, Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejdzie się w jednej chwili.Zlub cichy niech wezmą zaraz w tej Warszawie za indultem, co jest możliwe,bo ciotka zna biskupa, który jej tę grzeczność zrobi.Zaraz do niego napisze i samana ten ślub pojedzie, bo śluby wszelkie kocha i tego sobie nie odmówi.Od razupomyślałam, że też pojadę, a Mateusz niech robi, co chce.I ów testament, o którymbyła mowa, też ma natychmiast zostać napisany, ale ciotka radzi dwa testamenty,niech i pan Roztocki na korzyść Zeni napisze, bo to nigdy nie wiadomo.W tydzień, a najdalej we dwa, wrócą małżeństwem i niby jeszcze się będą ukry-wać dla przyzwoitości, ale cały świat będzie wiedział, że ten pośpiech niestosownydla korzystnego interesu nastąpił.I to całą rzecz załatwi, bo romans budzi zgor-szenie, a dobry interes tylko pochwałę.Panu Roztockiemu majątku dołożyć należybez umiaru, nikt sprawdzał nie będzie, a Zenia, taki doskonały mariaż zawierającchoćby i w pośpiechu, z żadnym potępieniem się nie spotka.Karty i zawiadomie-nia roześlą za jakie trzy miesiące, po rocznicy śmierci pana Fularskiego, a nieprzed.Tylko dzieci, niech ręka boska broni, żeby się w pierwszym terminie niepokazały, bo to plotki wzbudzi, więc z tym troszeczkę poczekać.W podziwieniu ciotki słuchałam, że tak doskonale świat odgadła, a i Zenia jejprzyświadczała.Co by kto nie mówił, pieniądze najważniejsze.Krzywić się mo-gą ile chcąc, a nawet chłopa i żyda do rodziny przyjmą, jeśli ogromnie bogaty76 będzie, tyle że im gorszy stan, tym więcej złota trzeba, by go przysypać.Z panemRoztockim, prawdziwym szlachcicem dobrego rodu, małe zmartwienie i ledwo tro-chę wystarczy.Pocieszona niezmiernie Zenia z kaczkami kilkoma do domu odjechała, a jamsię jęła zbierać do wyjazdu razem z ciotką, do tej Warszawy.Nie taka to znowustraszna podróż, a hotele, ciotka mówi, bardzo przyzwoite.Do rodziny i znajo-mych, tak rzekła, zajeżdżać nie należy, by się przedwcześnie sprawa nie rozeszła.Ledwo nam Zenia z oczu znikła.Mateusz się pojawił, wracający skądeś.O Warszawie zaraz od ciotki się dowiedział i krzyk podniósł, że zabrania.By-łabym mu pózniej i na spokojnie powiedziała, ale skoro tak, musiałam też siępostawić i żadnego zabraniania nie tolerować.Wyszło jednak, że ciotce mam to-warzyszyć, więc musiał pofolgować z wielką niechęcią.Zemścił się za to, coś za-łatwił, powiedział na stronie, ważne bardzo, ale mi nie wyjawi co, ja mam sekrety,on też mieć może, i tak mi się widzi, że z nami do Warszawy chciał jechać i coś muna przeszkodzie stanęło.Ale ciekawa byłam okropnie, co też takiego załatwił.No i razem się zbiegło, tu rwetes z pakowaniem, tam Zenia, wiedziałam, żedo wyjazdu prawie gotowa, pośpieszyć chciałam, a wśród służby zamieszanie sięjakieś zrobiło, aż Klarcia, od wczorajszego ranka jak w obraz święty we mnie wpa-trzona, wyjawiła, że człek jakiś obcy między ludzmi się plącze, to grozi, to fetuje,i pytania różne stawia.A jaśnie pan po jego stronie i odpowiadać zaleca.Na coprzyszła wieść z Blędowa, że babka choruje i widzieć mnie pragnie.W dwie stro-ny naraz przecież jechać nie mogłam, utrapienie istne, a w owym człeku wyrazniesekret Mateusza czułam.Przeto zwykłym sposobem, przymiłiwszy się doń w łóżku,sedno rzeczy z niego wyciągnęłam i pokazało się, że jest to agent jakiś specjalny,nie urzędowy, a prywatnie najęty.Podobno bystry niezwykle i wszystko zbadaćpotrafi, a tu dla zabójcy pana Fularskiego sprowadzony.Tom w zamian wyjawiła mu trochę, po co do Warszawy jedziemy, i nawet niebardzo się krzywił.Zatem jedziemy.Suknię kretami obszytą wezmę.Cały opis zabieranej w wojaż garderoby Justyna odpracowała rzetelnie, w oba-wie, iż między riuszkami, narzutkami i woalami zaplątać się mogły jakieś uwagi,istotne dla sensacyjnego śledztwa.I rzeczywiście, wśród wahań w kwestii kieceki kapeluszy pojawiła się owa Kundzia, która skusiła w lesie pana Bazylego.Cośtam z tą Kundzia było nie tak, ale co, nie wiadomo, dawno kusiła, a pamięć ludzkazawodna, w rezultacie prababcia wyjechała, nie zdobywszy dokładnej wiedzy najej temat.Równe dziesięć stron zajął Matyldzie pobyt w stolicy, kawałkami i w pośpie-chu opisywany.Tak uczyniono, jak ciotka Klementyna radziła, ślub Zeni z pa-nem Roztockim odbył się cichutko o wczesnym poranku, przy bocznym ołtarzuw kościółku na Starym Mieście, w obecności zaledwie czworga świadków, a to77 Matyldy, Klementyny, wtajemniczonego notariusza i niezmiernie dalekiego ku-zyna pana młodego, który to kuzyn wieś posiadał tuż pod miastem, wianem żonywziętą, i jakoś tak gospodarował, że wstydu wielkiego nie przynosił.Służbie przy-kazano zostać na ulicy, do sekretu jej nie dopuszczając, chociaż dyskrecji KlarciMatylda była pewna.Podstępny zakup dóbr dla pana Roztockiego również udało się przeprowadzići wszyscy odetchnęli z ulgą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl