, Pokuta Gabriela (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– A niby do czego? – Głos Christy brzmiał pogardliwie.Julia uśmiechnęła się z wyższością.– Mój mąż jest niesamowitym kochankiem.Jest czuły,pomysłowy i naprawdę niezwykły.I dzisiaj wieczorem, i każdego wieczoru z tego będę korzystać właśnie ja.Obrzuciła Christę długim spojrzeniem.– Jak na mysz, nie najgorzej.– Przykro mi, że znowu miałaś starcie z Christą.– Głos Paula był pełen współczucia.Szedł z Julią z college’u St.Anne do niewielkiej libańskiej restauracji, do której można było dojść na piechotę.– Pewnie przyjechała tu tylko po to, by robićzamieszanie.Julia bawiła się ślubną obrączką, przesuwając ją kciukiem tam i z powrotem.– Powiedziała, że zamierza zadawać pytania po moimreferacie.Będzie próbowała zrobić ze mnie idiotkę.Paul objął ją ramieniem.– Nie uda jej się zrobić z ciebie idiotki, bo przede wszystkimidiotką nie jesteś.Nie daj się.Poradzisz sobie.Uścisnął ją, po czym cofnął ramię.– Dobrze wyglądasz.Dużo lepiej, niż jak widziałem cię ostatnio.Wzdrygnęła się, przypominając sobie, jak żegnała się zPaulem poprzedniego lata przed swoim mieszkaniem wCambridge.Była szczuplejsza i smutniejsza, ale pełna ostrożnego optymizmu, że życie w Harvardzie będzie jej odpowiadało.– Małżeństwo mi służy.Paul skrzywił się.Nie chciał słuchać o jej małżeńskim życiu, bo nie potrafił znieść myśli o tym, że Julia sypia z profesorem Emersonem.Miał nadzieję, że Emerson dał już sobie spokój z BDSM i obchodził się z Julią delikatnie.Przed oczami mignęła mu wizja Emersona wiążącego Julię.Zrobiło mu się niedobrze.– Nic ci nie jest? – Popatrzyła na niego.– Trochę zbladłeś.– Wszystko w porządku.– Zmusił się do uśmiechu.–Właśnie zauważyłem, że Króliczka już nie ma.– Chyba przyszedł na to czas, nie uważasz?– Tęsknię za nim.Julia wbiła wzrok na chodnik przed nimi.– Wraca w trudnych chwilach.Nogi mi się trzęsą na samąmyśl, że mam stanąć przed tym tłumem.– Poradzisz sobie.Po prostu udawaj, że czytasz referat tylko mnie.Resztę ignoruj.Paul instynktownie chciał ją wziąć za rękę, ale siępowstrzymał.Wykonał tylko niezręczny gest, usiłując zamaskować tamten odruch.– Eee, obcięłaś włosy.Pociągnęła za jeden z ciemnych loków opadających naramiona.– Wydawało mi się, że tak będę wyglądać bardziejprofesjonalnie.Gabrielowi się nie podoba.– Szedłbym o zakład.(Paul nie wspomniał, że tym razem się z profesorem zgadza).Wskazał na jej lewą rękę.– Niezły kamień tam masz.– Dziękuję.Gabriel go wybrał.Jasne, że musiał jej kupić pierścionek z ogromnymkamieniem – pomyślał Paul.– Dziwne, że nie wytatuowałwłasnego imienia na jej czole.– Wyszłabym za niego nawet z pierścionkiem dołączonym dopudełka płatków śniadaniowych.– Julia tęsknie spojrzała na swoją dłoń.– Nawet gdyby miał krawat wyciągnięty ze śmietnika.Takie rzeczy mnie nie obchodzą.Właśnie.Ja nigdy bym jej nie dał takiego pierścionka.Ale Julia to dziewczyna, która byłaby szczęśliwa, nie mając prawie niczego, o ile wystarczająco kochałaby faceta.– Spłacił wszystkie moje studenckie kredyty – powiedziała cicho.– Co ty powiesz, wszystkie?Pokiwała głową.– Miałam zamiar je skonsolidować i zacząć spłacać, ale się uparł.Paul gwizdnął.– To go musiało nieźle kosztować.– Fakt.Trochę się musiałam do tego przyzwyczajać, żemamy wszystko wspólne, konto też.Kiedy wychodziłam za mąż, miałam na swoim koncie bardzo niewiele.On miał… więcej.– Jak ci się podoba w Cambridge? – Paul zmienił temat.Wcale nie miał ochoty się dowiadywać, o ile więcej posiadałprofesor.– Bardzo.Mieszkamy na tyle blisko Harvardu, że mogęchodzić na piechotę.To dobrze, bo nie mam prawa jazdy.– Julia wydawała się z tego powodu trochę zawstydzona.– Nie jeździsz? Dlaczego?– Ciągle się gubiłam i lądowałam w niebezpiecznychdzielnicach.Jednego wieczoru zadzwoniłam do Gabriela zDorchester, a on dostał szału.I to się zdarzyło, chociaż miałamwłączony GPS.– Jak się znalazłaś w Dorchester?– GPS nawalił.Nie rozpoznawał jednokierunkowych ulic.Kazał mi nawet nielegalnie zakręcić w tunelu.Byłam coraz dalej od domu.Potem dałam sobie spokój.– W ogóle nie jeździsz?– W Bostonie i okolicach nie.Range rovera Gabriela trudno zaparkować i zawsze się bałam, że w kogoś uderzę.Kierowcy w Bostonie są szaleni.A o pieszych wolę nawet nie mówić.Paul powstrzymał chęć wyliczenia miliardów wad i błędówGabriela, ograniczając się do jednego.– Dlaczego ci nie kupi nowego samochodu? Najwyraźniej gostać.– Chcę coś małego, jak smart czy któryś z tych nowychfiatów.Gabriel uważa, że to tak, jak jeździć puszką po tuńczyku.–Westchnęła.– On chce, żebym jeździła czymś większym, naprzykład hummerem.Żartobliwie trącił ją w ramię.– Planujesz inwazję na Bagdad? Czy tylko Charlestown?– Bardzo śmieszne.Jeżeli nie jestem w stanie zaparkowaćrówno range rovera, jak, u diabła, zaparkuję hummera?Paul roześmiał się, otwierając drzwi restauracji.Zanim zdążył poprosić o miejsce dla dwojga, przy jednymstoliku zrobiło się zamieszanie.Mała dziewczynka, może trzy- czy czteroletnia, raz po raz wciskała przycisk w swojej książeczce, nieustannie wywołując kilka taktów melodyjki.Dziewczynka nie pozwalała sobie przerwać, podczas gdyPaul i Julia rozglądali się po restauracji.Inni goście wyglądali na mocno zirytowanych.Kobieta – ubrana w skromny strój i hidżab – usiłowałaodwrócić uwagę dziewczynki i podsunąć jej inną, „bezdźwięczną”, książeczkę, ale mała protestowała głośno.W pewnej chwili jeden z klientów, starszy mężczyzna,stanowczo zażądał, żeby kelner uciszył dziewczynkę.Następnie zaczął się skarżyć, że obrzydzają mu obiad i że dzieci, które „niepotrafią się zachowywać”, nie należy wpuszczać do restauracji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl