, Chmielewska Joanna Autobiografia t 3 (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jerzy wpisał konia numer dziewięć, odłogiem pozostawiając trójkę.Po czym przyszły wszystkie jego konie, dziewiątka została zdyskwalifikowana i wygrała trójka.Rezerwy nie miał.Nasz prywatny Norweg dostał szału, przy okazji komunikuję, że Norweg, ściśle biorąc Francuz osiadły w Norwegii, z Krokodyla z kraju Karoliny był prawdziwy i prawdziwa była cała heca z Kivitokiem, tyle że jednak wtedy tego vifajfa nie wygrał, złamało mu się jednym koniem, miał tylko cztery trafne.Latał teraz i usiłował sprzedać vifajfa Jerzego, wmawiając wszystkim, że może nie będzie pięciu i zapłacą za cztery.Te cztery stanowiły jedyną naszą nadzieję, własne zidiocenie omal mnie nie zadławiło na śmierć, niestety, nie były to fuksy stulecia i pięć trafnych się znalazło.Płacili dziewięć i pół tysiąca koron, akurat cena włoskiego fiata.Nie dziwię się wcale, że dziecko żywiło do mnie głęboki żal i pretensję, sama sobie tego darować nie mogę.Żeby już wykończyć Norwega, zawiadamiam, że wystąpił także w Upiornym legacie pod prawdziwym nazwiskiem i z prawdziwymi cechami charakteru.Pięćset koron, które mu pożyczyłam w ataku lekkomyślności, pozostał mi winien do tej pory.Jerzy odjechał po miesiącu i wysiadł z pociągu w Warszawie jak młody lord, raz w życiu wreszcie przyodziany stosownie, dumny, szczęśliwy i pełen satysfakcji.— Puściliśmy z matką używany samochód — rzekł niedbale, od czego Wojtka trafił nieziemski szlag.Następnie przyjechały do mnie, prawie razem, Ania i Janka.Ania miała obiecaną wycieczkę do Paryża…A, właśnie! Muszę się cofnąć do przyczyn wycieczki.Ania odnowiła sobie mieszkanie, przerabiając je nawet nieco, umęczyła się jak dziki osioł, ale rezultat osiągnęła wspaniały.Graliśmy w brydża, pierwszy raz po remoncie, no i, niestety, Wojtek mnie zdenerwował.Nie rzuciłam w niego całą szklankę, chlusnęłam tylko zawartością, miał refleks, uchylił się i cała herbata razem z fusami poszła na świeżo odmalowaną ścianę.Ania była jednostką naprawdę głęboko szlachetną.— Nic nie szkodzi — powiedziała ze łzami w oczach.— Nie przejmuj się, to drobiazg…— Aniu — rzekłam ze wzruszeniem i skruchą — za tę ścianę masz u mnie wycieczkę do dowolnego kraju Europy!Ania rozpromieniła się nagle wielkim blaskiem.— Ach, moja droga! — wykrzyknęła z zachwytem.— Za wycieczkę możesz oblewać pomyjami wszystkie ściany i sufit Może ci dać zupę, mam jeszcze w garnku…Stanęło na wycieczce do Paryża, którą jej załatwiłam w moim ulubionym biurze podróży.Termin wypadł tak, że tydzień musiała spędzić w Kopenhadze.Tym razem przyjechała punktualnie, wysiadła z pociągu i zadała mi pierwsze pytanie:— Słuchaj, czy ty wiesz może, co to jest głębia ostrości…?— Nie mam pojęcia — odparłam, zdumiona.— Po co ci głębia ostrości?— Mój mąż dał mi aparat fotograficzny i bardzo długo tłumaczył, co to jest głębia ostrości, którą mam osiągnąć, ale nic z tego nie zrozumiałam i teraz nie wiem, co robić.— Rób cokolwiek — poradziłam.— A co wyjdzie, to wyjdzie, wola boska…W trzy dni potem przyjechała Janka i wysiadając z pociągu, zadała mi pełne przygnębienia pytanie:— Słuchaj, czy ty wiesz może, co to jest głębia ostrości?— Zgryzota Ani — odparłam natychmiast.— Czy to zaraźliwe? Co was napadło z tą głębią ostrości?— Donat mi dał aparat fotograficzny i strasznie długo tłumaczył, ale nawet nie słuchałam jego gadania, bo i tak wiedziałam, że nic z tego nie zrozumiem.Myślałam, że może ty wiesz…Do głębi ostrości nie wtrącałam się wcale, za to wydałam im obu polecenie, co mają załatwić, bo sama musiałam chodzić do pracy.Tym razem różne sztuczki rozpoczęła Janka.To nie milicjant z Upiornego legata chował się za kioskiem z parówkami, tylko właśnie ona.Wysłałam ją do rajzebiura.Po niemiecku mówiła dość przyzwoicie, Duńczycy ją nawet rozumieli.Oczywiście zapomniała nazwy rajzebiura, adresu oraz numeru autobusu, jakim powinna jechać.Stała na Ratusz–placu i beznadziejnie odczytywała rozkład jazdy, licząc na to, że przypomni sobie chociaż autobus, jak zobaczy numer.Duńczycy są uczynni, jakiś jeden spytał, czy jej nie pomóc, i w rezultacie dowlókł ją prawie siłą na koniec placu, do innego rajzebiura, grzecznie tłumacząc, że w Kopenhadze biur podróży jest zatrzęsienie.Nie mogła mu wyjaśnić, że chodzi o konkretne, całkiem inne i gdzie indziej, bo zapomniała nazwy, a także adresu, przypomniała sobie natomiast właśnie numer autobusu.Podziękowała, odczekała, aż facet się oddali, wróciła na przystanek i okazało się, że on tam stoi.Tylko ten kiosk z parówkami pozwolił jej uniknąć wizyty we wszystkich okolicznych biurach podróży.W podróży do Helsing0r osiągnięcia miała lepsze niż Ania.Zaczęła już na dworcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl