, Eco Umberto Baudolino (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krążyły niespokojnie w ustawionej na szczycie wieży klatce, gotowerzucić się na każdego poza eunuchem, który mówił, jak się zdaje, ich językiem i obsłu-giwał je, chodząc między nimi, jakby były kurami w jego kurniku.Tylko on mógł uży-wać ich jako posłańców Aloadyna: wkładał im na szyję i grzbiet mocne rzemienie, któreprzeciągał pod skrzydłami, a potem przywiązywał do nich kosz albo jakieś inne brze-mię, otwierał kratę, wydawał tak objuczonemu ptakowi rozkaz i wtedy ten tylko wzla-tywał nad wieżę i znikał w przestworzach.Widzieliśmy również, jak wracały: eunuchwpuszczał ptaka do klatki i odczepiał mu worek albo metalowy walec  zapewne z ja-kąś wiadomością dla pana tego miejsca.Kiedy indziej więzniom mijały całe dni bez żadnych zatrudnień, gdyż nie było nicdo zrobienia; czasem kazano im usługiwać eunuchowi, który nosił zielony miód zaku-337 tym w łańcuchy młodzieńcom, i wtedy patrzyli ze zgrozą na ich wyniszczone wskutekmarzeń sennych twarze.Natomiast naszych więzniów nie marzenia wyniszczały, leczciągła nuda, zabijali więc czas, opowiadając sobie bezustannie wydarzenia z przeszło-ści.Wspominali Paryż, Aleksandrię, radosny zgiełk placu targowego w Gallipolis, spo-kój podczas pobytu u gimnosofistów.Rozmawiali o liście księdza i Poeta, każdego dniacoraz posępniejszy, zdawał się powtarzać słowa diakona, jakby to on je niegdyś usły-szał:  Robak zwątpienia gryzie moje serce, a jest to myśl, iż nie ma żadnego królestwa.Kto mi o nim mówił tu, w Pndapetzim? Eunuchowie.Od kogo wracają posłańcy, któ-rych oni, tak, właśnie oni, wysyłają do księdza? Od nich, od eunuchów.Czy jednak ciposłańcy naprawdę wyruszają? Czy naprawdę wracają? Diakon nigdy nie widział swegoojca.Wszystkiego, co wiemy, dowiedzieliśmy się od eunuchów.Być może wszystko jesttylko owocem spisku eunuchów, którzy zadrwili z diakona i nas zupełnie tak samo jakz ostatniego spośród Nubijczyków i jednonogich? Czasem zastanawiam się nawet, czyistnieli Biali Hunowie. Baudolino odpowiadał, że powinien przypomnieć sobie pole-głych w bitwie towarzyszy, ale Poeta potrząsał tylko głową.Zamiast powtarzać sobie, żeponiósł klęskę, wolał wierzyć, że padł ofiarą czarów.Potem wracali do okoliczności śmierci Fryderyka i codziennie wynajdowali innewyjaśnienie, które nadałoby jakiś sens tej bezsensownej tragedii.Wszystko byłosprawką Zosimy, to oczywiste.Nie, Zosima ukradł Gradalis, ale uczynił to przecież,kiedy już było po wszystkim; wcześniej musiał w tym maczać palce ktoś, kto spodzie-wał się zdobyć Gradalis.Ardzrouni? Kto może wiedzieć? Jeden z poległych towarzyszy?Co za straszna myśl! Jeden z nich, którzy przeżyli? Czy w tym nieszczęściu  mówiłBaudolino  musimy na dodatek cierpieć katusze wzajemnych podejrzeń? Póki wędrowaliśmy podnieceni myślą o odkryciu królestwa księdza, nie dręczyłynas takie wątpliwości i jeden pomagał drugiemu w duchu przyjazni.Dopiero niewolauczyniła z nas ludzi swarliwych i nie mogliśmy już jeden drugiemu spojrzeć w oczy,i lata całe nienawidziliśmy się wzajemnie.Ja zamknąłem się w sobie.Rozmyślałemo Hypatii, lecz nie potrafiłem przypomnieć sobie jej twarzy, pamiętałem tylko radość,jaką mi dawała.Nocą zdarzało mi się dotykać niespokojnymi dłońmi owłosienia na wła-snym wzgórku łonowym i śnić, że czuję pod palcami pachnącą piżmem sierść.Mogłemsię w ten sposób pobudzić, chociaż bowiem duch odrzucał czcze rojenia, ciało odbudo-wywało się stopniowo po wszystkich skutkach naszych peregrynacji.Karmili nas nie-zle, dwa razy dziennie dostawaliśmy obfity posiłek.Może w ten sposób Aloadyn, niewprowadzając nas wszak w tajemnice swego zielonego miodu, zapewniał sobie z naszejstrony spokój.W istocie zaś odzyskiwaliśmy siły, lecz jednocześnie, mimo prac, któremusieliśmy wykonywać, nabieraliśmy trochę za dużo ciała.Zerkałem na rosnący brzu-szek i powiadałem sobie: pięknie wyglądasz, Baudolinie, czy wszyscy ludzie są równie338 jak ty piękni? I śmiałem się jak głupi.Jedyne chwile pociechy zawdzięczali Gavagaiowi.Ich znakomity przyjaciel objął sta-nowisko błazna Aloadyna, zabawiał go swymi nieoczekiwanymi ruchami, oddawał mudrobne przysługi, mknął po salach i korytarzach z rozkazami władcy, nauczył się sara-ceńskiego języka, cieszył się dużą swobodą.Przynosił przyjaciołom smakołyki z kuchniswego pana, opowiadał o sprawach, którymi żyła warownia, o podstępnej walce eunu-chów zabiegających o fawory u władcy, o zabójczych misjach, na które wysyłano oszo-łomionych miodem młodzieńców.Pewnego dnia przyniósł Baudolinowi ów zielony miód, lecz tylko trochę, bo inaczejpopadłby w stan tamtych asasynów  wyjaśnił.Baudolino zjadł miód i przeżył miło-sną noc z Hypatią.Lecz pod koniec snu ciało dziewczęcia odmieniło się, zyskało zgrab-ne, białe i przyjemne nogi, jakie mają niewiasty człowiecze, a za to kozią głowę.Gavagai doniósł, że ich oręż i sakwy zostały ciśnięte do jakiejś komórki i że odnaj-dzie je, kiedy podejmą próbę ucieczki. Naprawdę sądzisz, Gavagaiu, że pewnego dnia zdołamy uciec?  spytałBaudolino. Ja tak sądzi.Ja sądzi, że nie brak dobrych sposobów ucieczki.Ja tylko musi znalezćnajlepszy.Ale ty robi się tłusty jak eunuch, a tłusty ucieka marnie.Musi poruszać ciałemjak ja, podnosi nogę nad głowę i robi się bardzo zręczny.Podnoszenie nogi nad głowę nie wchodziło w grę, ale Baudolino zrozumiał, że na-dzieja ucieczki, choćby i daremna, pomoże mu znieść uwięzienie i uchronić się przedszaleństwem, zaczął więc czynić przygotowania: wymachiwał rękami, robił dziesiątkiprzysiadów  póki nie padał z wyczerpania na zaokrąglony brzuch.Namówił też dotych ćwiczeń przyjaciół i wykonywał z Poetą ruchy jak podczas walki; czasem całe po-południe mijało im na próbach rzucenia przeciwnika na ziemię.Z łańcuchem na no-gach nie było to łatwe, a w dodatku utracili niegdysiejszą gibkość.Nie tylko z powoduwięzienia.Także wiek dawał im się już we znaki.Ale ćwiczenia poprawiały kondycję.Jedynym, który zapomniał całkiem o swoim ciele, był rabbi Solomon.Jadł bardzomało, był za słaby do rozmaitych robót i w rezultacie przyjaciele wykonywali praceza niego.Nie miał żadnego zwoju, który mógłby czytać, żadnego narzędzia, którymmógłby pisać.Spędzał całe dni, powtarzając imię Pana, a za każdym razem z ust jego pa-dały inne dzwięki.Stracił wszystkie zęby, pozostały mu po obu stronach ust tylko nagiedziąsła.Jedząc, mlaskał, mówiąc, poświstywał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl