, Clavell James Ucieczka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chmury zawisły nad szczy­tami gór.Od okien ciągnęło chłodem, na parapetach leżał lód i śnieg.Na ulicy widać było wielu jadących ciężarówkami albo idących żołnierzy.A potem muezinowie zaczęli wzywać z mi­naretów do popołudniowej modlitwy i poczuł się osaczony przez ich nawoływania.Nagle ogarnął go lęk.MINISTERSTWO LOTNICTWA, 17.04.Duncan McIver siedział na drewnianym krześle w zatłoczonym przedpokoju ministra.Był głodny, znużony, zmarznięty i bardzo poirytowa­ny.Zegarek mówił mu, że czeka już trzy godziny.Poza nim w pomieszczeniu było kilkanaście osób: Irańczycy, paru Francuzów, Amerykanin, Brytyjczyk i jeden Kuwejtczyk w turbanie i galabii - luźnej arabskiej szacie.Przed kilkoma minutami Europejczycy uprzejmie umilkli w odpowiedzi na wołanie muezinów, w dalszym ciągu dobiegające przez wysokie okna.Muzułmanie uklękli, zwracając się twarzą do Mekki i odmówili popołudniową modlitwę.Trwało to krótko i po chwili znów podjęto przerwane zdawkowe rozmowy - nieroz­sądnie było poruszać jakiekolwiek istotne kwestie w takim miejscu.W przedpokoju było chłodno i wszyscy mieli na sobie płaszcze.Kilka osób zachowywało stoicką postawę, inni wście­kali się w duchu, każdy bowiem miał, podobnie jak McIver, spóźnione spotkanie na mieście.- Inszallah - mruknął, ale niewiele mu to pomogło.Jeśli nie wydarzyło się nic złego, Genny jest już prawdopo­dobnie w Szardży, pomyślał.Cholernie się cieszę, że stąd wyje­chała i że sama znalazła sobie ważny powód wyjazdu.- Porozmawiam w cztery oczy z Andym - oznajmiła.- Nie możesz mu wysyłać listu.- To prawda - przyznał.- Może Andy wymyśli jakiś plan, który uda się zrealizować.który będzie się nadawał do realizacji - dodał niechętnie mimo targających nim obaw.- W Bogu nadzieja, że nie będziemy musieli.To zbyt niebez­pieczne.Mamy za wielu ludzi i za wiele maszyn stacjonujących w całym kraju.To zbyt niebezpieczne.Zapominasz, że to nie jest nasza wojna, Genny, chociaż znaleźliśmy się między dwoma liniami frontu.- Owszem, Duncan, ale nie mamy nic do stracenia.- Możemy stracić ludzi i śmigłowce.- Chcemy tylko zorientować się, czy to możliwe, prawda?Genny jest na pewno najlepszym łącznikiem, jakiego mog­libyśmy sobie wymarzyć - gdybyśmy potrzebowali łącznika.Miała rację, niebezpiecznie byłoby pisać o tym w liście: “Jeśli chcemy wyjść cało z tego bajzlu, Andy, musimy opracować plan wycofania za granicę wszystkich części zamiennych i śmig­łowców, które mają obecnie irańską rejestrację i formalnie rzecz biorąc należą do irańskiej firmy o nazwie IHC.”.Chryste! Przecież to nielegalny spisek!Wyjazd nie jest żadnym rozwiązaniem.Musimy tu zostać, pracować i odebrać należne nam pieniądze, gdy zaczną działać banki.W jakiś sposób skłonię partnerów do współpracy.może będzie mi w stanie pomóc ten minister.Jeśli to zrobi, to bez względu na koszty przetrwamy jakoś tę burzę.Każdy rząd musi wznowić wydobycie ropy.Będą im potrzebne nasze heli­koptery i dostaniemy nasze pieniądze.Drzwi do sekretariatu uchyliły się i urzędnik wyczytał na­zwisko następnego petenta.Nigdy nie było wiadomo, kto zostanie zaproszony do środka.Nawet w epoce szacha ten, kto przyszedł wcześniej, niekoniecznie wchodził pierwszy.Decydo­wały wpływy i pieniądze.Spotkanie z wicepremierem załatwił mu Talbot z ambasady, dając jednocześnie list polecający.“Przykro mi, staruszku, nawet ja nie mogę spotkać się z premierem, ale jego zastępca, Antazam, to całkiem rozsądny facet i mówi po angielsku.Nie jest jednym z tych rewolucyjnych oszołomów”.McIver wrócił z lotniska tuż przed lunchem i zaparkował jak najbliżej budynków rządowych.Kiedy przedstawił strażnikowi przy drzwiach napisany po angielsku i w farsi list, facet odesłał go po dłuższym czasie wraz z innym strażnikiem w inne miejsce.Stamtąd po kolejnych dociekaniach przywędrował do tego budynku i stukając do różnych gabinetów trafił w końcu tutaj, godzinę spóźniony i wściekły.- Proszę się nie martwić, aga, ma pan mnóstwo czasu - oświadczył ku jego uldze dobrze mówiący po angielsku, życzliwy recepcjonista, oddając kopertę z listem polecającym.- Dobrze pan trafił.Proszę zająć miejsce w poczekalni za tymi drzwiami.Minister Kia przyjmie pana najszybciej, jak to możliwe.- Ale ja nie chcę się z nim widzieć! - odparł, prawie krzycząc, McIver.- Mam list polecający do wicepremiera Antazama!- Owszem, do wicepremiera Antazama, aga, ale on nie jest już członkiem rządu premiera Bazargana.Inszallah - oświad­czył uprzejmie młody człowiek.- Minister Kia zajmuje się wszelkimi sprawami, które dotyczą cudzoziemców, finansów i samolotów.- Lecz mnie zależy na spotkaniu.- McIver przerwał nagle, gdy dotarło do niego nazwisko nowego ministra.Przy­pomniał sobie, że pozostali akcjonariusze IHC przyjęli tego człowieka do rady nadzorczej, z olbrzymim uposażeniem i bez żadnych gwarancji, czy okaże się pomocny.- Minister Ali Kia?- Tak, aga.Minister Ali Kia przyjmie pana najszybciej, jak to będzie możliwe.- Recepcjonista był miłym młodym czło­wiekiem ubranym w elegancki garnitur, białą koszulę i niebieski krawat, dokładnie tak jak w dawnych czasach.McIver pamiętał, żeby wsunąć do koperty pięć tysięcy riali bakszyszu, tak jak w dawnych czasach.Pieniądze zniknęły.Być może sytuacja rzeczywiście się unormuje, pomyślał, wchodząc do poczekalni i siadając na krześle w rogu.W kieszeni miał jeszcze jeden plik riali i zastanawiał się, czy nie powinien ich włożyć do koperty.Dlaczego nie, jesteśmy przecież w Iranie: niżsi urzędnicy zadowalają się niższymi sumami, wyżsi wyż­szymi.Upewniwszy się, że nikt go nie obserwuje, wsunął do koperty banknoty o wysokim nominale, a potem na wszelki wypadek dodał jeszcze kilka.Może ten sukinsyn naprawdę będzie nam w stanie pomóc: irańscy wspólnicy zawsze mieli dobre stosunki z rządem.Może tak samo będzie w wypadku Bazargana.Od czasu do czasu do gabinetu wchodzili i wychodzili z niego zaaferowani urzędnicy z papierami w rękach.Z rzadka do środka zapraszano uprzejmie następnego interesanta.Wszyscy bez wyjątku wychodzili z ponurymi bądź wściekłymi minami, najwyraźniej nic nie wskórawszy.Czekający w kolejce popadali w coraz większą frustrację.Czas wlókł się niemiłosiernie wolno.- Aga McIver!Wewnętrzne drzwi znowu się uchyliły.Urzędnik zapraszał go dłonią do środka.Ali Kia siedział za bardzo wielkim biurkiem, na którym nie leżały żadne papiery.Na jego ustach widniał uśmiech, ale oczy miał twarde i małe.McIver poczuł do niego instynktowną antypatię.- Bardzo się cieszę, że zgodził się pan ze mną spotkać - oświadczył grzecznie, podając mu rękę.Ali Kia słabo ją uścisnął.- Proszę, niech pan siada, panie McIver.Dziękuję, że ze­chciał mnie pan odwiedzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl