, Ludlum Robert Tozsamosc Bourne'a 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znaleźli mały hotel w zatłoczonym centrum Montparnasse’u.Recepcja i pokoje przedstawiały dość opłakany widok, jednakże nastrój niegdysiejszej elegancji nadawał wnętrzu ponadczasowy urok.Było to ciche, spokojne miejsce w samym sercu tętniącego życiem miasta; właśnie dzięki temu, że właściciele akceptowali postęp, jaki dokonywał się na zewnątrz, lecz nie ulegali jego wpływom, hotel miał niepowtarzalny klimat.Jason skinął głową siwemu portierowi, którego obojętność przeszła w pobłażliwość z chwilą, gdy otrzymał dwudziestofrankowy napiwek, i zamknął za nim drzwi.- Pewnie bierze cię za diakona z prowincji, któremu ślinka cieknie na myśl o nocnych igraszkach - powiedziała Marie.- Zauważyłeś, że od razu poszłam w stronę łóżka?- Nic się nie martw, portier Herve będzie bardzo ochoczo spełniał wszystkie nasze życzenia.Nie dopuści nikogo do gości, którzy dają tak sute napiwki.- Zbliżył się do kobiety i wziął ją w ramiona.- Dzięki za uratowanie mi życia.- Drobnostka, kochany.- Podniosła ręce ujmując jego twarz w swoje dłonie.- Ale więcej nie każ mi na siebie tyle czekać.O mało nie zwariowałam ze strachu, że ktoś cię rozpoznał.i że stało się coś złego.- Zapominasz o jednym: nikt nie wie, jak wyglądam.- Nie licz na to; zresztą to nieprawda.Na Steppdeckstrasse było ich wtedy czterech, dochodzi jeszcze ten drań z parku.Oni żyją, Jasonie.I wszyscy cię widzieli.- Niezupełnie.Widzieli ciemnowłosego, kulejącego mężczyznę z obandażowaną głową.Tylko dwóch miało okazję przyjrzeć mi się z bliska: ten facet z pierwszego piętra i tamten typ z parku.Pierwszy przez jakiś czas nie wyjedzie z Zurychu.nie może chodzić i ma strzaskaną rękę.A drugi był oślepiony blaskiem latarki, więc niewiele zobaczył.Opuściła ręce i zmarszczyła czoło; jej bystry umysł analizował to, co usłyszała.- Nigdy nic nie wiadomo.Mogą cię rozpoznać.Zmień kolor włosów.to zmienisz twarz.Słowa Geoffreya Washburna z Île de Port Noir.- Powtarzam ci, że widzieli ciemnowłosego mężczyznę, a w dodatku była noc.Słuchaj, umiesz się posługiwać wodą utlenioną?- Nigdy nie rozjaśniałam sobie włosów.- W takim razie rano poszukam jakiegoś zakładu.Tu na Montparnassie powinno ich być pełno.Powiada się, że blondyni mają większe powodzenie.Badała wzrokiem jego twarz.- Próbuję sobie wyobrazić, jak będziesz wyglądał.- Inaczej.Drobna różnica, ale powinna wystarczyć.- Może masz rację.Obyś się tylko nie mylił.- Pocałowała go w policzek: oznaczało to zmianę tematu.- A teraz wyjaśnij, co się stało? Gdzie byłeś? Czego dowiedziałeś się o tym.o tym wypadku sprzed pół roku?- Że wydarzył się niecałe sześć miesięcy temu i właśnie dlatego nie jestem mordercą.Opowiedział jej wszystko, pomijając jedynie decyzję, którą podjął, że więcej się już nie zobaczą.Jednakże to, co przemilczał, Marie sama odgadła.- Gdyby ta data, dwudziestego czwartego sierpnia, nie wbita ci się tak mocno w pamięć, nie przyszedłbyś na spotkanie, prawda?Skinął głową.- Masz rację.- Wiedziałam.Czułam to.W drodze z kawiarni do muzeum przez chwilę ledwo mogłam oddychać.Miałam wrażenie, że się duszę.Wierzysz mi?- Wolałbym nie wierzyć.- Ale tak było.Siedzieli blisko siebie, ona na łóżku, on na stojącym obok fotelu.Wyciągnął rękę po jej dłoń.- Wciąż mam wątpliwości, czy słusznie zrobiłem, że tu przyszedłem.ja znałem tego człowieka, widziałem jego twarz, byłem w Marsylii jeszcze czterdzieści osiem godzin przed zabójstwem!- Ale go nie zabiłeś.- Więc po co tam pojechałem? I dlaczego inni myślą, że to ja strzelałem? Istne szaleństwo! - Zerwał się z krzesła; w jego oczach znów odmalował się ból.- Ale zapominam, że nie jestem całkiem normalny.jestem człowiekiem, który nic nie pamięta, nie pamięta całego swojego życia.- Z czasem znajdziesz odpowiedzi.- Marie mówiła tonem rzeczowym, pozbawionym współczucia.- Jak nie tu, to gdzie indziej, może w samym sobie.- Oj, chyba nie.Washburn powiedział, że przy amnezji wszystko się przestawia, miesza.otwierają się inne tunele, inne okna.- Podszedł do parapetu, oparł się o niego i spojrzał w dół na światła Montparnasse’u.- Nawet widoki są inne i nigdy nie będą takie jak dawniej.Gdzieś tam na zewnątrz żyją ludzie, których znam i którzy mnie znają.Tysiące kilometrów stad żyją różni moi znajomi, tacy, których lubię, i tacy, których nie cierpię.Może mam żonę, dzieci, nie wiem.Czuję się tak, jakbym unosił się na wietrze, który targa mną we wszystkie strony; ilekroć próbuję opaść na ziemię, znów porywa mnie do góry.- Wysoko?- Tak.- Skakałeś z samolotu.- Nie było to pytanie, lecz stwierdzenie faktu.Odwrócił się.- Skąd wiesz?- Wczoraj mówiłeś o tym przez sen.Byłeś zlany potem, twarz miałeś rozgrzaną, czerwoną, musiałam ja przecierać zwilżonym ręcznikiem.- Dlaczego rano nic nie wspomniałaś?- Wspomniałam; spytałam, czy byłeś pilotem albo czy boisz się latania, zwłaszcza nocą.- Nie wiedziałem, o co ci chodzi.Trzeba było mnie mocniej przycisnąć.- Bałam się.Byłeś bliski histerii, a ja nie mam w tych sprawach doświadczenia.Staram ci się pomóc w odzyskaniu pamięci, ale nie mogę badać twojej podświadomości.To może tylko lekarz.- Lekarz? Spędziłem z lekarzem prawie sześć miesięcy.- Po tym, co o nim opowiadałeś, jestem zdania, że warto zasięgnąć drugiej opinii.- Nie! - krzyknął gniewnie, zdziwiony złością, jaka go ogarnęła.- Nie chcę!- Dlaczego nie? - Marie podniosła się z łóżka.- Potrzebujesz pomocy, Jasonie.Może psychiatra.- Nie! - krzyknął ponownie, nie potrafiąc się opanować, wściekły sam na siebie.- Nie pójdę do żadnego psychiatry.Nie mogę.- Ale dlaczego? Wyjaśnij mi - poprosiła stając naprzeciw niego.- Bo.bo po prostu nie mogę.- Powiedz mi tylko dlaczego.Popatrzył na nią, a potem odwrócił się i oparłszy ręce o parapet, znów spojrzał w dół:- Dlatego, że się boję.Ktoś mnie okłamał i nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem wdzięczny losowi za to, że prawda okazała się inna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl