, Robert Jordan Wschodzacy Cien 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Egwene groźnie uniosła brwi.Ta kobieta była z pewnością o dziesięć lat starsza od Nynaeve.- Rozumiem.Karty z pewnością pochłaniają wiele czasu.Zbyt wiele, by poświęcić kilka chwil dla starych przyjaciół.- Ostatnim razem, kiedy poświęciłem ci chwilę, ty i Ny­naeve związałyście mnie Mocą jak wieprza na targ, żeby móc splądrować moją izbę.Przyjaciele nie okradają przyjaciół.­Skrzywił się.- A poza tym ciągle przestajesz z Elayne i jej wiecznie zadartym nosem.Albo z Moiraine.Nie lubię.­Odkasłując spojrzał na nią z ukosa.- Nie lubię zabierać ci czasu.Z tego, co wiem, to ty jesteś bardzo zajęta.Przesłuchu­jesz Sprzymierzeńców Ciemności.Robisz ważne rzeczy, jak sobie wyobrażam.Wiesz, że ci wszyscy Tairenianie uważają cię za Aes Sedai, prawda?Z żalem potrząsnęła głową.On nie lubił Aes Sedai.Ile świata by zobaczył, nic nigdy nie mogło go zmienić.- To nie kradzież, jeśli się odbiera to, co miało być po­życzką - wyjaśniła.- Nie pamiętam, byście mówiły coś o pożyczce.Aaah, jaki miałem pożytek z listu od Amyrlin? Tylko wpakował mnie w kłopoty.Ale mogłyście jednak poprosić.Nie zwróciła mu uwagi, że poprosiły.Nie chciała się kłócić ani też rozstawać w ponurym nastroju.On by tego tak nie nazwał, rzecz jasna.Tym razem chciała pozwolić mu odejść z przekonaniem o własnej słuszności.- Cóż, cieszę się, że wciąż jeszcze chcesz ze mną roz­mawiać.Czy dzisiaj był ku temu jakiś szczególny powód?Przeczesał włosy palcami i mruknął coś półgłosem.Potrze­bował matki, która przyciągnęłaby go za ucho na długą roz­mowę.Egwene zmusiła się do cierpliwości.Potrafiła być cier­pliwa, kiedy chciała.Nie miała zamiaru mówić ani słowa, dopóki on się nie odezwie, chociaż była bliska wybuchu.Korytarz przeszedł w odgrodzoną balustradą kolumnadę z białego marmuru, z której roztaczał się widok na ogrody Kamienia.Wielkie białe kwiaty okrywały drzewa o woskowa­tych liściach i wydzielały zapach jeszcze słodszy niźli klomby czerwonych i herbacianych róż.Wiatr nie poruszał już gobe­linami zawieszonymi na wewnętrznej ścianie, osłabił natomiast narastające,' wilgotne ciepło poranka.Mat przysiadł na szero­kiej balustradzie, opierając się plecami o kolumnę, i podniósł jedną nogę w górę.Pilnie czegoś wypatrując w głębinach ogro­dów, powiedział w końcu:- Potrzebuję.rady.Potrzebował rady? Jej rady? Wytrzeszczyła oczy.- Jeśli tylko mogę pomóc - odparła słabym głosem.Odwrócił głowę w jej stronę, a ona zrobiła wszystko, by przy­brać postawę, która choć w ogólnych zarysach przypominałaby niewzruszony spokój Aes Sedai.- Jakiej to chcesz rady?- Nie wiem.Do ogrodu wiódł dziesięciostopniowy spadek.Poza tym wśród róż byli jacyś ludzie, wyrywali chwasty.Gdyby go tam popchnęła, mógłby wylądować na którymś z nich.Na ogrod­niku oczywiście, nie na krzewie różanym.- No to jak mam ci poradzić? - spytała piskliwym głosem.- Staram się.zdecydować, co robić.- Wyglądał na zażenowanego, jej zdaniem niebezpodstawnie.- Mam nadzieję, że nie myślisz o próbie ucieczki.Wiesz, jaki jesteś ważny.Nie możesz przed tym uciec, Mat.- Myślisz, że o tym nie wiem? Nie sądzę, żebym mógł wyjechać, zanim Moiraine mi nie pozwoli.Wierz mi, Egwene, donikąd się nie wybieram.Chcę tylko wiedzieć, co się stanie.- Potrząsnął gwałtownie głową, a jego głos nabrał siły.­Co będzie dalej? Co kryją te dziury w mojej pamięci'? Są takie fragmenty mojego życia, których w ogóle tam nie ma, one nie istnieją, jakby się nigdy nie zdarzyły! Dlaczego czasami wy­lewają się ze mnie jakieś brednie? Ludzie mówią, że to Dawna Mowa, ale dla mnie to paplanie gęsi.Chcę wiedzieć, Egwene.Muszę wiedzieć, zanim oszaleję tak jak Rand.- Rand nie jest szalony - upomniała go automatycznie.A zatem Mat nie próbował uciec.To była przyjemna niespo­dzianka, dotąd zdawał się lekceważyć swe powinności.W jego głosie słychać było ból i zmartwienie.Mat nigdy się niczym nie martwił ani nie pozwalał nikomu zauważyć, że się czymś martwi.- Nie znam odpowiedzi, Mat - powiedziała ła­godnie.- Może Moiraine.- Nie! - Jednym skokiem stanął na równych nogach.- Żadnych Aes Sedai! To znaczy.Ty jesteś inna, ciebie znam, a poza tym ty.Czy nie nauczyli cię czegoś w Wieży, jakiejś sztuczki, czegoś, z czego można by skorzystać?- Och Mat, tak mi przykro, tak mi przykro.Śmiech Mata przypomniał jej ich wspólne dzieciństwo.Tak zwykł się śmiać, kiedy jego największe oczekiwania spełzły na niczym.- A co tam, chyba to się nie liczy.To dalej będzie Wieża, nawet jeśli z drugiej ręki.Bez urazy.- Właśnie tak użalał się nad drzazgą w palcu i opatrywał złamaną nogę, jakby to nic nie znaczyło.- Może istnieje jakiś sposób - powiedziała wolno.­Jeśli Moiraine to potwierdzi.Ona może.- Moiraine! Czyś ty zupełnie mnie nie słuchała? Ostatnia rzecz, jakiej pragnę, to wtrącanie się Moiraine.Jaki to sposób?Mat zawsze był w gorącej wodzie kąpany.Nie pragnął jednak niczego więcej niż ona, chciał wiedzieć.Gdyby jeszcze chociaż raz wykazał się odrobiną rozsądku i uwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl