, Siesicka Krystyna Zapach Rumianku 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zupełnie beznadziejny! Coś podobnego.Beznadziejny.Zupełnie.Kompletnie beznadziejny.- Kiedyś mi to już powiedziała moja historyczka, ale ona miała sto osiemdziesiąt lat, a ja pomyliłem powstanie listopadowe z drugim powstaniem.Natomiast mój matematyk powiedział mi kiedyś: "Rafał, jesteś genialny!".Czy nie mogłabyś zająć jego stanowiska?- Nie, nie mogłabym.Kończy swoje trzecie ciastko, patrzę na zegarek, nieźle, zrobiła się siódma, jak tak dalej pójdzie, to prędzej Kasi matka dojedzie do Warszawy niż my do pani Klary.- To co, Kasia? - mówię.- Masz mamę z głowy?- Och, nie mów tak! Jest mi przykro.- Przykro? Jesteś w porządku.- Ale nie w stosunku do niej.Katarzyna sięga po swoją siatkę pełną jakichś paczek i paczuszek, i paczuszeczek.- Ile ty tego nakupowałaś!- Tylko trochę, nie znasz moich możliwości.Kocham wydawać pieniądze.- I co sobie kupiłaś?- Sobie? - zastanawia się.- A sobie to chyba nic.Ach, nie! Sobie też coś kupiłam.Nigdy byś nie zgadł co.Przewraca wszystkie paczki, wreszcie wyjmuje jedną, rozwija.Pewnie, że bym nie zgadł.Mała, fajansowa miseczka w kwiatki.- Po co ci to?- Nie wiem.Ładna?Odsuwa od siebie miseczkę i ogląda ją, jakby to w ogóle było coś.A to jest nic, dosłownie skorupa.- Ładna - mówię.- Bardzo ładna.Patrzy na mnie.- Widzę przecież, że ci się nie podoba.Dziki jesteś, to śliczna miseczka.Zawija ją znowu w ten papier, można powiedzieć, z czułością.- Dlaczego? - mówię.- Podoba mi się.- Ale u siebie w domu nie chciałbyś takiej mieć?- Mógłbym mieć.Dla psa albo coś.- Uuuu, niedobrze, błąd.- Dla psa.Też wymyśliłeś!- Więc nie dla psa, no! Nie dla psa.Odwracam się, bo jeszcze te ciastka nie zapłacone i kawa nie zapłacona, a ja przecież muszę w końcu odwieźć Katarzynę.Nigdzie nie ma babki, która mi podawała.A nie, jest, przyjmuje od kogoś pieniądze, trzeba zaczekać.O! Nie zauważyłem, daję słowo, dopiero teraz.- Cześć, tata! - wołam.Śmiesznie wygląda, jak Katarzyna dyga, siedząc na brzegu krzesła.- To co, Rafał? - pyta cicho.- Podejdziemy czy jak to się robi? Nie wiem, jak to się robi.- Chyba musimy podejść - mówię.- Ale siadać nie będziemy.Na ósmą miałem cię odwieźć.Zostawiam pieniądze na stoliku, powiem kelnerce po drodze, że tu leżą.Kasi siatkę zabieram i ruszamy w stronę taty.- My nie siadamy, bo późno - mówię z punktu.- A ja jeszcze muszę to dziecko odwieźć, wziąłem sobie na głowę ciężki obowiązek.Kaśka uśmiecha się, taki lizus, że nie daj Boże.Tata patrzy na nią.- Mamę odprowadziłaś? - pyta mój stary gładko.Ale skąd on to wie? No, skąd on to wie?- Tak.- mówi Kasia.- Właśnie.Wychodzimy w końcu przed cukiernię, kładę siatkę Kasi na siedzeniu w przyczepie, ona stoi obok i czeka, aż mi motor zapali.Zapalił.- Siadaj, Kasia.Patrzy na mnie.Jasne, wiem, co myśli.- Dlaczego mu powiedziałeś? Po co?- Nic mu nie powiedziałem.Tylko tyle mówię, ale widzę, że wierzy.- Więc skąd on wie? Przecież ani ciocia, ani wuj też mu nie powiedzieli, bo prosiłam.Rafał.- No?- Jeżeli on wie, to możliwe, że mama go widziała, że się jakoś spotkali.Może przypadkiem, a może mama go szukała.Jak ty myślisz?- Nie wiem.Spróbuję się dowiedzieć.- Spróbuj, błagam.Bo tak.jeżeli mama go widziała, sam rozumiesz.jeżeli go widziała, to te wszystkie moje starania mogły pójść psu na budę.- Siadaj, Kasia!Siada za mną.Czekam, ruszę dopiero, kiedy poczuję jej ręce na swoim swetrze.Diabli, jest mi wszystko jedno, czy ktoś kogoś szukał i czy ktoś kogoś znalazł.Najważniejsze, żeby wiatr wiał nam w twarz, bo ona wtedy chowa się za mnie i kładzie głowę na moich plecach.Wracam do domu, chałupa pusta, żywego ducha, znowu tatę po nocy gdzieś powlekli czy jak? Późno niby nie jest, ale zawsze.A nie, pardon, siedzi tu po ciemku.Zapalam światło.- Nic i co tam słychać? - pyta.- Nic.W porządku - mówię.- A u ciebie? Ziewa.Wsuwa rękę pod okulary i przeciera oczy.- Też.- powiada wreszcie.- Zjemy coś?- Możemy zjeść.- To ja coś zrobię.- Zrób.Znowu ziewa, rany gościa, nie lubię, kiedy on taki.Idę do kuchni.Takiej głupiej kuchni jak nasza to ja w życiu swoim nie widziałem, chyba coś tu poprzestawiam i pozmieniam, pytać w ogóle nie będę.Wielka jak sala muzealna, a może to i jest muzeum swojego rodzaju.Każda ściana to kolejna epoka, inny styl.Ta z oknem należy do mojej matki, jest najlepsza, pochlebiam sobie.Bo i ten zegar porcelanowy to pierwszorzędna rzecz, pamiętam, jak go kupiła, i ta brązowa, drewniana półka z haczykami na kubeczki też jest dobra.Z oknem podzielonym na osiem małych szybek wygląda ta ściana trochę jak z teatru.Najgorsza jest ściana Meli.To dramat nie ściana, cała Mela jest tu uwieczniona, ale też ona najdłużej chyba rządziła w tej kuchni.Eh, Melania, Melania, po co ci był ten kredens zwalisty, żebym to ja wiedział! Chyba po to, żeby można w nim upychać wszystkie roczniki tych pism ilustrowanych, które przez czas trwania kadencji Melanii musiałem porządkować jak kto głupi przed Bożym Narodzeniem i przed Wielkanocą.Uff, ciężka to była kobieta, szczęście, że się tacie w końcu wyczerpała bateria od aureoli.Albo ta niebieściuchna szafka obok kredensu.Zawsze stała pusta i teraz jest pusta.Mela wieszała nad nią taką białą szmatkę z napisem: "Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje".Ciekawe, Pan Bóg Meli dawał szczodrą ręką, chociaż nigdy przed dziesiątą nogi z łóżka nie spuściła.Tę makatkę durną tata wyrzucił.Makatkę po Meli wyrzucił i z piętnaście par starych pantofli, które zostawiła na dolnej półce.Dlaczego nie można by wyrzucić i tej wiszącej półki niebieściuchnej, pięć pustych szufladek pod nią, pięć pustych haczyków nad nią, pięć pustych słoiczków na niej? Trzecia ściana to epoka kamienia łupanego, czyli Klimy rzeźbiarki.Praktycznie, to Klima nigdy nie była pełnoprawną władczynią tej kuchni, niemniej ślady jej kandydatury na to stanowisko są tu wyraźne, bo chociażby dziura w murze, którą wywaliła na głębokość pół metra, dobitnie o tym świadczy.Wnęka na lodówkę.A lodówka stoi obok na podłodze, bo nasza droga Clementine, zabrawszy swój mesel, młotek i błogosławieństwo taty na drogę, wyjechała tam, skąd przybyła, nie kończąc nawet mozaiki w naszym kościele, co dopiero mówić o dziurze na taty lodówkę.Pamiętam, że po jej wyjeździe poszliśmy z tatą na piwo, pierwszy raz mi wtedy stawiał i chyba ostatni.Na czwartej ścianie są drzwi, łaska niebios, że piątej ściany tu nie ma, bo.- Ile osób będzie na kolacji?- My dwaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl