,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I owszem, znać było, że ciemna postać kobiety chce mnie prawem prostegowyścigu uprzedzić.Lecz nie z Sokołem taka sprawa - mój Sokół wyciągnął się struną tuż przyziemi i na krok przegonić się nie dał - i pędziliśmy oboje, a tylko z ruchu i ze słuchu miarko-wałem, że po kamieniach lub po piasku, że po zagonach, lub po łąkach pluskających wilgocią.Nareszcie droga w górę się podniosła i galop naszych koni ociężał trochę.Towarzyszka mojaz największą niecierpliwością kilka razy syknęła, a mnie się zdało, że poza nami tętent jakiśsłychać było.- Nie - nie! aby też oni mię nie dościgną! - powtórzył kilkakrotnie tem sam glos śmiały adzwięczny, który mi się z początku głosem młodzieńca wydawał, i nie wiem, czy za jego po-mocą, czy za pomocą ostrogi - na długość szyi końskiej ciemna postać wysunęła się przedemnie.Deszcz już wtedy lał strumieniami - błyskanie ustało - nie widziałem nic a nic dokoła,tylko mi wśród czarnej owej nocy obrazów świeciła jakby czarodziejską sztuką dokładniej wpamięmi odbita twarz tej kobiety - a twarz sama bez innych członków ciała, bez zaokrąglenianawet w pełność wydatnej głowy, twarz jakby z srebrnej tarczy księżyca wykrojona na tlezupełnie bezbarwnego nieba.41Czyż ja chciałem ją gonić - to Sokół mój gonił przecież - gonił - i gdyśmy u szczytu górystanęli, kopyta jego o bruk zadzwoniły.Rozeznałem jakieś załamy murów, po odbiciu tętentuodgadłem, że się jedno i drugie sklepienie przebywa, aż na koniec brzęknął gdzieś łańcuch,rozpadła się, mógłbym najsprawiedliwiej powiedzieć, rozpękła wzniesiona przed nami masa iniespodzianie płomienna jasność wylała się z tego otworu - domyśliłem się tylko, że to byłów gorejący zamek, do którego z innej przybyłem strony, ale przekonać w pierwszej chwilinie mogłem się zupełnie, tak mię to nagłe światła oślepiło.Gdy mi zrenica nieco przywykłado niego, ujrzałem przez dwóch ludzi trzymaną i pąsowym okrytą czaprakiem śliczną arabskąklaczkę, trochę do naszej Zitty podobną, ale daleko piękniejszej rasy jeszcze.Ta, która na niejjechała przed chwilą, już zsiadła i zniknęła - przy mnie zaś stał Murzyn w bogatym żółtymubiorze i niby na odebranie cugli czekał jedynie.Gdybym się był wtedy kogo bądz tylko o drogę zapytał, gdyby konia skręcił, gdyby wróciłdo domu!.ha prawda! nic by to nie pomogło już.Mnie też myśli podobne nie przyszły dogłowy.Zeskoczyłem na ziemię, Murzyn konia odebrał, a przy progu sieni stojący z wielkąsrebrną laską, żółto i czarno ubrany szwajcar w milczeniu skłonił mi się i drzwi wskazał nalewo - poszedłem na lewo i tak ciągle niemymi znakami służących wiedziony, przebyłempełno salonów azjatyckim zbytkiem ozdobnych, aż na koniec wszedłem do małej przybocznejkomnaty, gdzie dwóch chłopców naraz, jako gotowych do usług stanęło.- Co pan rozkaże?- Jakiego pan sobie życzy przebrania? W istocie czas było, żeby już przecie głos ludzkiwywiódł mię z tego odurzenia, w którym od chwili mego przybycia zostawałem.Zapytaniachłopców przekonały mnie, że mój sen rzeczywistością, że ja z żywymi ludzmi mam do czy-nienia.- Nic nie rozkazuję i żadnego nie chcę przebrania - odpowiedziałem im po chwili - szcze-gólniejszyprzypadek sprowadził mię w te miejsca; nie znam w nich nikogo, ale znać bym pragnął,żeby się z obecności mojej usprawiedliwić i wytłumaczyć.Chłopcy z zadziwieniem po sobiespojrzeli.- Przed kim pan chce się tłumaczyć? - zagadnął jeden z nich wreszcie.- Przed panem lub panią waszą.- Pana nie mamy - odparł z niejaką dumą starszy, prześliczny brunecik w szkockim ubio-rze, w czarnej, aksamitnej z orlim piórem czapeczce.- I pani jest panią tego zamku, lecz nie naszą panią - przydał drugi, młodszy jego towa-rzysz, jaśniejszych włosów, jaśniejszych oczu, ale tak podobny pierwszemu, jak drobniejsze inieco bledsze tylko tego samego obrazka odbicie.- Więc chciejcież mi powiedzieć, czy z panią tego zamku będę mógł się widzieć?Rzucili okiem na zegar i prawie jednocześnie odrzekli:- Za dwie godziny dopiero ma się bal zacząć.- Lecz ponieważ ja na balu nie będę, niech który z was pójdzie i wcześniejsze wyrobi miposłuchanie.Ledwo tych słów domówiłem, drzwi się otworzyły i wszedł wysoki, chudy mężczyzna,cały czarno ubrany, ze złotym łańcuchem, który mu po zwierzchniej sukni od ramion aż zapiersi spadał.- Moja pani - rzekł tak jednotonnym głosem, jak gdyby echo w nim tylko jego własne po-wtarzało słowa - moja pani pozdrawia pana gościem w domu swoim - prosi, żebyś z nią dzie-lił ucztę nocy dzisiejszej i przyjął, jaki sam zechcesz, ubiór dla odmienienia sukien deszczemzmoczonych.- Proszę w imieniu moim (znowuż uczułem, że mię sen ogarnia, odpowiedziałem jednak znajwiększą w świecie powagą) złożyć za gościnność dzięki, a na rozkazy oświadczyć posłu-szeństwo.42- A zatem pan będziesz na balu i przebierzesz się? - zapytał młodszy chłopiec po odejściuwysokiego jegomości.- Będę na balu i przebiorę się - powtórzyłem jakby z pamięci jedynie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|