, Greg Bear Koncert Nieskonczonosci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale ³adny - wyrwa³o siê Michaelowi.Nie bardzo wiedzia³, czy ma siê zachwycaæ, czy nie.- To by³a ch³odna noc z niebem zasnutym chmurami i pe³nym œwiat³a - odezwa³a siê.- By³a tam jakaœ droga, twarda i czarna, z bia³ymi liniami i z³otymi kropkami, a po obu jej stronach trawa uwiêziona w kamieniu i drzewa w tej trawie.- Wskaza³a na ¿uka.- To by³o.tam.Zabra³am wiêc to ze sob¹.Michael zamruga³ powiekami.- Ja.- Przynios³am to dla ciebie z twojego domu - ci¹gnê³a Eleuth.- Mieszkasz w bardzo dziwnym miejscu.¯uczek podpe³z³ centymetr po jej d³oni, zatrzyma³ siê i prze­wróci³ na grzbiet.Przebiera³ jeszcze przez chwilê ³apkami, a potem znieruchomia³.Eleuth przyjrza³a mu siê uwa¿nie i szturchnê³a palcem.Na jej palcu po³yskiwa³y kropelki wody, jak gdyby.Jak gdyby szuka³a czegoœ po omacku w mokrej trawie.- Nie ¿yje? - spyta³ Michael.W oczach Eleuth zakrêci³y siê ³zy.- Chyba tak.Tyle jeszcze muszê siê nauczyæ.Kiedy wróci³ na swój pagórek, by³o ju¿ ciemno i bardzo zimno.Okna chaty ¯urawic p³onê³y jasnym blaskiem.Miêdzy chatami, stoj¹c na jednej nodze, czeka³a na niego Spart.Kiwnê³a na niego palcem, opuœci³a nogê i ruszy³a wielkimi krokami w stronê jego domku.Poszed³ za ni¹.Da³a mu znak, ¿eby odci¹gn¹³ zas³onê,i uczyni³ to.Pstryknê³a palcami i litery wiersza napisanego na ziemi rozjarzy³y siê.- Sk¹d to siê tu wziê³o?- Jestem poet¹ - odpar³ z³y za jej wœcibstwo.- Piszê wiersze.Nie ma tutaj papieru, a wiêc piszê na ziemi.- Tak, ale sk¹d siê to wziê³o? Sk¹d mam wiedzieæ? To poezja.- Czy wiesz, jak stary jest ten wiersz? - spyta³a pokazuj¹c na kilka ostatnich linijek.- W swojej kaskaryjskiej wersji? Michael pokrêci³ g³ow¹.- Przed chwil¹ go napisa³em.- Niebezpiecznie pisaæ takie rzeczy.Twoje konszachty z Mie­szank¹ czyni¹ ciê bardzo interesuj¹cym uczniem.- Odesz³a jak dwuno¿na pajêczyca na swych d³ugich koñczynach.- To mój wiersz - zawo³a³ za ni¹.Us³ysza³ za plecami jakieœ szmery i obejrzawszy siê ujrza³ Nare zagl¹daj¹c¹ przez drzwi w ciemnoœci zalegaj¹ce wnêtrze domku.Porusza³a bezg³oœnie ustami wpatruj¹c siê w œwiec¹ce gryzmo³y.- To Kaeli Tonna ­odezwa³a siê wreszcie g³oœno i uœmiechnê³a do Michaela.Wypros­towa³a siê i odesz³a w œlad za Spart.Chocia¿ niebo by³o bezchmurne, w powietrzu wisia³ zapach kurzu i elektrycznoœci.Michael le¿a³ dr¿¹c na macie z sitowia.Wspomnia³ przez chwilê Eleuth i to, co zrobi³a, a potem zacz¹³ myœleæ o Helenie.Ciekaw by³, co teraz porabia Helena i kiedy znowu j¹ zobaczy.zastanawia³ siê te¿, czy Helena kiedykolwiek bêdzie tak namiêtna jak Eleuth.(To co zrobi³a Eleuth.)To by³o chyba wiêcej, ni¿by œmia³ siê spodziewaæ.Rozdzia³ dwudziesty pierwszyMichael widzia³ kilka razy, jak ¯urawice trenuj¹ Biriego, rozmawiali jednak po kaskaryjsku, wiêc nie móg³ dobrze zro­zumieæ, co siê dzieje.Wznowi³y te¿ æwiczenia z Michaelem i po up³ywie kilku dni, z nadejœciem wiêkszych ch³odów, Nare po­œwiêci³a wreszcie ca³y dzieñ na nauczenie go hyloki czyli czer­pania-ciep³a-ze-œrodka.Zaczyna³ dopiero pojmowaæ, o co w tym chodzi, kiedy zostawi³a go i przez ca³y tydzieñ wszystkie trzy koncentrowa³y siê od œwitu do zmierzchu na Birim.Pewnego szczególnie ch³odnego poranka Michael wyszed³ ze swego sza³asu i poœrodku pagórka ujrza³ Biriego z ¯urawicami.Otacza³y go ko³em trzymaj¹c siê za rêce, oczy mia³y zamkniête, a twarze zwrócone w górê, ku zimnemu, niebieskiemu niebu.Wokó³ nich leniwymi, powolnymi p³atkami pada³ œnieg.Michael usiad³ po turecku na ziemi przed drzwiami swojego sza³asu.Grupka ta po prostu sta³a przez kilka godzin nic nie robi¹c.Michael pisa³ wiersze na twardniej¹cej ziemi, zmazywa³ je i co chwila zerka³ spod oka w tamt¹ stronê, ¿eby sprawdziæ, czy coœ siê nie zmieni³o.Usi³owa³ przywo³aæ z powrotem wra¿enie wewnêtrz­nego, oderwanego g³osu, ale mu siê to nie udawa³o.W koñcu stoj¹cy miêdzy ¯urawicami Biri osun¹³ siê na ziemiê, a one cofaj¹c siê rozerwa³y kr¹g i przykucnê³y nad nim niczym drapie¿ne ptaszyska, z szeroko otwartymi oczyma i mocno zaciœniêtymi ustami.Potem odesz³y do swojej chaty zostawiaj¹c Biriego tam, gdzie le¿a³.Michael zbli¿y³ siê do niego, pochyli³ i dotkn¹³ d³oni¹ jego czo³a.Nic ci nie jest?- OdejdŸ - jêkn¹³ Biri mocno zaciskaj¹c powieki.- Chcia³em tylko zapytaæ - powiedzia³ Michael.Od strony chaty nadbiega³a Spart wymachuj¹c rêkami.- OdejdŸ! - zaskrzecza³a.- Zostaw go! Wynoœ siê st¹d!- Znaczy siê, na zawsze? - spyta³ ura¿ony uchylaj¹c siê przed odpêdzaj¹cymi go rêkami.- Wróæ o zmierzchu.- Spojrza³a na Biriego, który nawet nie drgn¹³.Nic mu nie jest? - Jest.IdŸ ju¿.Michael przeszed³ przez strumieñ ogl¹daj¹c siê przez ramiê na zastyg³y w bezruchu ¿ywy obraz, jaki tworzyli Spart i le¿¹cy na ziemi Sidh.Ruszy³ w kierunku Euterpe marszcz¹c brwi i kopi¹c po drodze ma³e kamyki.Œnieg pada³ coraz gêœciej tworz¹c na rosn¹cych przy drodze krzakach i kêpkach trawy poznaczone plamkami czapy.Id¹c æwiczy³ hylokê i czu³ stopniowe rozprzestrzenianie siê po ca³ym ciele ciep³a, którego Ÿród³em by³a jama ¿o³¹dkowa.Ile to ju¿ dni minê³o, od kiedy trafi³ do Królestwa? To pytanie zachwia³o jego koncentracjê i od razu zrobi³o mu siê zimno.Straci³ rachubê dni; mo¿e to ju¿ dwa miesi¹ce, a mo¿e dwa i pó³ albo i trzy.Wszystko zla³o siê w trening, ucieczkê, rzucanie cieni, z przeb³yskami przera¿enia, uczucia Eleuth i myœli o Helenie.Nachmurzy³ siê i skupi³ znowu na hyloce.Od razu poczu³ now¹ falê ciep³a unosz¹c¹ siê do piersi i sp³ywaj¹c¹ w dó³ ramionami.Uœmiechn¹³ siê i na próbê zakrêci³ rêkoma m³ynka.Uczucie zimna gdzieœ siê rozwia³o.Ujrzawszy zarysy Euterpe przyspieszy³ kroku.Twarz p³onê³a mu rumieñcem, a palce œwierzbia³y.Przypomnia³ mu siê Biri le¿¹cy na ziemi i wyraŸnie cierpi¹cy, i bardzo by³ rad, ¿e nie jest Sidhem.Czu³ siê odurzony ulg¹, ¿e jest Michaelem Perrinem.By³ nawet rad z tego, ¿e znajduje siê w Królestwie, bo gdyby sta³ na œniegu gdzie indziej, nie by³oby mu tak ciep³o; tak ciep³o i przyjemnie.Przytupn¹³ nogami i nie zauwa¿y³ nik³ej smu¿ki dymu.Gdy zbli¿a³ siê do przedmieœæ Euterpe, tañczy³ ju¿.Min¹³ w pl¹sach pierwsze domy uœmiechaj¹c siê do siebie i nuc¹c pod nosem.Nie zastanawiaj¹c siê zbytnio nad tym, czemu jest tak szczêœliwy, skrêci³ w uliczkê, od której odchodzi³a alejka Heleny.Cienka warstewka lodu pokrywa³a kocie ³by w œcieku poœrodku uliczki.Jego roztañczone nogi nie tyle kruszy³y lód, co go roztapia³y.Pozostawia³y za sob¹ paruj¹ce œlady: Zerwa³ siê do biegu i pokrzykuj¹c ochoczo skrêci³ w pe³nym pêdzie za róg,miêdzy dwie œlepe kamienne œciany.Ogarniêty ekstaz¹ znalaz³ chyba znowu swój g³os wewnêtrzny i mia³ w³aœnie zamiar wy­œpiewaæ jakiœ poetycki tekst, kiedy znalaz³ siê przed schodami.Zatrzyma³ siê trochê speszony.W oczach Heleny pragn¹³ uchodziæ za powa¿nego cz³owieka.Jego stopy sycza³y w zetkniêciu ze stopniami schodów.Stan¹³ przed drzwiami Heleny i zastuka³ we framugê.Coœ siê pali³o.Rozejrza³ siê zaintrygowany w nadziei, ¿e to tylko czyjœ przypalo­ny posi³ek, a nie dom.Sw¹d by³ coraz silniejszy.Podniós³ rêkê, ¿eby podrapaæ siê po nosie.Dymi³ rêkaw jego koszuli.Gapi³ siê nañ przez chwilê oniemia³y z wra¿enia.Ciep³o promieniowa³o z jego skóry [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl