, Slepe Szczescie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wcale nie jestem fotografem - odparł fotograf.- Jestem z zawodu właśnie elektrykiem i pracuję w biurze projektów, a fotografia stanowi moje hobby.Wyspecjalizowałem się w takich rzeczach jak dzieła sztuki, zabytki, szczegóły architektoniczne.W pracy też mi się to przy­daje.- A co pan będzie robił w Gnatach? - wyrwało się Okrętce bez żadnego racjonalnego powodu.- W jakich gnatach? - spytał Januszek nieufnie i ge­stem brody wskazał grobowiec.- W tych tutaj?- Nie, miejscowość taka - odparł fotograf-elektryk - Gnaty się nazywa.Mam tam podwójną robotę, trzeba zrobić inwentaryzację instalacji elektrycznych i równocześnie zdjęcia szczegółów budowlanych.Chodzi o zamek.A co, zna pani te Gnaty?- Nie, słyszałam tylko o nich.Przypadkiem.Jeden facet złamał tam sobie rękę.- Poważnie? - zainteresował się gwałtownie fotograf.- Złamał rękę w Gnatach? Jest pani pewna?- Tak słyszałam.Jego żona mówiła, jakieś dwa tygodnie temu, ale nic więcej nie wiem.A co.?Fotograf popatrzył na Okrętkę jakimś dziwnym spojrze­niem.- Nie, nic - mruknął po chwili i wrócił do fachowej konwersacji z Januszkiem.Podjął temat w momencie odjazdu, kiedy wszyscy wsia­dali już do rozmaitych samochodów.Władował do swojego cały sprzęt i podbiegł do Okrętki.- Chciałem panią zapytać, co do tego faceta w Gnatach- rzekł pośpiesznie i z lekkim zakłopotaniem.- Jak to było z tą ręką? Wie pani coś dokładniej?Okrętka oderwała wzrok od miejsca, w którym znikł za drzewami motor z Tereską i Robinem.Obserwowała ich cały czas, bo od widoku tej pary robiło jej się jakoś ciepło na sercu, a przy tym na myśl, że nie ona jest obiektem zainteresowań Robina, doznawała niewymownej, ulgi.Spro­stać tym zainteresowaniom absolutnie nie byłaby w stanie, załamałaby się pierwszego dnia.Tymczasem Tereska, naj­wyraźniej w świecie, czuła się zupełnie swobodnie, nie doznawała żadnych obaw, nie przygniatał jej żaden ciężar.Rozmyślania przerwał jej fotograf.Ciepłe wzruszenia w sercu sprawiły, że spojrzała na niego życzliwie.- Nic nie wiem - odparła.- Tyle co panu powiedzia­łam.Ta jego żona też nie wiedziała więcej, bo leżała w szpitalu i zawiadomili ją jakąś depeszą czy czymś takim.Był w Gnatach i złamał rękę.I podobno rozbił samochód.- I samochód! Cholera.Głupia sprawa.Tarł brodę z zakłopotaniem, poruszając szyją i niepewnie spoglądając na Okrętkę.Okrętka patrzyła pytająco.- Wie pani - rzekł wreszcie - mam prośbę.W razie gdyby się pani dowiedziała czegoś więcej.Przepraszam, że pani zawracam głowę, ale niezręcznie mi pytać tej żony, czy jego samego, układy takie.Więc gdyby się pani przy­padkiem dowiedziała, bardzo proszę o telefon.Tu jest moja wizytówka, dopiszę pani biurowy.I gdyby pani była taka uprzejma nikomu o tym nie mówić, bo co tu ukrywać, będą się ze mnie śmieli.Bardzo proszę.Wetknął zdumionej Okrętce wizytówkę do ręki i prawie biegiem oddalił się w kierunku swego samochodu.Okrętka patrzyła za nim długą chwilę, odruchowo schowała wizy­tówkę, po czym z wolna ruszyła do pojazdu, z którego niecierpliwie machali na nią Zygmunt i Januszek.Zachowa­nie fotografa-elektryka wytrąciło ją z równowagi komplet­nie.Zwiędłe liście i suche badyle paliły się dość niemrawo, dymiąc niczym stara lokomotywa.Tereska wyrywała resztki suchych roślin, Okrętka zgarniała je grabiami bliżej ogni­ska.Jesienne porządki w ogródku stanowiły miłe wytchnie­nie po uciążliwych szkolnych obowiązkach.- Jeżeli nawet się nie odezwał, to albo umarł, albo jest zwykła świnia - zawyrokowała surowo Okrętka, dorzu­cając do ognia kolejne, wielkie naręcze zielska.Tereska wyprostowała się nad rabatką.- Ani jedno, ani drugie.Właśnie sobie uprzytomniłam, że w ogóle nie zostawiłam jej swojego adresu.Wyleciało mi to z głowy, a i jej pewnie też, czemu się specjalnie nie dziwię.- No wiesz! - zgorszyła się Okrętka.- Coś podobne­go.! A ja miałam nadzieję.Chciałam się dowiedzieć, jak on złamał tę rękę.- Po co ci to? - zdziwiła się Tereska, wracając do wyrywania łodyg.- Aha, przepadło mi przy okazji dwieście złotych.No trudno, nie mam pretensji.- Ale ja mam.Słuchaj, może byś do nich poszła?- Oszalałaś? W ogóle wykluczone i to z dwóch powo­dów.Po pierwsze, wyglądałoby na to, że tak lecę na te dwieście złotych, a po drugie, nie pamiętam, gdzie oni mieszkają.Nie trafiłabym tam.Na tych nowych osiedlach wszystko jest do siebie podobne.Okrętka przez chwilę podgarniała liście ku środkowi ogniska.- Mogłabyś nie wziąć tych dwustu złotych - zapropo­nowała niepewnie.- To już byłby zupełny idiotyzm.Co ci tak na tym zależy?- Chciałam się dowiedzieć, jak on złamał tę rękę.- Co cię napadło, do licha, robisz statystykę złamanych rąk czy co?Okrętka w milczeniu nadal podgarniała liście.Tereska znów się wyprostowała i popatrzyła na nią podejrzliwie.Sięgnęła po łopatę i przepchnęła na ścieżkę wielki stos podeschniętego zielska.Okrętka zaczęła je zgarniać grabiami.- Słuchaj, czy ty mu mówisz wszystko? - spytała ostrożnie.Tereska wygrzebała z zielska kawał drewna i odrzuciła na bok.Garść łodyg wepchnęła do ognia i odsunęła się, bo dym poleciał w jej stroną.- Nie wiem - odparła w zadumie, jak zawsze doskonale wiedząc, kogo Okrętka ma na myśli.- To zależy.Ale mam uczucie, że mogę mu powiedzieć wszystko, a on to usza­nuje.Kłąb dymu buchnął na Okrętkę, która przesunęła się w stronę przyjaciółki, wlokąc za sobą grabie.- W jakim sensie uszanuje? - spytała, ciągle ostrożnie.- Zrozumie, co mówię, i nie będzie się z tego natrząsał.- No tak.Ale ja miałam na myśli.na przykład jakieś cudze sekrety.Na przykład ktoś ci coś powie o sobie, mogę być ja, i poproszę, żebyś nikomu nie mówiła.Nie, powiesz nikomu, ale jemu owszem.Dym zmienił kierunek, przesunęły się zatem obie.- Nie wiem - powtórzyła Tereska trochę niecierpliwie.- Chyba tylko w razie konieczności.Nie lecę do niego z wywieszonym jęzorem po każdej usłyszanej informacji.- Co to znaczy, w razie konieczności?- Nie wiem.No, na przykład, babcia ma sztuczne zęby i kryje się z tym, nie życzy sobie, żeby ktoś wiedział.Oczy­wiście nie powiedziałam mu tego, nie było potrzeby, ale gdyby taka potrzeba zaistniała.-- Na litość boską, jaka może zaistnieć potrzeba gadania o sztucznych zębach twojej babci?!- Też nie wiem.Babcia może te zęby zgubić i trzeba je znaleźć.Może w lesie.No nie, w lesie znalazłabym sama [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl