, Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A w rzadkoktórym dworze tyle książek stoi, całe trzy szafy wielkie.A jeszcze tym mnie rozgniewała, że mam do Kręgi jechać i od Józefiny przepisydostać.Albo od jej córki, bo Józefina całkiem już ze starości w piętkę goni i zrobićjeszcze potrafi, ale powiedzieć nie umie.Samam widziała, tego garsteczkę, powia-da, i tego garsteczkę, a tu w rzeczy samej jednego ledwo szczypta, a drugiego całagarść.Podpatrywać ją należało, teraz za pózno.Może i czyniła to jej córka, owaBalbina, co ją na kucharkę w ostatnim czasie wzięli, ale nie mogła to kuzynkaMatylda zaraz na pogrzebie jaśnie pani Kręglewskiej powiedzieć? To nie, terazmam jechać specjalnie, a na czymś takim może i tydzień zejdzie.149 Jastrząb stado rozpędził i ćwierci kurczaków nie mogę się doliczyć.A truska-wek tylko patrzeć.Może jakoś zdążę przed zbiorem.Niech mi ona tu nie zjeżdżaza często, bo same kłopoty z tego.14 czerwcaLedwom z Kręglewa wróciła, już znów zmartwienie.Doczekała się Andzia,a jużem miała nadzieję, że o owym amancie plotka, a tu pokazuje się rzetelnezgorszenie.Z oburzenia aż pisać nie mogę.Kryla się, ile mogła, zległa akurat,jak mnie nie było, i dalej kryć się chciała, ale na jaw wyszło, bo dziecko dowódwidomy.I do amanta się przyznała, oto czeladnik garbarski, co po skóry przyjeż-dżał, tak jej do gustu przypadł, ale żenić się nie chce.Wypędzić ją chciałam zaraz,jednakże Marta, wierna sługa, ją uratowała.Sama nie bez winy, choć już z ogrod-nikiem naszym zamężna, ofiarowała się dziecko wziąć do siebie, żeby przy Andziw oczy nie świeciło, a i ksiądz proboszcz miłosierdzie okazał.Jeśli skruchę okażei bogobojnie żyć będzie, niech zostanie.Tak z dwóch stron dociśnięta, zgodziłamsię.Co do reszty spraw, Madejowa z Poldziem wszystkiego dopilnowali.A z Krę-glewa przepisy przywiozłam i wypróbowywać w wolnym czasie będę, bo niektórestrasznie dziwne mi się wydają.17 czerwcaWreszcie roboty uładziłam i chleb dzisiaj upieczony został.Truskawki poczy-nają się sypać i czereśnie.Magdzia, com ją to ze wsi wzięła, pracowita i zręczna,bardzo dobrze pomaga, za to Jagusia, co przy Madejowej gotowania się uczy, jejsiostrzenica rodzona, całą dzieżę mleka na sery już ściętego na podłogę wylała.A że nie jest niezgraba żadna, to mnie bardzo zdziwiło.Zagapiła się jakoś i, dzieżęz blachy biorąc, o kota się potknęła, tak mi mówiono, osobliwość to jakaś, nigdynikomu do tych pór koty pod nogi nie wpadały, to już prędzej pies w gonitwie.I naco też się mogła tak zagapić? Sekret jakiś kuchenny tu przeczuwam.Na Andzię nawet i nie patrzę, chociaż jej wstrętów żadnych nie czynię, księ-dzu proboszczowi posłuszna.Stara się z całej siły, więcej niż przedtem, przetoudaję, że nie widzę, jak się od roboty odrywa, żeby dziecko nakarmić.Jakoś tamobie z Martą swoje konszachty czynią na stronie i wstydliwie, ale boję się, czy złyprzykład się nie rozpowszechni.Księdza proboszcza w tym głowa.22 czerwcaO panu Romiszu wieści mnie dobiegły przez żydowskich handlarzy, że podob-no awansu nie dostał, bo żona jego zbytnio głupia.Z godzinę, już wieczorempóznym, w okno otwarte patrząc, myślałam, czym jednak zbyt wiele umiaru nieokazała.Tak patrząc, że cisza była, kroki skradające się pod domem usłyszałam i zarazmnie złe przeczucia opadły.Gdzież psy, takem sobie pomyślała, i od razu dalej, żenikt obcy.Zatem swój, ale na cóż się skrada? Szlafrok miałam na sobie i domowepantofle, a strachliwa nie jestem, tedy najpierw przez okno wyjrzałam i dostrze-150 głam, że istotnie ktoś się pod domem rusza.Miast krzyczeć i wystraszyć owego,wolałam sama sprawdzić, kto to taki, tedy cichutko na dół zeszłam, dwa skrzy-piące schodki omijając.Cały dom już spał, do służbowego wejścia poszłam, żebysztabami przy głównych drzwiach nie brzękać, i oto proszę, niewieścia postać owowejście za kuchennym korytarzem już otwierała.Jeszczem obawy miała, czy nie zmowa jaka złoczyńców i służby, ale więcejmi to pasowało na całkiem inną zmowę.Przekradłam się, wyjrzałam, noc widnabyła bardzo, księżycowa, a tu zaraz przy schodkach już się owe zmówione osobyw objęciach ściskały.Tu mnie gniew ogarnął, bo ileż tego zgorszenia mam tolero-wać, i ozwałam się głośno, oboje ich za rękaw chwytając, by mi nie umknęli bezrozpoznania.Aleć i bez tego by nie umknęli, bo ich jakoby w kamień przemieniło.No i proszę, Jagusia, co ją Madejowa za niewinność samą miała i wychwala-ła, a przy niej, tego poznałam po chwili, z Kręglewa do sianokosów sprowadzonyparobek, Bartek, ale imienia pózniej się dowiedziałam.Rozgniewana, już im wy-pędzenie natychmiastowe zapowiedziałam, co by głupie było, bo i w kuchni, i przysianie roboty po uszy, aż zakłopotanie poczułam w sobie, ale do nóg mi zarazpadli, przebaczenia i milczenia błagając.Jagusia zwłaszcza, by ciotce nie mó-wić.Nie dałam się ułagodzić tak zaraz, wyłajałam bardzo ostro, aż ów Bartekpoprzysiągł, że się żenić chce.Czyś ty zgłupiał, rzekłam na to, toć ona na pańskąkucharkę do wielkich dworów się szykuje, a ty co, parobek od gnoju.A nie tylko odgnoju, on mi na to, proszę wielmożnej pani, bo czytać i nawet pisać umie, i różneroboty robi, naprawy i remonty i więcej jeszcze, a tu przyszedł do kosy dla Jagusispecjalnie.Zaś Jagusia, rzewnymi łzami szlochając, powiadała, że choćby i byłod samego gnoju, ona jego jednego chce.A on mi jeszcze powiada zuchwale, żeBalbina w Kręglewie, co już za główną kucharkę nastała, za chłopa w młodościposzła i krzyki były, a pokazało się, że szczęśliwie i w zgodzie do dziś dnia żyją.O czym wiem i jest to prawda.A z Kręglewa już ludzie do Głuchowa, do Kośminai do Błędowa przechodzą, więc on tu będzie, bo już mu jaśnie pani Wierzchowskaprzyobiecała i jaśnie pan Wierzchowski też.Więcej gniew mnie teraz na kuzynkę Matyldę ogarnął nizli na tych dwoje.Mo-głaby chociaż i mnie taką rzecz powiedzieć, skoro tu rządzę, a nie za plecami ludzinasyłać.Kazałam im się rozejść zaraz, zgorszenia nie czynić i na moją decyzjępoczekać, a że gniewu nie kryłam rozpierzchli się od razu.Jagusia zapłakana dodomu wróciła, a drzwi zamknięcia dopilnowałam.Nie dziwi mnie teraz, że dzieżez rąk wypuszcza i mleko rozlewa.Jeszczem w oknie posiedziała, patrząc, czy ów Bartek nie wraca, ale spokójbył, tedym wreszcie spać poszła.25 czerwcaNa noc świętojańską rady nie ma, samam chętnie na wianki i skakanie przezogień patrzyła, boć już lepiej, żeby się gromadnie zabawiali nizli gdzie po zaka-markach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl