, Zevin Gabrielle Zapomniałam, że Cię kocham 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Toznaczy.ta dziewczyna wygląda tak samo, ale zachowuje się, jakby niebyła sobą.Kiedyś wydawała się taka.- Wydała z siebie westchnienie.-Ale teraz.- Jej głos się urwał.- To takie tragiczne.Tak strasznietragiczne.A wiesz, kogo najbardziej mi szkoda? Acea.Brianna była idiotką, ale nie miałam szczególnej ochoty stawać z niątwarzą w twarz.Co miałabym jej powiedzieć? Poza tym pewnie miałarację.Siedziałam w kabinie, dopóki nie wyszła z toalety.Prawdę powiedziawszy, cała ta sytuacja wydawała mi się coraz bar-dziej depresyjna.Nadal tkwiłam w toalecie, kiedy zadzwonił mój telefon.Nie miałamnawet pojęcia, że przez cały dzień był włączony.Spojrzałam nawyświetlacz.Dzwonił Will. Nie mów mi, że jesteś w szkole  zaczął bez przywitania. Niestety tak  odparłam. Teraz jestem wkurzony.Dzwoniła do mnie mama, ale jej nieuwierzyłem.Dlaczego nie powiedziałaś, że wracasz właśnie dzisiaj?Wtedy na pewno bym poszedł. Twoja mama powiedziała, że jesteś chory. To nic poważnego. Wyjaśnił, że w dzieciństwie miał wrzód iteraz zdarzały mu się  problemy z brzuchem", które czasami wykorzy-stywał, żeby zostać w domu.- Ale dla ciebie bym przyszedł, Szefowo.Zresztą i tak tu jestem. Skoro nie czujesz się dobrze, powinieneś chyba siedzieć w domu? Nigdy nie rezygnuję z pracy nad księgą pamiątkową - wyjaśnił.Ty zresztą też nie.Gdzie jesteś? Zaraz po ciebie przyjdę. Jasne, Will.Jestem w damskiej toalecie.Czekam na ciebie.Roześmiał się. Jasne.Może w takim razie spotkamy się w redakcji? Czyli w po-mieszczeniu obok klasy Weira? A przy okazji, powinnaś zadzwonić doswojego taty i uprzedzić go, że jesteś ze mną. Hej, Will? -Tak? Dlaczego miałam zamiar rzucić warsztaty fotograficzne? Warsztaty.warsztaty.Już wiem.Mówiłaś, że ten projekt zajmieci za dużo czasu.Poza tym uważałaś, że to nie fair, by ocena z przedmiotu zależała od osobistej historii.Wydaje mi się, że twoim zdaniem zbytwiele było w tym przypadkowości.I.to chyba wszystko.Czułam, że coś przede mną ukrywa.Mój tata zawsze powtarza, że jeśliktoś zawiesza głos, nie mówi nam wszystkiego.Zapytałam Willa, czymógł istnieć jeszcze jakiś powód. Cóż, mogę się tylko domyślać.Dwa pierwsze lata warsztatówkoncentrują się na kwestiach technicznych.Uczą, jakich aparatówużywać, jak dobierać oświetlenie, obrabiać zdjęcia, obsługiwaćPhotoshopa.Ale zajęcia dla zaawansowanych są bardziej kreatywne,bliższe temu, czym zajmuje się twoja mama, jeśli wiesz, co mam namyśli.Może właśnie to stanowiło dla ciebie problem?Nie skomentowałam tego, ale wyjaśnienie Willa brzmiało bardzoprawdopodobnie. Widzimy się na górze  powiedziałam.Kiedy weszłam do środka, zespół redakcyjny zaczął wiwatować, awszyscy odśpiewali dla mnie piosenkę For She's a Jolly Good Fellow,ściskając mi dłoń i poklepując po plecach, jakbym była jakąś bohaterką.Ktoś wyjął aparat - okazało się, że był to TEN aparat - i powiedział, żepowinnam sobie zrobić zdjęcie ze swoją dawną nemezis.Znalezli innyaparat, a ja udawałam, że boksuję się z tym, co wszystkich rozśmieszyłodo łez.Czułam się lekko onieśmielona i może nawet wzruszona,ponieważ nagle stało się jasne, ile łączy mnie z tymi ludzmi, wprzeciwieństwie do tych, z którymi zmuszona byłam jeść obiad.Wszystko to wydawało się cudowne, dopóki nie zaczęło do mniedocierać, na czym tak naprawdę polegała praca nad księgą pamiątkową.Składało się na nią zrobienie serii grupowych zdjęć, sprzedaż reklam ibranie udziału w konferencjach związanych z księgami pamiątkowymi.Wszystko to wymagało nieskończonej liczby zebrań i narad. Zastanawiałam się, jak to możliwe, by oprawienie kilku zdjęć w dwietwarde okładki kosztowało tyle czasu, pieniędzy i wysiłku.Zebranie trwało do dziewiętnastej.Trzeba było zaakceptować zdjęcia,zredagować teksty i zaplanować dalsze prace.Wychodząc, zapytałamWilla, ile razy w tygodniu spotyka się zespół redakcyjny.Roześmiał się iodparł:- %7łartujesz, prawda? Spotykamy się każdego dnia.Czasami także wweekendy.Zrobiłam szybką kalkulację.Wyszło mi co najmniej dwadzieściagodzin pracy nad księgą pamiątkową tygodniowo.Siedemset dwadzieścia godzin w roku szkolnym - nie licząc spotkań wweekendy i konferencji.Z której strony by nie spojrzeć, było to piekielnie czasochłonne.Miałam nadzieję, że odzyskam pamięć i przypomnę sobie, co mi siępodobało w redagowaniu rocznika.Nie chciałam zawieść tychwszystkich miłych ludzi.Kiedy już wracaliśmy samochodem do domu, Will nie mógł przestaćmówić o księdze pamiątkowej.Ten facet miał na tym punkcie obsesję, jakzapewne każdy, kto poświęcał swojej pasji siedemset dwadzieścia godzinrocznie.Przez większość drogi ignorowałam go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl