,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pióra sprawiały taki hałas, jakby kilka wozów z chrustemprzejeżdżało przez las, zawalony na ćwierć arszyna uschłymi liśćmi.Cziczikow i Maniłow podeszli do pierwszego stołu, gdzie siedziało dwóch urzędników w bardzojeszcze młodym wieku. Pozwolą panowie zapytać, gdzie tu się załatwia akty kupna? A czego panowie sobie życzą? spytali obaj urzędnicy odwracając się. Mam złożyć podanie. A co pan takiego kupił?74 Chciałbym się przede wszystkim dowiedzieć, gdzie się załatwia akty, tu czy gdzie indziej? Proszę najpierw powiedzieć, co pan kupił i za jaką cenę, wówczas powiemy, gdzie; bo tak, tonie wiadomo.Cziczikow od razu spostrzegł, że urzędnicy byli po prostu ciekawi, jak wszyscy młodziurzędnicy, oraz chcieli nadać sobie i swym funkcjom więcej wagi i znaczenia. Słuchajcie, moi drodzy rzekł wiem bardzo dobrze, że wszystkie sprawy sprzedaży, bezwzględu na cenę, znajdują się w jednym miejscu, i dlatego proszę was o pokazanie nam tego stołu;a jeśli nie wiecie, co się tu u was dzieje, to zapytamy innych.Urzędnicy nic na to nie odpowiedzieli, tylko jeden z nich wskazał palcem w kąt pokoju, gdzie zastołem siedział jakiś staruszek znaczący jakieś papiery.Cziczikow i Maniłow przeszli pomiędzystołami wprost na niego.Stary pracował nader pilnie. Pozwoli pan zapytać rzekł Cziczikow kłaniając się czy tutaj załatwia się akty kupna?Stary podniósł oczy i wyrzekł powoli: Tu nie załatwia się aktów kupna. Gdzie więc? To w wydziale transakcyj. A gdzie jest ten wydział transakcyj? To u Iwana Antonowicza. A gdzie jest Iwan Antonowicz?Starzec wskazał palcem w inny kąt pokoju.Cziczikow i Maniłów udali się do IwanaAntonowicza.Iwan Antonowicz zdołał już zapuścić żurawia w tył i obejrzał ich z ukosa, lecz wtejże chwili jeszcze uważniej zatopił się w pisaniu. Pozwoli pan zapytać rzekł Cziczikow kłaniając się czy tu jest wydział transakcyj?Iwan Antonowicz, jak gdyby wcale nie słyszał, zagłębił się zupełnie w papierach nic nieodpowiadając.Widać było od razu, że to człowiek w poważnym wieku, a nie żaden młody papla iwiercipięta.Iwan Antonowicz, zdaje się, miał już dobrze po czterdziestce; włosy jego były czarne,gęste, cały środek twarzy występował mu naprzód i wchodził w nos, słowem, była to twarz, którąnazywa się pospolicie zakazaną gębą. Pozwoli pan zapytać, czy tu jest wydział transakcyj? rzekł Cziczikow. Tutaj rzekł Iwan Antonowicz, odwrócił swą zakazaną gębę i znowu wziął się do pisania. Mam taką oto sprawę: zakupiłem u różnych posiadaczy tutejszego powiatu chłopów naprzesiedlenie; kontrakt gotowy, pozostaje tylko potwierdzić go. Sprzedawcy obecni? Niektórzy są tutaj, od innych są pełnomocnictwa. Podanie pan przyniósł? Przyniosłem i podanie.Chciałbym.muszę się śpieszyć.Czy nie można by na przykładsprawy załatwić dziś? Akurat, dzisiaj!.Dzisiaj nie można rzeki Iwan Antonowicz. Trzeba jeszcze sprawdzić,czy nie ma sprzeciwów. Zresztą co do tego, aby sprawę przyśpieszyć, to Iwan Grigorijewicz, prezes, jest moimwielkim przyjacielem. Ale Iwan Grigorijewicz nie jest sam jeden na świecie; są jeszcze inni rzekł surowo IwanAntonowicz.Cziczikow zrozumiał przymówkę zamkniętą w słowach Iwana Antonowicza i rzekł: I inni nie zostaną pokrzywdzeni; sam służyłem, znam się na tym. Niech pan idzie do Iwana Grigorijewicza rzekł Iwan Antonowicz głosem niecouprzejmiejszym. Niech on wyda dyspozycje komu należy, a z naszej strony nie będzie przeszkód.Cziczikow wyjąwszy z kieszeni asygnatę położył ją przed Iwanem Antonowiczem, czego tenzupełnie nie zauważył i zaraz nakrył asygnatę książką.Cziczikow już mu ją chciał wskazać, leczIwan Antonowicz ruchem głowy dał poznać, że nie trzeba.75 On panów zaprowadzi na audiencję rzekł Iwan Antonowicz, skinął głową i jeden z kapłanówznajdujących się w tym samym miejscu, składający z taką gorliwością ofiary Temidzie, iż pękłymu oba rękawy i od dawna wyłaziła mu stamtąd podszewka, za co też dostał w swoim czasie rangęregistratora kolegialnego, usłużył naszym znajomym, jak niegdyś Wergiliusz usłużył Dantemu, izaprowadził ich do gabinetu, gdzie stał tylko szeroki fotel, a na nim przy stole, za zwierciadłemsprawiedliwości8 i dwiema grubymi księgami siedział sam prezes, jak słońce.W tym miejscu nowyWergiliusz uczuł taką nabożną cześć, że nie ośmielił się postawić tam nogi i zawrócił ukazując sweplecy wytarte jak rogoża, z przylepionym gdzieś kurzym piórkiem.Wszedłszy do sali audiencyjnejzauważyli, że prezes nie był sam, obok niego siedział Sobakiewicz zupełnie zasłoniętyzwierciadłem.Przyjście gości wywołało okrzyk; rządowy fotel został odsunięty z hałasem,Sobakiewicz również wstał z krzesła i można go było zobaczyć w całej okazałości z jego długimirękami.Prezes wziął Cziczikowa w objęcia i w sali audiencyjnej rozległy się pocałunki; zapytalisię wzajemnie o zdrowie, okazało się, że każdego z nich boli w krzyżu, co zresztą zaraz zostałoprzypisane siedzącemu trybowi życia.Prezes, zdaje się, był już przez Sobakiewicza powiadomionyo kupnie, bo zaczął składać gratulacje, co z początku trochę zmieszało naszego bohatera, zwłaszczagdy zobaczył, że i Sobakiewicz, i Maniłow, obaj sprzedawcy, z którymi sprawa była załatwionapoufnie, stoją teraz do siebie twarzą w twarz.Podziękował jednak prezesowi i zwracając się doSobakiewicza, zapytał: A jak pańskie zdrowie? Dziękować Bogu, nie mogę się uskarżać rzekł Sobakiewicz.Rzeczywiście, nie było się na co uskarżać.%7łelazo prędzej mogłoby się przeziębić i kaszlać niżten nad podziw sformowany ziemianin. Tak, pan zawsze słynął z dobrego zdrowia rzekł prezes nieboszczyk ojciec pański równieżbył mocnym człowiekiem. Tak, sam jeden chadzał na niedzwiedzia odpowiedział Sobakiewicz. Mnie się jednak zdaje rzekł prezes że pan by również dał niedzwiedziowi radę, gdyby panzechciał stanąć przeciwko niemu. Nie, nie dałbym rady odrzekł Sobakiewicz nieboszczyk był ode mnie mocniejszy. Iwzdychając ciągnął: Nie, ludzie teraz są już nie tacy; wziąć chociażby moje życie, co to za życie?Tak to sobie jakoś. Czegóż panu w życiu brakuje? rzekł prezes. Niedobrze, niedobrze! rzekł Sobakiewicz pokręciwszy głową. Niech pan sam osądzi,Iwanie Grigorijewiczu, idzie mi piąty krzyżyk, nie chorowałem ani razu; żeby choć gardło zabolałoalbo czyrak wyskoczył.Nie, to nie wyjdzie na dobre! Kiedyś będę musiał za to zapłacić. TuSobakiewicz pogrążył się w melancholii. Niech go!. pomyśleli jednocześnie Cziczikow i prezes ma się na co skarżyć! Mam do pana liścik rzekł Cziczikow wyjmując z kieszeni list Pluszkina. Od kogo? zapytał prezes i rozpieczętowawszy krzyknął: A, od Pluszkina! Jeszcze się dotądkołata po świecie? Ot, losy! A taki był rozumny, bogaty człowiek! A teraz. Pies! rzekł Sobakiewicz. Aotr, wszystkich ludzi wymorzył. Proszę, bardzo proszę rzekł prezes przeczytawszy list mogę być pełnomocnikiem.Kiedypan chce mieć dowód prawny, teraz czy pózniej? Teraz rzekł Cziczikow będę pana nawet prosił, o ile możności, dziś, dlatego że chciałbymjutro wyjechać z miasta; przyniosłem kontrakty oraz podanie. Wszystko to bardzo ładnie, tylko, jak pan chce, ale my pana nie wypuścimy tak prędko.Kontrakty będą dziś, a pan z nami jednak trochę zostanie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|