, Robert Ludlum Mozaika Persifala 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał wielu znajomych, ale \adnych prawdziwych przyjaciół i\adnych głębszych znajomości.Mę\czyzni go lubili i akceptowali utrzymywany przez niegodystans, przypisując ten fakt zazwyczaj temu, \e aby zarobić na naukę musiał cię\kopracować.Natomiast znajomości z kobietami nawiązywał jedynie w celach seksualnych, do\adnej się nie przywiązywał.Podczas studiów magisterskich w Michigan, Moskwa nawiązałaz nim kontakt i poinformowała, \e niedługo zacznie nowe \ycie.Spotkanie było zaaran\owanedość zabawnie: zwerbowany urzędnik z du\ej konserwatywnej korporacji przeglądałpodobno akta studentów i chciał poznać niejakiego Arthura Pierce'a.W przekazanychinformacjach nie było jednak nic zabawnego, brzmiały śmiertelnie powa\nie i.fantastycznie.Pierce miał wstąpić do wojska, gdzie pewne okoliczności spowodowałyby jego awans, a potemdalsze sukcesy i kontakty z władzami cywilnymi i wojskowymi.Następnie miał wrócić nie naśrodkowy zachód, lecz do Waszyngtonu, gdzie ju\ wcześniej rozejdą się wiadomości o jegowybitnych osiągnięciach i talentach.Ró\ne firmy ustawią się więc w kolejce, aby go zatrudnić,ale wtedy wtrąci się rząd, i on ma tę propozycję przyjąć.Najpierw jednak wojsko: miał dać zsiebie wszystko, miał być nadal najlepszy."Ojciec" i "matka" wydali na farmie po\egnalneprzyjęcie, zapraszając wszystkich jego przyjaciół, równie\ z jego starego zastępu skautowego.I rzeczywiście, pod wieloma względami było to po\egnanie.Bo kiedy się skończyło, "ojciec" i"matka" powiedzieli mu, \e się nigdy więcej nie zobaczą.Zestarzeli się, no i wykonali swojezadanie: stworzyli jego.A on przyniesie im zaszczyt.Poza tym, ich talentów potrzebowanogdzie indziej.I Pierce to zrozumiał, bo sprawa liczyła się przede wszystkim.Wtedy te\, poraz pierwszy od chwili, gdy skończył trzynaście lat, rozpłakał się tej nocy.Mógł sobie jednaktym razem na to pozwolić, i zapłakać z radości.Wszystkie te fakty przypomniał sobie ArthurPierce teraz, gdy w tanim motelu zerkał do lustra, patrząc na siwą grzywkę i wytartykołnierzyk.To nie były stracone lata, a dowód na to znajdzie się w ciągu następnych godzin.Zaczęło się oczekiwanie.Nagrodą będzie miejsce w historii.Kiedy Michael otworzył oczy, zobaczył du\ą powierzchnię brązowej skóry, poczuł wilgoć inatrętny upał.Przewrócił się na plecy i podniósł głowę.W tym momencie zrozumiał, \ejasność w pokoju nie pochodzi od słońca, lecz ze stojącej dalej lampy.Był zlany potem.Byłanoc, a on nie był na to przygotowany.Co się stało?- Dobryj deń.- Usłyszał na powitanie.- Która godzina? - spytał, siadając na kanapie.- Dziesięć po siódmej - odparła Jenna od biurka.- Spałeś niewiele ponad trzy godziny.Jak się czujesz?- Nie wiem.Jestem jakiś taki opuszczony.Co się dzieje? - Niewiele.Jak mówiłeś, panujemynad sytuacją.Czy wiedziałeś, \e światełko w tych guzikach zapala się, zanim zadzwonitelefon? Ułamek sekundy wcześniej, ale jednak.- Mało pocieszające.Kto dzwonił?- Bardzo powa\ni, zdeprymowani ludzie, nie mający nic do przekazania, prócz tego abypowiedzieć, \e nie mają nic do przekazania.Wielu z nich pytało, jak długo jeszcze mająwykonywać ten swój, jak go nazwali "rekonesans".Powiedziałam, \e do odwołania.- No, tak.- Przyszły zdjęcia.- Co? A, prawda, twoja lista. 343- Le\ą na stoliku do kawy.Obejrzyj je.Havelock skoncentrował wzrok na szeregu pięciuziarnistych twarzy.Przetarł oczy i otarł pot z czoła, nerwowo usiłując się skupić.Zaczął odtwarzy z lewej strony, nie mówiła mu nic.Potem następna, i następna, i.następna.- Ten - powiedział, nie wiedząc dlaczego tak mówi.- Który?- Czwarty od lewej.Kto to jest?- To bardzo stare zdjęcie, zrobione w roku 1948.- Jenna spojrzała na kawałek papieru przedsobą.- Jedyne jakie mogli znalezć.Zrobione ponad trzydzieści lat temu.- Kto to jest? Kto to był?- Nazywał się Kaliazin.Aleksy Kaliazin.Poznajesz go? -Jenna wstała zza biurka.- Tak.Nie.Nie wiem.- To bardzo stare zdjęcie, Michaił.Spójrz na nie.Przyjrzyj się dokładnie.Oczy, broda, kształtust.Gdzie? Kto?- Nie wiem.To jest tam.i nie ma.Kim był?- Psychoterapeutą klinicznym - powiedziała Jenna, czytając z kartki.- Pisał prace oceniająceskutki stresu, wynikającego z walki lub przedłu\onych okresów przebywania wnienaturalnych warunkach.KGB korzystało z jego ekspertyz, stał się tym, co tutaj się określamianem stratega, lecz z pewną istotną ró\nicą.Badał bowiem informacje, nadsyłane przezagentów do KGB, pod kątem szukania dewiacji, które mogłyby wskazywać na podwójnąrobotę albo na to, \e ktoś nie nadaje się ju\ do tej pracy.- Weryfikator.Oszust ze skłonnością do pomijania rzeczy oczywistych.- Nie rozumiem.- Rewolwerowcy.Nigdy nie zauwa\ają rewolwerowców.- Nadal nie rozumiem, o czym ty mówisz.- Nie znam go.Ta twarz wygląda jak wiele innych twarzy z ró\nych akt.Bo\e, te wszystkietwarze!- Ale w tej coś jest!- Mo\e.Nie jestem pewien.- Patrz na nią.Skoncentruj się!- Kawa.Dlaczego nie ma kawy?- Zapomniałam - powiedziała Jenna i podeszła do stolika koło kanapy, gdzie przewidującystra\nik ustawił elektryczny czajnik.- Kawa po obudzeniu się, to pierwsza zasada.Du\oczarnej i bardzo mocnej kawy.Prawdziwy z ciebie Czech, Michaił.- Pierwsza zasada - powtórzył Havelock, nagle zaniepokojony.- Pierwsza zasada?- Co?- Gdzie są twoje notatki na temat tego telefonu do Deckera?- Ty je wziąłeś.- Gdzie są.- Tam.Na stole.- Gdzie?!- Pod ostatnim zdjęciem.Z prawej strony."Zrób sobie coś do picia.Znasz zasady."- Och, mój Bo\e! Zasady, cholerne zasady!- Michael zrzucił zdjęcie nieznanej twarzy ze stołu i złapał dwie strony z notatnika.Przyglądałsię im z zastanowieniem.- Co się dzieje? - spytała zaalarmowana Jenna, z fili\anką kawy w dłoni.- Decker! - krzyknął Michael.- Gdzie są notatki o Deckerze? - Tam.Z lewej strony w notesie.Havelock przerzucał kartki, błądzącymi oczyma szukał potrzebnych słów.I znalazł je!- "Dziwny akcent" - szepnął.- "Dziwny akcent", ale właściwie jaki akcent? - Złapał zasłuchawkę telefonu, z trudem panując nad palcami przy wybieraniu numeru.- Zkomandorem porucznikiem Deckerem, macie jego numer w spisie.- Michaił, opanuj się. 344- Zamknij się! - warknął w napięciu.Przedłu\ony dzwięk oznaczał dzwonienie, czekanie byłonie do zniesienia.- Halo - odezwał się kobiecy głos.- Proszę z komandorem Deckerem.- Bardzo mi przykro, ale go nie ma.- Dla mnie jest! Mówi Cross.Niech Decker podejdzie do telefonu.- O co chodzi? - zapytał Decker po dwudziestu sekundach.- Powiedział pan "dziwny akcent".Co to znaczy?- Słucham?- Ta rozmowa.Telefon od Matthiasa, od tego człowieka, co powiedział, \e dzwoni w imieniuMatthiasa! Kiedy powiedział pan, \e on miał dziwny akcent, czy to miało znaczyć, \e obcy,rosyjski?- Ale\ skąd! To był bardzo wysoki głos, z akcentem bardzo zbli\onym do brytyjskiego.- Dobranoc panu, komandorze - powiedział Michael i odło\ył słuchawkę."Proszę sobie nalaćcoś do picia.Zna pan tutejsze zasady.Obaj mamy puste szklanki.Niech pan naleje sobie, aprzy okazji i mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl