,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy dom twój przypomina ten, który spalili ludzie uzurpatora? - spytał Valentine, gdy wkrótce po wejściu do środka znalazł się z Nascimonte'em sam na sam.- Pod względem konstrukcji jest identyczny, panie.Oryginalny dom zaprojektowany został sześćset lat temu przez pierwszego, najwybitniejszego Nascimonte'a.Odbudowaliśmy go według dawnych planów, nie zmieniając niczego.Odkupiłem część mebli od wierzycieli, inne skopiowałem.Plantacja także wygląda tak jak przedtem, nim tamci przybyli, upili się i zaczęli ją niszczyć.Odbudowałem tamę, osuszyłem pola, zasadziłem nowe sady: pięć lat bezustannej pracy i nareszcie opłakane skutki jednego strasznego tygodnia mogą pójść w niepamięć.Za to wszystko jestem ci winien wdzięczność, mój panie.Uczyniłeś mnie całością, a także świat uczyniłeś całością.- I modlę się, by taki pozostał.- Pozostanie, panie.- Ach, czyżbyś był tego pewien, Nascimonte? Jesteś pewien, że nasze problemy już się skończyły?- O jakie problemy ci chodzi, panie? - Nascimonte lekko dotknął ramienia Koronala i poprowadził go na szeroki ganek, z którego rozciągał się wspaniały widok na jego ziemie.W promieniach zachodzącego słońca i ciepłym żółtym blasku porozwieszanych wśród drzew lamp Valentine dostrzegł długi trawnik, zbiegający do wspaniale utrzymanych ogrodów i pól, za którymi znajdowało się Jezioro Kości Słoniowej; w jego jasnej powierzchni odbijały się zamazane, liczne szczyty oraz strome zbocza dominującej nad tym pejzażem góry Ebersinul.Z daleka dochodziły niewyraźne dźwięki muzyki, być może brzęk gardolanów i głosy śpiewające spokojną piosenkę, kończącą długie, spędzone na zabawie popołudnie.Wszystko, na co patrzył Valentine, było kwitnące i spokojne.- Gdy widzisz to, panie, czy możesz uwierzyć, że gdzieś na świecie istnieją jakieś problemy?- Doskonale cię rozumiem, stary przyjacielu.Ale nasz świat jest większy niż ziemia, którą ogarniasz wzrokiem, siedząc na ganku.- To najspokojniejszy ze światów, panie.- Taki był przez tysiące lat.Lecz jak długo jeszcze potrwa ten spokój?Nascimonte obrzucił Valentine'a zdziwionym spojrzeniem, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.- Panie?- Czyżby moje słowa zabrzmiały tak strasznie ponuro, Nascimonte?- Nigdy nie widziałem cię tak zasępionego, panie.Niemal mógłbym uwierzyć, że znów wykonano tę samą sztuczkę, że pod tego, którego znałem, podstawiono fałszywego Valentine'a.Koronal odpowiedział mu ledwie widocznym uśmiechem.- Jestem prawdziwym Valentine'em.Lecz chyba bardzo zmęczonym.- A więc proszę za mną.Wskażę ci twe pokoje, panie.Kolację podadzą, kiedy będziesz gotowy.Zjemy ją w rodzinnym gronie - będzie tylko paru gości z miasta, nie więcej niż dwudziestu, i trzydzieści osób z twego otoczenia.- Po Labiryncie to rzeczywiście rodzinna kolacja - stwierdził lekko Valentine.Ciemnymi, tajemniczymi korytarzami rezydencji poszedł za gospodarzem do osobnego skrzydła, stojącego na wysokiej, wschodniej krawędzi zbocza.Tam, strzeżone przez grupę Skandarów, wśród których znajdował się także Zalzan Kavol, mieściły się królewskie apartamenty.Valentine pożegnał się z Nascimonte'em, wszedł do środka i znalazł się sam na sam z Carabellą, rozkosznie wyciągniętą we wpuszczonej w posadzkę wannie z delikatnych, niebiesko-złotych płytek z Ni-moya.Jej smukłe ciało niemal całkowicie kryło się w dziwnej, wydającej trzaski mgiełce, unoszącej się znad powierzchni wody.- To zdumiewające! - krzyknęła na jego widok.- Powinieneś wykąpać się ze mną, Valentinie!- Nic nie sprawi mi większej przyjemności, pani.Zdjął buty, zdarł z siebie kubrak, odrzucił tunikę i z westchnieniem ulgi wszedł do wanny.Woda, w której unosiły się lekkie bąbelki, sprawiała wrażenie naładowanej elektrycznością; kiedy się w niej zanurzył, dostrzegł, że z powierzchni bije delikatne światło.Przymknął oczy, wyciągnął się, oparł głowę na gładkiej krawędzi, przytulił Carabellę i przyciągnął ją ku sobie.Pocałował ją delikatnie w czoło.Kiedy się ku niemu odwracała, na powierzchni na moment ukazał się czubek jej małej, okrągłej piersi.- Czym nasycili tę wodę? - spytał.- Pochodzi z naturalnego źródła.Pokojówka powiedziała, że to “radioaktywność".- No, chyba się pomyliła.Radioaktywność to coś innego, coś bardzo potężnego i niebezpiecznego.Zajmowałem się nią, toteż wiem o niej coś niecoś.- Jaka więc jest ta “radioaktywność"?- Nie potrafię zgadnąć.Dzięki niech będą Bogini, że nie mamy jej na Majipoorze, jakakolwiek by była.Ale gdybyśmy ją mieli, chyba nie używalibyśmy jej do kąpieli.To tutaj to z pewnością woda z jakiegoś orzeźwiającego mineralnego źródła.- Bardzo orzeźwiającego - potwierdziła Carabella.Przez chwilę kąpali się w milczeniu.Valentine czuł, jak ogarnia go chęć do życia.Czy to dzięki musującej wodzie?A może dzięki uspokajającej obecności Carabelli, dzięki uwolnieniu się od ciężaru towarzystwa dworaków, zwolenników, pochlebców, petentów? Jedno i drugie mogło mu tylko pomóc odzyskać pogodę ducha.Pewnie zadziałała w końcu jego wewnętrzna odporność, odpędzając to dziwne, tak do niego nie pasujące przygnębienie, które legło mu na duszy wraz z wkroczeniem do Labiryntu.Uśmiechnął się.Carabella uniosła głowę, podając mu usta, a on przesunął dłoń po jej smukłym ciele na płaski, twardy brzuch i na udo.Wyczuł prężące się pod skórą mięśnie.- W kąpieli? - spytała, rozmarzona.- Czemu nie? Ta woda sprawia cuda.Unosiła się nad nim.Otoczyła go nogami; jej półotwarte oczy spotkały się na chwilkę z jego oczami, a potem zamknęły.Valentine ujął ją za pośladki, naprowadził.Czyżby rzeczywiście minęło dziesięć lat od ich pierwszej nocy w Pidruid, na oświetlonej światłem księżyców łące, pod wysokimi, szarozielonymi krzakami, na festiwalu ku czci tego drugiego Valentine'a? Trudno to sobie wyobrazić - dziesięć lat! Podniecenie tej pierwszej nocy nigdy go nie opuściło.Przytulił ją, poruszali się w rytmie, który - choć znajomy - nie przerodził się w rutynę; przestał myśleć o pierwszym razie i o tych, które nastąpiły potem, nie myślał o niczym, czuł tylko ciepło, miłość i szczęście.Później, kiedy ubierali się, spiesząc na przygotowaną przez Nascimonte'a rodzinną kolację w gronie najwyżej pięćdziesięciu osób, Carabella spytała:- Czy ty naprawdę chcesz zrobić Hissune'a Koronalem? - Co?- Jestem pewna, że takie było znaczenie twych słów, gdy rozmawialiśmy wcześniej - tych twoich zagadek.no, wtedy kiedy tu dojeżdżaliśmy, pamiętasz?- Pamiętam.- Jeśli wolisz nie rozmawiać.- Nie, nie.Nie widzę powodu, by dłużej to przed tobą ukrywać.- A więc mówiłeś poważnie!Valentine zmarszczył brwi.- Sądzę, że mógłby zostać Koronalem, tak.Ta myśl po raz pierwszy zrodziła mi się w głowie, kiedy był tylko małym, brudnym chłopcem, wyłudzającym jedną czy dwie korony od odwiedzających Labirynt turystów.- Ale czy nisko urodzony może zostać Koronalem?- Pytasz o to ty, Carabello, która byłaś zwykłą cyrkówką, a zostałaś żoną Koronala?- Zakochałeś się we mnie i podjąłeś pospieszną, niezwykłą decyzję, którą, jak wiesz, nie wszyscy zaakceptowali.- Mówisz o kilku głupich sztachetkach! Reszta świata traktuje cię jak swą prawowitą panią [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|