, 2 Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 2 Dwie Wieze 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy zechcesz naradzić się ze mną? Czy wejdziesz do Orthanku?Tyle było mocy w tych słowach Sarumana, że nikt nie mógł słuchać ich bezwzruszenia.Lecz czar teraz działał w inny sposób.Zdawało się wszystkim, że sąświadkami łagodnych wymówek, które dobrotliwy król robi swojemu zbłąkane-mu, ale kochanemu dworzaninowi.Nie ich dotyczyła ta przemowa, słuchali niedla nich przeznaczonych argumentów, jak zle wychowane dzieci albo głupi słu-żący, gdy podsłuchują pod drzwiami i podchwytują oderwane słowa ze sporu do-rosłych czy zwierzchników, usiłując odgadnąć, jak wpłynie on na ich własny los.Ze szlachetniejszej niż oni gliny ulepieni byli dwaj czarodzieje, czcigodni mędrcy.Nie dziw, że zawrą sojusz.Gandalf wejdzie do wieży, aby w górnych komnatachOrthanku radzić z Sarumanem o doniosłych sprawach, niepojętych dla umysłówzwykłych ludzi.Drzwi się zatrzasną przed nimi i będą czekali, by wyznaczono impracę albo wymierzono karę.Nawet przez głowę Theodena przemknęła cieniemzwątpienia myśl: Gandalf zdradzi nas, wejdzie, będziemy zgubieni.Nagle Gandalf wybuchnął śmiechem.Czar rozwiał się jak dym. Ach, Sarumanie, Sarumanie!  mówił wciąż śmiejąc się Gandalf. Roz-minąłeś się z powołaniem.Powinieneś zostać królewskim trefnisiem, zarobiłbyśna chleb, a może także na zaszczyty, przedrzezniając doradców króla.Mówisz ciągnął dalej, opanowując wesołość  że my dwaj zrozumiemy się z pewnością.Obawiam się, że ty mnie nigdy nie zrozumiesz.Ale ja widzę cię teraz na wylot.Dokładniej pamiętam twoje argumenty i postępki, niż ci się wydaje.Kiedy od-wiedziłem cię poprzednio, byłeś dozorcą więziennym Mordoru i tam zamierzałeśmnie odesłać.Nie! Gość, który raz uciekł z twojej wieży przez dach, dobrze sięnamyśli, zanim wejdzie do niej powtórnie przez drzwi.Nie, nie przyjmę twegozaproszenia.Ale ostatni raz pytam: czy nie zejdziesz tu między nas? Isengard,jak widzisz, jest mniej potężny, niż się spodziewałeś i niż sobie uroiłeś.Podobniemogą zawieść cię inne potęgi, którym dziś jeszcze ufasz.Może warto by je opu-ścić na czas jakiś? Zwrócić się ku nowym? Zastanów się dobrze, Sarumanie.Czy176 zejdziesz?Cień przemknął po twarzy Sarumana, a potem okryła ją śmiertelna bladość.Nim zdążył znów przybrać maskę, wszyscy dostrzegli i zrozumieli, że Sarumannie śmie pozostać w wieży, lecz jednocześnie boi się opuścić to schronienie.Przezchwilę wahał się, a wszyscy wstrzymali dech w piersiach.Gdy wreszcie przemó-wił, głos zabrzmiał ostro i zimno.Pycha i nienawiść wzięły górę. Czy zejdę?  powtórzył szyderczo. Czy bezbronny człowiek wyszedłbypaktować ze zbójami przed swój próg? Stąd słyszę doskonale, co macie mi dopowiedzenia.Nie jestem głupcem i nie ufam ci, Gandalfie.Dzikie leśne potworynie stoją wprawdzie jawnie na schodach mojej wieży, lecz wiem, gdzie się czająz twojego rozkazu. Zdrajcy zwykle bywają podejrzliwi  odparł Gandalf ze znużeniem.Ale możesz być spokojny o swoją skórę.Nie chcę cię zabić ani zranić, powinieneśo tym wiedzieć, gdybyś naprawdę mnie rozumiał.Mam moc, żeby cię obronić.Daję ci ostatnią szansę.Jeżeli się zgodzisz, wolny opuścisz Orthank. To brzmi pięknie!  zadrwił Saruman. Jak przystoi słowom GandalfaSzarego, nader łaskawie i dobrotliwie.Nie wątpię, że odchodząc ułatwiłbym twojeplany i że w Orthanku znalazłbyś wygodną siedzibę.Ale nic mnie do odejścia stądnie skłania.Nie wiem też, co w twoich ustach znaczy  wolny.Przypuszczam, żepostawiłbyś pewne warunki, czy tak? Do odejścia mógłby cię skłonić choćby widok, który oglądasz ze swoichokien  powiedział Gandalf. Inne powody również chyba znajdziesz, jeśli sięzastanowisz.Słudzy twoi padli albo poszli w rozsypkę.Z sąsiadów zrobiłeś sobiewrogów, a nowego swego pana oszukałeś albo zamierzałeś oszukać.Gdy zwróciw tę stronę oko, będzie ono z pewnością czerwone od krwawego gniewu.Mówiąc wolny miałem na myśli wolność prawdziwą, bez więzów, bez łańcuchów i bezrozkazów.Pozwolę ci odejść, dokąd chcesz, choćby do Mordoru, jeżeli taka jesttwoja wola, Sarumanie.Przedtem oddasz mi tylko klucz Orthanku i swoją różdż-kę.Zatrzymam je jako zastaw i zwrócę pózniej, jeżeli swoim zachowaniem na tozasłużysz.Sarumanowi twarz posiniała i wykrzywiła się ze złości, w oczach mu rozbłysłyczerwone światełka.Zaśmiał się dziko. Pózniej!  zawołał podnosząc głos do krzyku. Pózniej! Pewnie wtedy,kiedy zdobędziesz również klucze do Barad-Duru, a może także korony siedmiukrólów i różdżki pięciu czarodziejów, kiedy kupisz sobie buty znacznie większeod tych, w których teraz chodzisz.Skromne plany! Spełnisz je bez mojej pomocy.Mam co innego do roboty.Nie bądz głupcem.Jeżeli chcesz ze mną rokować,póki jeszcze czas, odejdz i wróć, gdy wytrzezwiejesz.I nie ciągnij za sobą tychmorderców i całej tej hałastry, która trzyma się twojej poły.Do widzenia!Odwrócił się i znikł z balkonu. Wracaj, Sarumanie!  rzekł Gandalf tonem rozkazu.Ku zdumieniu świad-177 ków Saruman ukazał się znów na balkonie, lecz tak wolno podchodził do żelaznejkraty i tak ciężko dyszał opierając się o nią, jakby jakaś obca siła przywlokła gotutaj wbrew jego woli.Twarz miał ściągniętą i pooraną zmarszczkami.Palce jakszpony wpijał w masywną czarną laske. Nie pozwoliłem ci oddalić się  surowo rzekł Gandalf. Nie skończyłemjeszcze.Oszalałeś, Sarumanie, lecz budzisz we mnie litość.Mógłbyś nawet terazporzucić szaleństwo i zło i oddać usługi dobrej sprawie.Wolisz zostać w swo-jej wieży i przeżuwać resztki swoich dawnych zdradzieckich planów.Siedz więctam! Ostrzegam cię jednak, że niełatwo ci będzie wyjść pózniej.Chyba że ciem-ne ręce sług Saurona dosięgną cię i wywloką.Słuchaj, Sarumanie!  krzyknąłgłosem potężnym i władczym. Nie jestem już Gandalfem Szarym, któregozdradziłeś.Stoi przed tobą Gandalf Biały, który powrócił z krainy śmierci.Ty niemasz już teraz własnej barwy, toteż wykluczam cię z bractwa i Rady!  Podniósłrękę i z wolna jasnym, chłodnym głosem powiedział:  Sarumanie, twoja różdż-ka jest złamana!  Rozległ się trzask i różdżka pękła w ręku Sarumana, a główkajej upadła do stóp Gandalfowi. Precz!  zawołał Gandalf.Saruman krzyknął, cofnął się i wyczołgał z ganku.W tej samej chwili ciężkikulisty pocisk ciśnięty z góry błysnął w powietrzu, trącił żelazną kratę, od którejledwie zdążył odsunąć się Saruman, przeleciał o włos od głowy Gandalfa i runąłna stopień schodów, tuż pod stopy Czarodzieja.%7łelazna krata załamała się zeszczękiem.Stopień rozsypał się w roziskrzone kamienne drzazgi.Lecz ciemnakryształowa kula przeświecająca płomiennym jądrem, nie uszkodzona, spadałapo schodach niżej.Kiedy w podskokach toczyła się do rozlanej kałuży, Pippinpuścił się za nią w pogoń i chwycił ją. Aotr! Skrytobójca!  krzyknął Eomer.Gandalf jednak stał niewzruszony w miejscu. Nie, tego pocisku nie rzucił ani też nie kazał rzucić Saruman  rzekł.Kula spadła ze znacznie wyższego piętra.Jeśli się nie mylę, był to pożegnalnystrzał Smoczego Języka, ale chybił celu. Chybił pewnie dlatego, że nie mógł się zdecydować, kogo bardziej niena-widzi, ciebie czy Sarumana  powiedział Aragorn. Bardzo możliwe  odparł Gandalf [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl