, Llosa Mario Vargas Pantaleon i wizytantki 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie narzekaj tak, to niesprawiedliwe.Z twojej winy złamałem zasadę, którą szanowałem od chwili dojścia do pełni władz umysłowych.- No i widzisz, już zaczynasz - uśmiecha się do Kmdziulki, która słucha radia pod plandeką na rufie, do marynarza zwijającego liny Brazylijka.- Lepiej powiedz prawdę i zamiast gadać o za­sadach przyznaj się, że jesteś zazdrosny o tych dziesięciu żołnierzyków z Lagunas.- Myślałeś, że będzie ich mniej? Skądże zno­wu, Tygrys, szerzy się to wszystko jak pożar w le­sie - ubiera się po cywilnemu, obraca się wśród ludzi, wciąga zapach cebuli i kadzidła, widzi iskrzą­ce się lampki oliwne, czuje zaduch złożonych ofiar generał Scavino.- Nawet sobie nie wyobrażasz, co się działo w rocznicę ukrzyżowania dziecka-męczennika.Procesja, jakiej w Iquitos nie widzia­no.Na wszystkich brzegach Moronacocha gęste tłumy.I na jeziorze to samo.Nie mieściła się już żadna łódka, żadne czółno.- Nigdy nie sprzeniewierzyłem się moim obo­wiązkom, przeklęty mój los - mówi „cześć” do Cyculki i Rity grających na słońcu w karty, opie­ra się o koło ratunkowe, widzi przybliżające się do linii widnokręgu słońce Pantaleon.- Zawsze by­łem przyzwoitym, uczciwym człowiekiem.I zanim i się pojawiłaś, to nawet ten trutniowaty klimat nie zmusił mnie do złamania mojego systemu.- Jeśli powiesz mi, że chcesz sobie na mnie po-psioczyć za tych dziesięciu żołnierzyków, to proszę bardzo, wytrzymam - patrzy na zegarek, krzywi się, mówi znów się zatrzymał, nakręca go Brazylijka.- Ale jeśli będziesz jeszcze gadał o tym systemie, to możesz się odpieprzyć, a ja schodzę do kajuty odpocząć.- Ta praca i ty zrujnowaliście mnie - zmienia swój wyraz twarzy, nie odsalutowuje marynarzo­wi rozmawiającemu z Kurczakiem, przypatruje się badawczo rzece, ściemniającemu się niebu Panta-leon Pantoja.- Gdyby nie wy wszyscy, to nie straciłbym żomy ani córeczki.- Nudny jesteś, Panta - bierze go pod ramię, prowadzi do kajuty Ł podaje mu bułeczki, coca-colę, obiera pomarańczę, rzuca skórki do wody, zapala światło Brazylijka.- Co? Teraz Pantaleonek po­płacze sobie za żoną i córeczką? Zawsze jak kałesz się sobą zajmować, to potem napadają cię.takie wyrzuty sumienia, że trudno z tobą wytrzymać.No już, głodomorku, nie wygłupiaj się.- Potrzebuję ich, tęsknię za nimi - je, pije, wkłada piżamę, głos mu się łamie, kładzie się Pantaleon.- Dom jest taki pusty bez Pochy i ma­leńkiej.Nie mogę się przyzwyczaić.- Chodź, głodomorku, chodź, nie bądź beksą - zostaje w bieliźnie, kładzie się przy Pantaleonie, gasi światło, otwiera ramiona Brazylijka.- Je­steś tylko zazdrosny o żołnierzyków, oto co cię gryzie.Chodź, przytul się, daj, podrapię cię w głów­kę.- Nawet poszła pogłoska, że miał się osobiście stawić Brat Francisco - obserwuje apostołów w bieli, wiernych klęczących z rozkrzyżowanymi ramionami, inwalidów, ślepych, trędowatych, kar­łów, umierających, którzy leżą wokół krzyża, ge­nerał Scavino.- Dobrze, że nie zrobił tego.Po­stawiłby nas w głupiej i trudnej sytuacji.Byłoby niemożliwością zaaresztować go w obecności dwu­dziestu tysięcy ludzi gotowych oddać za niego ży­cie.Gdzie on, do diabła, może się ukrywać? Nie ma nawet śladu tego wariata.- Oklęcik to kołyska, ja jestem Pochita, ty jesteś Gladysita - nuci, kołysze się, patrzy na księżyc wlewający się przez iluminator i osrebrzający kraniec koi Brazylijka.- Cacy dzidziuś.Dlapiemy dzidziusia w główeczkę, dajemy buzi dzidziusiowi, chcie dzidziuś swojego cycuszka?- Teraz siedzi panu na głowie, o właśnie tu, l eee, odleciała - popycha drzwi Amazońskiego l Muzeum i Akwarium, przepuszcza kapitana Pantoja porucznik Bacacorzo.- Ukąsiła? Zdaje się, że to była osa.- Niżej, wolniej - zmienia nastrój, dziecinnie­je, uspokaja się, łagodnieje, kuli się Pantaleonek.- Baldzo płoszę, w szyjkę, w plecki, w uszko, w czubeczek, w czubeczek uszka, płoszę panienki.- No, zabiłem ją - wali ręką o brzeg basenu Morskiej Krowy Lub Manata porucznik Bacaco­rzo.- Ale to nie osa, to brunatna mucha.Jest niebezpieczna, ludzie mówią, że przenosi trąd.- Muszę mieć gorzką krew, bo mnie nigdy nie gryzą - przechodzi obok Bufea Szalonego, Bufea Popielatego, Bufea Czerwonego, zatrzymuje się przy Mrówce Curhuinse, „owad nocny, wielki szko­dnik, w ciągu jednej nocy może zrównać z ziemią chatę, chodzą setkami tysięcy, po osiągnięciu doj­rzałości tyją i wyrastają im skrzydła”, czyta kapi­tan Pantoja.- Za to z moją matką jest na od­wrót, tylko wyjdzie na ulicę, już się na nią rzucają, okropność.- Wie pan, że mrówki jada się tutaj smażone, z solą i bananami? - przeciąga palec po grzabieniu wypchanej iguany, po wielobarwnych piórach tukana porucznik Bacacorzo.- Musi pan na siebie uważać, jest pan bardzo chudy.W ciągu tych ostatnich miesięcy musiał pan stracić co najmniej z dziesięć kilo.Co panu jest, panie kapitanie.Pra­ca, kłopoty?- Wszystkiego po trochu - pochyla się, szuka nadaremnie ośmiu oczu wielkiego, skocznego i ja­dowitego Pająka Wdowy kapitan Pantoja.- Jeśli mi to wszyscy mówią, to znaczy, że tak jest.Będę musiał zastosować kurację odżywiającą, żeby od­zyskać te stracone kilogramy.- Bardzo mi przykro, Tygrys, ale musiałem wydać rozkaz udzielenia przez wojsko pomocy żan­darmerii w chwytaniu fanatyków - otrzymuje petycje, skargi, donosy, bada, waha się, konsultuję, podejmuje decyzję, informuje generał Scavino.- Czterech ukrzyżowanych w ciągu sześciu miesięcy to za dużo, ci szaleńcy zamieniają Amazonię w kraj barbarzyńców, najwyższy już czas, żeby zaprowa­dzić porządek.- Pan kapitan wcale nie korzysta z tego, że jest słomianym wdowcem - ściska szkło powiększające i wyolbrzymia Osę Huayranga, Osę Dzwon i Osę Shiro-shiro porucznik Bacacorzo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl