,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jonatan i Judyta pojechali do szkół, Paddington większą część dnia spędzał sam.Pewnego ranka, pod koniec października, przyszedł list zaadresowany do niego.Na kopercie dopisano: „Pilne” i „Do rąk własnych”.Był to charakter pisma Jonatana.Paddington nie dostawał wielu listów, a prawdę mówiąc czasem tylko przyszła do niego widokówka od cioci Lucy z Peru, nic więc dziwnego, że list od Jonatana zrobił na nim duże wrażenie.List brzmiał dość tajemniczo i Paddington w żaden sposób nie mógł zrozumieć, o co chodzi.Jonatan prosił, by przed jego przyjazdem, który nastąpi za parę dni, Paddington nazbierał tyle suchych liści, ile tylko zdoła, i zgarnął je na stos.Paddington długo łamał sobie nad tym głowę i w końcu postanowił poradzić się w tej sprawie swego przyjaciela, pana Grubera.Pan Gruber wiedział prawie wszystko, a jeżeli nawet zdarzyło się, że nie mógł od razu odpowiedzieć na pytanie, miał w swym antykwariacie olbrzymią bibliotekę i wiedział, do jakiej książki zajrzeć.Często, popijając ranne kakao, długo gawędzili we dwójkę na tematy ogólne i pan Gruber z największą przyjemnością pomagał Paddingtonowi w rozwiązywaniu różnych problemów.– Dzieląc się z kimś naszymi wątpliwościami, zmniejszamy je o połowę – było to ulubione powiedzenie pana Grubera.– I muszę przyznać – dodawał – że odkąd zamieszkał pan w naszej dzielnicy, nigdy nie brakowało mi wątpliwości do sprawdzenia w książkach.Paddington zaraz po śniadaniu włożył szal i płaszcz z flauszu, wziął od pani Bird listę porannych zakupów i z koszykiem na kółkach ruszył w drogę do sklepów przy Portobello Road.Lubił zakupy.Cieszył się popularnością wśród ulicznych sprzedawców na Portobello Road, choć targował się do upadłego.Zawsze pilnie porównywał ceny na różnych straganach, zanim wreszcie coś kupił.Pani Bird mówiła, że pieniądze na utrzymanie domu podwajają się w jego łapach i to, co komu innemu starczyłoby na tydzień, jemu wystarcza na dwa.Było jeszcze zimniej, niż Paddington się spodziewał.Kiedy w drodze na targ przystanął przed sklepikiem z gazetami, by zajrzeć do środka, od jego oddechu dół wystawowego okna zaszedł parą.Paddington był uprzejmym niedźwiedziem i jak zobaczył, że właściciel sklepiku ze złością patrzy na niego przez drzwi, starannie wytarł łapą okrytą parą część szyby na wypadek, gdyby ktoś inny chciał zajrzeć do środka.I właśnie wtedy nagle spostrzegł, że od czasu, gdy ostatni raz tędy przechodził, wszystko na wystawie się zmieniło.Przedtem na wystawie było pełno czekolady i słodyczy.Teraz wszystko to zniknęło, a miejsce towaru zajęła obszarpana kukła siedząca na stosie polan.Kukła w ręce trzymała kartkę z napisem, który brzmiał tak:Pamiętaj, pamiętajpiątego listopada,baryłka prochu, spisek i zdrada.A u stóp kukły jeszcze większy napis głosił:TU SIĘ KUPUJE OGNIE SZTUCZNE!Paddington przez chwilę wszystko to pilnie oglądał, po czym szybkim krokiem udał się do pana Grubera.Po drodze zatrzymał się tylko, by odebrać, jak co dzień rano, słodkie bułeczki w piekarni.Odkąd ustaliła się zimna pogoda, pan Gruber nie siedział już rano na trotuarze przed sklepem.Natomiast w głębi sklepu, przy piecu, ustawił kanapę.Był to wygodny kąt, otoczony książkami, ale Paddington nie lubił go tak, jak miejsca przed sklepem.Głównie dlatego, że kanapa była stara i wyłaziło z niej kłujące końskie włosie, ale szybko o tym zapomniał, gdy wręczył panu Gruberowi należną mu część słodkich bułeczek i zaczął opowiadać o tym, co zdarzyło się rano.– „Baryłka prochu, spisek i zdrada”? – powtórzył pan Gruber, wręczając Paddingtonowi duży kubek parującego kakao.– No tak, chodzi o rocznicę stracenia Guya Fawkesa.Zobaczył, że Paddington dalej ma rzadką minę.Uśmiechnął się, trochę zakłopotany, i wytarł okulary, które zaszły parą.– Stale zapominam, panie Brown – oświadczył – że pochodzi pan z najbardziej mrocznej części Peru.Wątpię, by pan słyszał o Guyu Fawkesie.Paddington grzbietem łapy otarł wąsy, aby nie został na nich ślad po kakao, i potrząsnął głową.– Hm – podjął pan Gruber.– Myślę, że widział pan już ognie sztuczne.Przypominam sobie, że jak przed wielu laty byłem w Południowej Ameryce, urządzano tam festyny z pokazem ogni sztucznych.Paddington skinął głową.Teraz, gdy pan Gruber o tym napomknął, rzeczywiście przypomniał sobie, że ciocia Lucy zabrała go raz na pokaz sztucznych ogni.Chociaż był wtedy jeszcze bardzo mały, ogromnie mu się to podobało.– U nas pokaz ogni sztucznych odbywa się tylko raz w roku – wyjaśnił pan Gruber.– Piątego listopada.Po czym opowiedział Paddingtonowi, jak to przed wielu laty spiskowcy postanowili wysadzić w powietrze gmach angielskiego parlamentu i jak wykrycie w ostatniej chwili spisku święci się od tego czasu co roku, paląc ogniska i puszczając sztuczne ognie[1].Pan Gruber doskonale umiał wszystko wyjaśnić i gdy skończył, Paddington mu podziękował [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|