, Tiptree James Jr Jasnosc splywa z powietrza 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Snake wtrąca swoje dwa grosze:- Pamiętasz, Zannie, Pao powiedział, że te bełty mogły bydzatrute. - Zaraz przyniosę apteczkę.Doktor Siri gna po trapie do statku, mijając spieszącego w prze-ciwnym kierunku Barama.On także chwyta go za ramię, marszczącbrwi.- Obawiam się, że bardzo zaniedbałem swe obowiązki -stwierdza skruszonym głosem.- Dobrze, że Siri cię obejrzała.Nie mógłbyś trafid w lepsze ręce; to mój ideał chirurga polowego,najwyższa klasa.Doktor Siri zjawia się ponownie przy nich i wkrótce rozcięciena żebrach Zanneza zostaje zdiagnozowane, odtrute i opatrzone.Według zgodnej opinii wszystkich, o włos uszedł śmierci.Bełtyzaprawione były neurotoksyną z grupy paraliżujących, która wy-wołuje zatrzymanie akcji serca przy bezpośrednim zetknięciu z któ-rymś z naczyo krwionośnych, czy chodby z jego okolicą.- Nie zapominajcie, że strzelał też do mnie i Hanny - mru-czy Bridey, podczas gdy lekarka pakuje swój sprzęt.- Brrr.- Niezwykłe piękna młoda dama - zauważa z trapu Dayan.- Dobrze rozumiem, że to ona zabiła jednego z napastników,miotając nożami kuchennymi?- A i owszem! - chichocze Kip.- Słuchaj, pora wracaddo Cór.Według jakiego czasu funkcjonujecie?- Dla nas jest poranek.Jego słowa przerywa gwizd i z luku za jego plecami wyłaniasię dwóch marines, przeciągając się i tupiąc nogami dla przywró-cenia krążenia.Nad ich głowami czero zaczyna z wolna szarzed, w ślad za pożegnalną mżawką blasku gwiazdy nadciąga świt.Ref-lektory Komety niespodziewanie żółkną.- Jedliście coś? Może zabierzesz swoich ludzi do stacji nawieczorną przegryzkę?- Jeszcze będziesz tego żałował.- Dayan się uśmiecha i co-f a, podczas gdy kolejni marines wyłaniają się z ciasnego, prze-znaczonego zaledwie dla sześciu pasażerów wnętrza Komety.A zanimi następni, kiedy tylko wszyscy odsuwają się na boki, tak żew koocu cały regulaminowo liczny oddział rozładowuje namiotyi sprzęt z luku towarowego na oczyszczony z zarośli skraj lądowiska.- No, no.Widzę, że zjawiasz się gotów na wszystko, Scooter.Pomyślmy, doliczając załogę około dwudziestu dwóch? Chyba bę-dziemy będę w stanie sobie z tym poradzid, mamy zapasy dla parutypów, którzy nie zejdą na kolację.Aha, oto i wasz pojazd, ruszajmy.Tylko uważaj na silnik.Będziemy musieli porzucid transporter.Wóz dowodzenia Rimshota wytacza się z luku towarowego, je-go napędzany wodorkami silnik wyrzuca z siebie kłęby pary.Wszyscy ruszają po trapie w dół.Dayan ruchem ręki odprawia prowadzącą wóz dziewczynę natylne siedzenie i sam siada za sterami.- Obawiam się, że będzie pan musiał poczekad na następnykurs, myr Zannez.- %7ładen problem, proszę pana.- Zannez zauważa, że jegodzieciaki z Gridworldu skupiły się wokół niego, nie chcąc, by ichrozdzielono.On również nie chce. Dayan mierzy ich uważnym spojrzeniem i uśmiecha się.Krótki,dziwny moment empatii rozgrzewa serce Zanneza; kapitan rozu-mie, co czują ludzie, którzy razem przeszli przez ciężkie chwile.Podczas gdy żołnierze ładują Kipa do środka, Zannez słyszyjego pytanie:- A gdzie właściwie jest Rimshot?- Szuka neurologa Barama w Hyedes - odpowiada Dayan.- Neurologa? Hej, Bram, posłuchaj, doszedłem już do siebie.Oczy właśnie mi się zogniskowały.Już nikogo nie potrzebuję.- To dobrze - mówi Baram.- Ale to nie o ciebie chodzi.Chcę, żeby Córy zbadał specjalista.Także i ty, Siri.- Potrafisz ją połatad, Bram.Potrafisz? Myślałem, że potrze-bujesz po prostu paru minimów spokoju, nie zakłócanych żadnymicholernymi sytuacjami alarmowymi.- Mogę spróbowad.Kip uspokaja się, najwyrazniej usatysfakcjonowany tą odpo-wiedzią.Ton głosu Barama działa na Zanneza jak kubeł zimnejwody.Uważnie przysłuchuje się rozmowie obojga lekarzy podczaswsiadania do pojazdu.- Nie zapominaj, że jestem jedynie medykiem polowym -uprzedza Barama Siri.- Dokładnie tego nam trzeba.Zarządca - czyli Córy - pora-żona została wyładowaniem energetycznym z nieznanej broni pro-sto w łuk ciemieniowy.Nie było żadnych natychmiastowych ob-jawów wskazujących na uszkodzenie tkanki nerwowej, ale pózniej cóż, sama zobaczysz, Siri.Zapomniałaś więcej wiadomości o arty-lerii obcych, niż ja się kiedykolwiek nauczę.Potem znikają w środku.Prowadzony przez Dayana pojazd, ko-łysząc się leniwie, kryje się w porannej mgle na wyboistej drodzedo stacji.Pozostawiony samemu sobie, na trapie, Zannez zabiera swoichludzi do zaparkowanego nieopodal transportera, oczekującego nanowe opony z magazynu Rimshota.Bez swoich kamer czuje sięnagi, lecz w pewien sposób jest mu z tym wygodniej.Ale pomyśledtylko, jakie ujęcia przechodzą mu koło nosa, ale.czyżby? Roz-gląda się dookoła; czarodziejski statek, który przywiózł im przy-jaciół - wyglądałby jak każdy inny niewielki statek kosmicznyna pustym lądowisku odległej planety w ostatnich chwilach przedświtem - widział już tysiące podobnych ujęd.A żołnierze Patrolu,niemalże aniołowie dla niego, nie wspominając nawet o Hanny -jeszcze jedno z miliona rutynowych zdjęd.Nasi dzielni żołnierzePatrolu.Zaczyna zatracad swój obiektywizm [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl