, McMaster Bujold Lois Strzepy Honoru 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ręce miał laskę, lecz ze sposobu, w jaki nią gestykulował, Cordelia domyśliła się, że nie wynikało to z konieczności, lecz z przyzwyczajenia.Krótko przycięte białe włosy okalały łysą, pokrytą plama­mi wątrobowymi czaszkę, która połyskiwała w słońcu, kiedy premier w asyście dwóch pomocników, czy może ochroniarzy - Cordelia nie była pewna - ruszył przed siebie.Po sekundzie zniknął jej z oczu, kie­rując się do frontowych drzwi.Cordelia i Vorkosigan zeszli na dół do hallu.Dwaj mężczyźni stali tam, rozmawiając przyjaźnie.- Właśnie idzie - powiedział generał.Vortala zmierzył ich wzrokiem, w którym czaiły się iskierki prze­nikliwego humoru.- Aralu, mój chłopcze, miło cię widzieć w tak dobrym stanie.Czy to twoja betańska Pentesilea? Gratuluję schwytania tak piękne­go jeńca.Milady.- Ukłonił się i ucałował jej dłoń w ekstrawaganc­kim pokazie dobrego wychowania.Cordelia wzdrygnęła się, słysząc podobny opis własnej osoby, zdołała jednak wykrztusić w odpowiedzi:- Witam pana.Vortala z namysłem spojrzał jej w oczy.- To miłe, że zdołał się pan wyrwać z miasta, by złożyć nam wi­zytę - powiedział Vorkosigan.- Jednak o mały włos się nie minęli­śmy.Moja żona i ja.- dodał, podkreślając te słowa i napawając się nimi niczym łykiem wina o wspaniałym bukiecie - przyrzekłem, że zabiorę ją dziś nad ocean.- Rozumiem.Tak się jednak składa, że nie jest to wizyta towa­rzyska.Występuję tu jako chłopiec na posyłki mojego władcy.I mam niestety bardzo mało czasu.Vorkosigan skłonił się lekko.- Zatem, panowie, zostawię was samych.- Ha.Nie próbuj się wykręcać, chłopcze.To, co mam do powie­dzenia, jest przeznaczone dla ciebie.Twarz Vorkosigana przybrała czujny wyraz.- Nie sądzę, abyśmy mieli sobie z cesarzem coś jeszcze do powiedzenia.Zdaje się, że stwierdziłem to dostatecznie wyraźnie, składa­jąc rezygnację.- Owszem.No cóż, był bardzo zadowolony, że mógł pozbyć się ciebie ze stolicy na czas rozgrywek wokół Ministerstwa Edukacji Po­litycznej.Jednakże mam obowiązek cię poinformować - lekko skło­nił głowę - że cesarz domaga się, abyś go odwiedził.Dziś po południu.Z żoną - dodał po sekundzie namysłu.- Czemu? - spytał bez ogródek Vorkosigan.- Szczerze mówiąc, wizyta u Ezara Vorbarry nie leżała dziś w moich planach, jak również w planach na dającą się przewidzieć przyszłość.Vortala spoważniał nagle.- Brak mu czasu, by czekać na chwilę, kiedy znudzi ci się wiej­skie życie.On umiera, Aralu.Vorkosigan gwałtownie wypuścił powietrze.- Trwa to od jedenastu miesięcy.Czy nie mógłby umierać je­szcze trochę dłużej?Vortala zachichotał.- Pięć miesięcy - poprawił odruchowo, po czym zmarszczył brwi, przyglądając się z namysłem młodszemu mężczyźnie.- Hm.Dobrze mu to zrobiło.W ciągu ostatnich pięciu miesięcy wywabił z nor więcej szczurów, niż przez poprzednie dwadzieścia lat.Można było przewidywać kolejne wstrząsy w ministerstwach na podstawie biu­letynów o jego stanie zdrowia.W jednym tygodniu stan bardzo ciężki, w następnym kolejny wiceminister zostaje oskarżony o malwersacje czy coś podobnego.- Ponownie spoważniał.- Ale tym razem to już nie przelewki.Musisz zobaczyć się z nim dzisiaj.Jutro może być za późno.Za dwa tygodnie będzie zdecydowanie za późno.Usta Vorkosigana zacisnęły się.- Czego ode mnie chce? Czy powiedział?- Cóż.Z tego, co mi wiadomo, przeznaczył dla ciebie urząd w rządzie regencyjnym.Ten, o którym ostatnio w ogóle nie chcia­łeś słyszeć.Vorkosigan potrząsnął głową.- Nie sądzę, aby istniało stanowisko rządowe, które mogłoby mnie skusić do powrotu na arenę.No, może.nie.Nawet Minister­stwo Wojny.To zbyt niebezpieczne.Tu prowadzę ciche, przyjemne życie.- Jego ręka ochronnym gestem objęła talię Cordelii.- Założy­liśmy rodzinę.Nie zamierzam narażać moich najbliższych, wstępu­jąc znów pomiędzy politycznych gladiatorów.- O, tak.Wyobrażam sobie ciebie wkraczającego w smugę cie­nia w wieku czterdziestu czterech lat.Ha! Zbierającego winogrona, żeglującego po jeziorze.Ojciec opowiedział mi o twojej żaglówce.A tak przy okazji, słyszałem, że mieszkańcy wioski chcą na twoją cześć zmienić nazwę na Osiadłość Vorkosigana.Vorkosigan prychnął i skłonił się z ironią.Premier odpowiedział podobnym ukłonem.- W każdym razie sam będziesz musiał mu o tym powiedzieć.- Chyba chciałabym zobaczyć tego człowieka - mruknęła Cordelia.- Jeśli to naprawdę ostatnia okazja.Vortala uśmiechnął się do niej i Vorkosigan ustąpił niechętnie.Wrócili do jego sypialni, aby się przebrać.Cordelia założyła najbar­dziej uroczystą ze swych popołudniowych sukien, Vorkosigan - ga­lowy zielony mundur, którego nie widziała od dnia ich ślubu.- Czemu jesteś taki nerwowy? - spytała.- Może po prostu chce się z tobą pożegnać czy coś takiego.- Mówimy o człowieku, który nawet własną śmierć potrafi za­prząc do swych politycznych celów.Pamiętaj o tym.Jeśli istnieje ja­kikolwiek sposób rządzenia Barrayarem zza grobu, mogę się założyć, że on go znalazł.Nigdy nie udało mi się wyjść zwycięsko z żadnej dys­kusji z cesarzem.Oboje w mieszanych nastrojach dołączyli do premiera i polecie­li do Vorbarr Sultany.Rezydencja cesarska była starym budynkiem o niemal muzeal­nych walorach, oceniła Cordelia, wspinając się wraz z towarzy­szami po wytartych przez niezliczone stopy granitowych scho­dach, prowadzących do wschodniego portyku.Długą fasadę ozda­biały ciężkie kamienne rzeźby, każda postać stanowiła odrębne dzieło sztuki.W sumie pałac był dokładnym przeciwieństwem no­woczesnych, pozbawionych wszelkiego wyrazu ministerstw, wyrasta­jących na wschodzie parę kilometrów dalej.Wprowadzono ich do komnaty stanowiącej połączenie sali szpi­talnej i wystawy antyków.Wysokie okna wyglądały na eleganckie ogrody i trawniki po północnej stronie rezydencji.Mieszkaniec komnaty leżał w wielkim rzeźbionym łożu, odziedziczonym po rozmiłowanych w splendorze przodkach.Jego ciało w kilkunastu miej­scach przebijały pospolite plastykowe rurki, które utrzymywały go przy życiu.Ezar Vorbarra był najbielszym człowiekiem, jakiego Cordelia kiedykolwiek widziała.Białym niczym prześcieradła, białym jak jego włosy.Jego skóra na zapadniętych policzkach była biała i pomar­szczona, białe ciężkie powieki opadały na orzechowe oczy.Corde­lia widziała już kiedyś podobne oczy, a raczej ich niewyraźne odbi­cie w lustrze.Śnieżnobiałe dłonie pokrywała siatka niebieskich żyłek.Zęby, widoczne gdy się odzywał, zdawały się żółte na tle ogól­nej bieli.Vortala i Vorkosigan uklękli przed łóżkiem na jednym kolanie; Cordelia po sekundzie wahania poszła w ich ślady.Cesarz gestem bardziej przypominającym drgnięcie ręki odesłał doglądającego go lekarza, który skłonił się i wyszedł.Przybysze wstali, Vortala sztywno, Vorkosigan swobodnie.- Witaj, Aralu - powiedział cesarz.- Powiedz mi, jak wyglądam.- Bardzo źle.Vorbarra zachichotał, jednak po sekundzie śmiech przeszedł w kaszel.- Jakież to odświeżające.Pierwsza szczera opinia od wielu tygo­dni.Nawet Vortala owija wszystko w bawełnę.- Jego głos załamał się i cesarz wypluł wielką kulę flegmy.- W zeszłym tygodniu wysikałem resztkę melaniny.Ten przeklęty doktor nie pozwala mi już nawet za dnia wychodzić do ogrodu.- Prychnął; trudno stwierdzić, czy miał to być wyraz dezaprobaty, czy próba głębszego oddechu.- A więc to jest ta Betanka, tak? Podejdź tu, moja panno.Cordelia zbliżyła się do łóżka ł biały starzec zmierzył ją uważnym spojrzeniem.- Komandor Illyan opowiadał mi o tobie.Kapitan Negri także [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl