, Masterton Graham Wojownicy Nocy t.2 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skrzyżowała ramiona, wystrzeliwując wielogłowico­wy grot w niemal tuzin pobliskich ciał zmierzających w epileptycznych drgawkach w kierunku Kasyxa.Grot świsnął, płynąc na języku ognia, i oddaliwszy się na jakieś dziesięć stóp, wybuchnął tak, że każda z jego części ruszyła na poszukiwanie własnego celu.Biegnące trupy potykały się, traciły równowagę i padały.Xaxxa poderwał się i mknąc po lśniącej ścieżce czystej energii, wzbił się wysoko ponad pole.Zawrócił w prawo, ulatując wyżej niż kiedykolwiek dotąd, jak myśliwiec u szczytu zwrotu bojowego.Potem runął z trzaskiem przez burzowe niebo, utrzymując kolanami równowagę, z twarzą skrytą za lustrzaną maską.Kasyx obrócił się, by zobaczyć, jak Xaxxa przemyka tuż nad głowami tyraliery ciał, za­wraca i atakuje trupy całą swoją mocą.Tym razem był tak szybki, że pozostali Wojownicy Nocy ledwo mogli go dojrzeć.Przeszedł wzdłuż szeregów w nieus­tającym kłębowisku rąk i nóg.Trupy padały niczym ścięte zboże, jeden za drugim.Obaliwszy trzydziestu lub czter­dziestu przeciwników, Xaxxa wzniósł się i zawrócił, by zaliczyć jeszcze paru.Podczas ostatniego przelotu wzdłuż szeregu ciągnął za sobą grzmot towarzyszący przekraczaniu bariery dźwięku, narastający, nabrzmiewający, urastający do donośnego „bang” i zamierający gwałtownie.Musiał lecieć z szyb­kością większą niż tysiąc kilometrów na godzinę.Tebulot przestawił broń na ogień pojedynczy, rażąc za każdym strzałem tylko jedno ciało, za to celnie i skutecznie.Samena sięgnęła po groty młócące.Podczas lotu otwierały się, uwalniając elastyczne druty z ciężarkami na końcach, które owijały się wokół szyi trupów i odcinały błyskawicznie głowy, rozrzucając je nad łąkę jak szare dynie.Kasyx obejrzał się.Mechaniczne miasto powracało z wol­na do poprzedniej postaci, ulice z hałasem stawały się na powrót ulicami, a budynki budynkami.Niemniej już sama manifestacja mocy Yaomauitla była dla nich ciężką próbą.Znajdowali się teraz na jego terytorium, walczyli we śnie, którym on rządził.Kasyx poczuł się jak z góry skazany na porażkę, pobity, zdolny do działań nie bardziej skutecznych niż szarpanina muchy w pajęczej sieci.Walka - owszem; zmagania - jak najbardziej, lecz żadnej prawdziwej szansy na uwolnienie się bez szwanku.Coraz więcej bladych, robaczywych ciał z ziemią we włosach wydostawało się spod gruntu - więcej niż mógł zastrzelić Tebulot; więcej niż mogła grotami porazić Same-na czy roztrzaskać Xaxxa.- Do tyłu! Cofamy się! Jest ich zbyt wielu! - krzy­knął Kasyx.Wystrzelili jeszcze parokrotnie.Ciała zapłonęły, zaskrze­czały i padły na trawę, skwiercząc jak wypalające się świece.Za nimi pojawiły się jednak następne, blade, rozwrzeszczane; przepychający się tłum, który samą ilością przy­tłaczał Wojowników Nocy.Wszyscy czworo przekroczyli grań i ruszyli biegiem w dół, ku mechanicznemu miastu.Za nimi zaroili się na grzbiecie wzgórza umarli, wykrzykując aż pod niebo swoją wściekłość i ból.Wojownicy Nocy zdołali dobiec do połowy zbocza, gdy pojawiły się trupy okrążające ich z boków.Tebulot potknął się i zahamował wystrzeliwując silny strumień energii naj­pierw w lewo, potem w prawo.Przybyło płomieni.W powie­trzu zawirowały oderwane, jakby błagające o zapomnienie ręce.Miejscami płonęła trawa, umarli jednak przechodzili przez ogień, nawet jeśli ich ubrania zajmowały się pło­mieniami.Wojownicy Nocy pędzili galopem.Zbocze przechodziło łagodnie w rozległą, szarą i posępną równinę, na której miejsca spopielone poprzedzielane były kępami dzikiej tymo­tki.Dalej rozciągało się już mechaniczne miasto.O pół miii od nich mknął po cynowych szynach pociąg z jasno oświet­lonymi oknami wagonów, a za nim wznosił się mechaniczny żuraw, tykający głośno przy każdym poruszeniu.Stopy ich zapadały się w pył, lecz byli coraz bliżej zwalistej bryły miasta.Jednak Kasyx, obejrzawszy się stwier­dził, że mieli małe szansę, by do niego dotrzeć.Armia martwych zbiegała już ze wzgórza, udało się jej okrążyć niemal całkowicie Wojowników Nocy z lewej flanki, nieba­wem mieli uczynić to samo z prawej.Kasyx zahamował raptownie.Pozostali przebiegli jeszcze parę kroków i odwrócili się.- O co chodzi? - spytała Samena.- Kasyxie, wszyst­ko z tobą w porządku?- Ależ robimy z siebie głupców! - zawołał Kasyx.- Popatrzcie sami, jak ładnie biegniemy! Robimy dokład­nie to, czego chce od nas Yaomauitl!- A co niby innego mamy robić? - zirytował się Xaxxa,- To jest armia!- Tak, Xaxxo, lecz my również nią jesteśmy! Przy­najmniej jak długo walczymy razem.- Co chcesz przez to powiedzieć? - odezwał się Te­bulot.- To, co sam już kiedyś powiedziałeś.Musimy walczyć razem jak równi sobie.Walczmy więc.Czoło armii martwych było tylko pięćdziesiąt stóp od nich.Tebulot uniósł broń i wystrzelił ładunek, który eksplo­dując powalił siedem trupów.- Zrobimy tak - powiedział szybko Kasyx.- Wyślę pole siłowe, by przyciągnąć ich wszystkich bliżej.Xaxxo, ty wzlecisz nad ich tyły i tam pozostaniesz.Potem Tebulot wystrzeli w ciebie ładunki, które ty odbijesz swoim ekranem prosto w ich tylne szeregi.Samena tymczasem będzie ich skubać od frontu.Tebulot nie miał zbyt mądrej miny, lecz Kasyx dodał:- Przepraszam, może znów zaczynam się rządzić.Ale jeśli się pospieszymy, powinno to dać rezultaty.- Kupuję - stwierdził Xaxxa.- Wolę już walczyć, niż uciekać - poparła go Samena.- A tamtemu miejscu nie ufałabym ani trochę - skinęła w kierunku mechanicznego miasta.- Zatem załatwmy ich, zanim oni załatwią nas - pod­sumował Kasyx.- O Boże - zmartwiła się Samena.- Ty też oglądałeś „Posterunek przy Hill Street”?- A co to jest, u licha, „Posterunek przy Hill Street”? - zmarszczył brwi Kasyx.Xaxxa przybrał charakterystyczną dla siebie pozycję i pomknął ponad głowami zbliżających się szybko wrogów.Tebulot przyjął od Kasyxa dodatkową porcję energii i przy­klęknął z bronią przy ramieniu, gotów do otwarcia ognia.Samena uzbroiła swój palec w następny grot młócący [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl