, Koontz Dean R Tunel strachu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posuwał się ciężko, leniwie, noga za nogą.Rozglądał się wokoło podziwiając cichą, spokojną noc.Wiatr ucichł, powietrze wyda-wało się podejrzanie spokojne.Zbliżał się świt, chociaż na horyzoncie nie było jeszczewidać brzasku.Przedtem na niebie wisiał blady księżyc, ale niedawno zaszedł za góra-mi.Teraz widać było jedynie kłębiaste, lekko fosforyzujące chmury, srebrzystoczarne natle ciemniejszego, granatowoczarnego nieba.Conrad stanął przy drzwiach swojego fur-gonu i wziął kilka głębokich oddechów, napawając się świeżym, orzezwiającym powie-trzem.Nie miał ochoty wejść do środka z obawy przed tym, co może tam zastać.Nie mógł jednak stać tak bez końca.Przygotowując się na najgorsze otworzył drzwi,wszedł do travelmastera i włączył światła.W szoferce nie było nikogo.Podobnie w kuchni i sypialni.Conrad przeszedł na tył furgonu i zatrzymał się, drżąc, by po chwili z wahaniemuchylić drzwi prowadzące do głównej sypialni.Zdecydowanym ruchem włączył świa-tło.Aóżko nadal było starannie zasłane, dokładnie tak jak je zostawił wczoraj rano.Namateracu  wbrew jego przypuszczeniom  nie było leżącej bezwładnie martwej ko-biety.Odetchnął z ulgą.Minął tydzień, odkąd znalazł ostatnią kobietę.Niedługo natrafi na kolejną.Był tegopewien.Pragnienie gwałtu, zabójstw i zadawania bólu pojawiało się teraz w tygodnio-wych odstępach, dużo częściej niż dotychczas.Ale najwyrazniej dziś w nocy nic się niewydarzyło.64 Z odrobinę lepszym samopoczuciem wszedł do małej łazienki, by przed położeniemsię do łóżka wziąć szybki, gorący prysznic  i stwierdził, że w umywalce zostały śladykrwi.Sterta ręczników pokrytych ciemnymi plamami leżała na podłodze.A więc TO się stało.Kostka mydła Ivory na mydelniczce spoczywała pośród gęstej, ciemnej kałuży.Mydłobyło czerwonobrązowe od krwi.Przez prawie minutę Conrad stał w progu, spoglądając z niepokojem w stronę prysz-nica.Zasłona była zaciągnięta.Wiedział, że musi ją odsunąć i sprawdzić co jest za nią,ale bał się to uczynić.Zamknął oczy i oparł się o framugę, czekając, aż odzyska dość sił, by uporać sięz tym, co musiało być zrobione.Do tej pory dwukrotnie odnalazł zwłoki w kabinie prysznica.Rozszarpane, zmiaż-dżone, roztrzaskane i nadgryzione.Nie wyglądały już na istotę ludzką.Usłyszał, że zasłona prysznica grzechocząc przesuwa się po metalowym pręcie klak, klak, klak.Gwałtownie otworzył oczy.Zasłona nadal była zaciągnięta i zwisała luzno, nie poruszona.Dzwięk był jedynie wytworem jego wyobrazni.Głośno wypuścił powietrze.Nerwowo oblizał wargi i odsuwając się od framugi podszedł do prysznica.Zacisnąłpalce na zasłonie i szarpnięciem odsunął ją w bok.Kabina była pusta.Przynajmniej tym razem wszystko zostało usunięte.Był z tego powodu niezmierniezadowolony.Zajmowanie się odrażającymi szczątkami było zajęciem, którego Conradnienawidził.Naturalnie będzie musiał dowiedzieć się, co się stało z ostatnimi zwłokami.Jeżeli niezostały przeniesione dość daleko od wesołego miasteczka, policja może zainteresowaćsię ewentualnym związkiem między ofiarą a lunaparkiem.Będzie musiał już wkrótcepójść tam i przetransportować trupa gdzieś dalej.Odwrócił się od prysznica i zabrał za sprzątanie łazienki, W piętnaście minut póz-niej, trawiony przemożnym pragnieniem wypicia paru głębszych, zabrał z kuchni szkla-neczkę, tacę z kostkami lodu i butelkę johnniego walkera.Przeniósł to wszystko do sy-pialni, usiadł na łóżku i nalał sobie dwie lub trzy uncje do szklaneczki.Usiadł prosto,opierając się plecami o trzy poduszki i sączył whisky, usiłując uspokoić się przynajmniejna tyle, by nie grzechotać przez cały czas kostkami lodu w szklaneczce.Na nocnym stoliku leżała kserokopia grafiku miejscowości, które w tym sezoniemiało odwiedzić ich wesołe miasteczko.Kartka była mocno postrzępiona od częstegoprzeglądania.Conrad wziął ją do ręki.65 Od początku listopada do połowy kwietnia BAM, podobnie jak inne lunaparki, byłnieczynny.Przerwa zimowa.Większość lunaparkowców i pracowników wędrownychwesołych miasteczek zimowała w Gibsonton na Florydzie, zwanym przez nich po-wszechnie Gibtown  mieście, które było ich całoroczną przystanią, Shangrila, azy-lem, miejscem, gdzie kobieta z brodą i trzyoki mężczyzna mogli wypić razem drinkaw pobliskim barze i nikt nie zwracał na nich uwagi.Od kwietnia do pazdziernika jed-nak BAM był bez przerwy w drodze, odwiedzając co tydzień nowe miasto, by po sześciudniach pożeglować ku następnej przystani.Popijając szkocką Conrad Straker przejrzałgrafik BAM-u.Zatrzymywał wzrok przy każdej kolejnej linijce, rozkoszując się nazwa-mi miasteczek, przetrawiając je i usiłując dzięki swojej mocy określić, w którym z nichmógł wreszcie natknąć się na dzieci Ellen.Liczył, że miała przynajmniej jedną córkę.Dla syna  jeżeli go miała  opracowałjuż odrębny plan.Ale szczególne zamiary miał w stosunku do córki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl