,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwycił dziewczynę za łokieć.— Musimy wrócić do Gurleena.Mówił,żedogadujesięztutejszymi, więc niech coś zrobi.Albo poszukajmy tylnego wejścia,podobno jest tu takie.Spojrzała na niego z twarząrozjaśnioną, jakby ktoś zapaliłświecę.Zaschniętebłotoosypywało jej się z włosów,smuga brudu ciągnęła się od czołaaż do szczęki, a mimo to Kairabyła w tej chwili bardzo piękna.— Nie bój się.Przejdziemypomiędzy nimi.— Zwariowałaś? Oni czekają tuna nas.Przyjrzyj się, co mają wrękach.Te noże i kamienie to nanas.Już raz coś podobnegoprzerabiałem.— Tym razem ja jestem z tobą.— Zupełnie straciłaś rozum.Onicię mogą nawet zabić, nierozumiesz? Im już na niczym niezależy, to pieprzone chodzącetrupy, które przy życiu trzymanienawiść.Nie możesz tam pójść.— Mogę.Ja wszystko mogę.Posłała mu szeroki, słodki iprzerażający uśmiech, a potemposzła.Bez żadnego wahania,równym, spokojnym krokiem, zwysoko uniesioną głową.Finnen patrzył za nią, niezdolny do żadnego ruchu.Powietrzewokół stało się gęste, a nogi naglezrobiły się ciężkie, jak to czasembywa w snach.Chciał biec za nią,złapać, zatrzymać i zawrócić, alboprzynajmniej dać jej nóż, bymogła się bronić.Widział nawetsamego siebie, jak biegnie, niemalpoczuł pod palcami fakturę jejpłaszcza.I nie zrobił nic.Nawet niekrzyknął.Dopieroznaczniepóźniej pomyślał, że to był nietylkostrach,aletakżezaskoczenie.Zdumiony,przerażonyizarazempełenpodziwu Finnen mógł tylkopatrzeć.Więc patrzył.Dziewczyna weszła pomiędzyobdartusów.Musiała do nich cośmówić, bo widział, jak jejodpowiadali, nie słyszał jednaksłów.Ktoś podszedł do niejbardzo blisko i zaraz się cofnął.Ktoś uniósł dłoń z kamieniem izrezygnował w połowie ruchu.Grupka posępnych, gotowych ichzabić ludzi rozstępowała się przedKairąjakbrzegikrojonegochleba, a ona szła spacerowymkrokiem, wcale się nie spiesząc.Zatkałoichzzaskoczenia,przemknęłoprzezgłowęchłopaka, lecz ta myśl była tylkopozostałością z dzieciństwa, zczasów spędzonych wśród sierot,gdy niepisane zasady nakazywałytraktować wszystko z cynicznymdystansem.To, co sobie Finnenpomyślał,wniczymnieodzwierciedlało tego, co czuł, booczywiście było w tej scenie owiele więcej.Jakieś szalonepiękno i moc, którą czuł nawettutaj.Kaira dotarła już do bramyArchiwum i odwróciła się, byskinąć zachęcająco.Wciąż sięśmiała,podczasgdywiatrrozwiewał jej włosy, wyczesując znichjednocześniegrudkizaschniętego błota.A Finnen niemiał innego wyjścia, jak tylkozakląć w duchu, dodając sobieodwagi, i ruszyć w jej stronę.26Muszę to zrobić teraz, pókiwyglądam na w miarę zdrowego,pomyślał Daniel Pantalekis po razkolejny.Jeśli rozchoruję siębardziej i to będzie widać, pewnieod razu mnie zabiją.Odetchnął,wyprostowałsię.Najlepsze ubranie, jakie znalazł,wisiało na nim jak na wieszaku,ale przynajmniej było czyste i bezdziur.Poza tym umył, rozczesał iprzyciąłwłosy,abrodęprzystrzygł do kształtu, który odbiedy dało się uznać za równypółokrąg.Coprawdanadalwyglądał jak prorok, ale pocieszałsię myślą, że tym razem jest tochybaprorokporządny,zgatunkutych,którzybudząszacunek i zaufanie.Stał, kołysząc się na piętach, igapił się na wnętrze okrągłejwnęki, którą przywykł nazywaćwehikułem czasu.Poza tympowtarzał „kurwa mać”.Do tegozwyczajowegozaklęcianiedodawał już pytania „Dlaczegoja?”.Za bardzo się bał, że Bógmógłby odpowiedzieć.Wiedział, że musi tam wejść.Pogodził się z tym, a teraz tylkopróbowałzyskaćnaczasie.Jeszczeparęsekund,żebypoprawić koszulę, jeszcze fałdypłaszczanieleżątak,jakpowinny.I buty.Czy wyczyściłporządnie buty?Wszystko robił powoli, czując siętak, jakby ktoś uwiązał mu do rąkciężarki.Strach oklejał go miękkąwarstwą i tłumił wszystkie myślipoza tym nieszczęsnym „kurwamać”, w którym nie było nawetzłości.Wreszcieruszyłnaprzód,świadom, że jeszcze chwila, azałamie się całkowicie.W ciasnejwnęce wyjął z kieszeni kartonik ispojrzał na niego.Spróbowałwyobrazić sobie tę scenę wnaturalnych, żywych kolorach.Skupił się na ciele tańczącejkobiety, na jędrnych piersiachukrytych pod stanikiem sukni.No dalej, popędzał oporny umysł,który najwyraźniej wolał trzymaćsię bezpiecznego przekleństwa.Wyobraź ją sobie.Zobaczysz, żebędzie dobrze.Dalej.Młode ciało, spocone w tańcu,krągłe biodra, długie i smukłenogi z udami tak gładkimi, że wdotyku przypominają atłas.Dalej, dalej.Nogi i to, co pomiędzy nimi,płaskibrzuch,piersizesterczącymisutkami,zalotnyuśmiech.Uśmiech?Wreszcie zadziałało i Danielzniknął,wciążmocnowystraszony, ale jednocześnie znikłą nadzieją, że może.możenaprawdę będzie dobrze.27Przed wejściem do Archiwumleżał strzaskany wiroprojektor.Finnen spojrzał na niego zezdziwieniem i trącił nogą –posypały się śrubki i tryby.Chwilępotemzoknaprzeciwległego budynku wyleciałkolejnyaparat,zatoczyłmalowniczyłuk,poczymroztrzaskał się na bruku.— Co jest? — Chłopak rozejrzałsię zdumiony.Pośród ludzi na placu Aylenawyczuwałosięporuszenie,rozmowy były głośniejsze, gestybardziej nerwowe.Finnenowi zczymś się to kojarzyło, ale zanimzdążył pomyśleć, podmuch wiatruprzygnał w jego stronę gazetę,którą przydepnął.„PrzedksiężycowiogłaszająterminkolejnegoSkoku”,przeczytał na pierwszej stronie.„Już za trzy tygodnie!”.Naglezrobiłosięzimno,wieczorny chłód wstrząsnął całymjego ciałem i wpełzł w serce, byusadowić się tam na dobre.ObokKaira wciągnęła powietrze przezzęby.— Szybko.— mruknęła.Na placu zapalały się latarniegazowe, w ich świetle jakaś paratańczyładziko,rozpuszczonewłosykobietyłopotałyjakżałobna flaga.Ludzie zbijali się wgrupki i dyskutowali gorączkowo,przekazując sobie z rąk do rąkgazety.Mężczyznawrozchełstanej koszuli wskoczył napostument pomnika i zacząłwrzeszczeć, że to już teraz, że tobędzie ostatni Skok i wszyscyprócz niego zostaną z tyłu, botylkoonzasługujenaPrzebudzenie.Inni mężczyźni,możeprzyjaciele,amożenieznajomi, ściągnęli go, nimskończył przemowę, po czymzanosząc się pijackim śmiechem,unieślinawyciągniętychramionach.Długowłosy chłopak upił z butelkiłykwina,chwyciłtańczącąkobietę i zakręcił nią, a potempocałował w usta i odepchnął [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|