie Fajczyce, takie coś podobnego.Tam się nawet bardzo zainteresowali i powiedzieli, że archeologów mają pod nosem.Ale jak zadzwonili, okazało się, że archeologów już nie ma tam, gdzie byli, bo się zmyli całkiem gdzie indziej i nikt nie wiedział gdzie.A ja się zaparłem z żadną inną branżą nie gadać.No więc zaczęli ich szukać i trwało to do usmarkanej śmierci, bo ciągle im wychodziło, że gdzieś są, a tam gdzieś mówili, że byli, owszem, ale już ich diabli przenieśli.Spyta­łem tych glin, czy oni może trenują do crossu, ale powie­dzieli, że nie, robią sondy.Znaleźli ich w końcu, dorwałem się do telefonu i wtedy okazało się, że nic nie słychać.- Na litość boską.! - jęknęła Tereska rozpaczliwym głosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl