, Joanna Chmielewska Harpie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Decyzję podjęła od razu, chociaż z bólem serca.- Przywiezie je tu przecież z powrotem, nie? Ja zapłacę.Napisz mu kartkę, żeby się od nich nie upominał.I niech udaje narzeczonego.Bez chwili namysłu Dorotka odpracowała korespondencję."Błagam cię!" - napisała, nie zważając już na pewność, że zostanie to niewątpliwie przeczytane co najmniej przez jedną z ciotek.- "Ona się upiera przy narzeczonym, nie zaprzeczaj, bo nie wiemy, co by z tego wynikło.Ona się rano wypąkuje.I ukryj licznik, ciotka Felicja zapłaci ukradkiem, a jeśli za mało, to ja ci później dołożę.Błagam cię!!!" Niezmiernie zadowolona z pozbycia się największego kłopotu, Felicja prawie pochwaliła Dorotkę i spuściła ją z łańcucha.Wciąż na wszelki wypadek, niepewna, czy chrzestna babcia nie zażąda kolejnych usług, Dorotka prawie wykradła się z.domu.Grek od idiomów był prawdziwy, rzeczywiście zależało jej na nim ogromnie.Melania doskonale czuła, że Felicja pragnie opróżnić dom i zostać sama.Utrudniłaby jej to, trochę tak sobie, na złość, a trochę z ciekawości, ale umówiona była służbowo i na zaniedbania nie mogła sobie pozwolić.Wyszła nawet wcześniej, niż musiała, zdecydowana wrócić jak najszybciej.Jacek Woliński podjechał pod furtkę dokładnie według zlecenia, nawet na trzy minuty przed czasem.Ciekawiło go, co będzie, i nie poczuł się zawiedziony.Z domu wyszły trzy znane mu już, mocno starsze panie, dwie chude i jedna gruba, wyskoczył elegancko i otworzył drzwiczki, dwie panie wsiadły, a trzecia została, wszystkie przywitały się z nim nader kordialnie, i ta trzecia, przy okazji całowania dłoni, wetknęła mu do ręki jakąś karteczkę, złożoną w kostkę.- Przeczytaj od razu! - syknęła półgębkiem.Jacek spełnił polecenie i z trudem powstrzymał wybuch śmiechu.Zgroza, zawarta w komunikacie "ona się rano wypąkuje", omal nie odebrała mu władzy w rękach i nogach.Tłumiąc rozweselenie, zdołał ruszyć.- Dokąd panie każą? - wrzasnął potężnie, bo amerykańska chrzestna babcia zaczęła już swoje i należało ją przekrzyczeć.- Do takiego marketu wielkiego, co tam podobno wszystko jest, jakże on się nazywa, ale wy to chyba wiecie, co to za szczęście, że się czasy zmieniły, bo przedtem, to słyszałam, nic nie było, kartofle tylko, ale Polska kraj zbożowy, koniecznie, koniecznie, musimy na wieś pojechać.- To nie teraz - powiedziała Sylwia na nieustającym podkładzie akustycznym, z lekkim sieknięciem pochylając się do przodu, w kierunku ucha Jacka.- Teraz najpierw do Billi, a potem chyba na Polną, na bazar, a potem to już nie wiem gdzie, ale może do domu.-.seler naciowy, a tobie serka do niego nie radzę moja kochana, sałatę to bym wolała głowiastą, ona czystsza, i szimsy chyba tu macie.Zastanawiając się, co też ta Amerykanka może mieć na myśli, chipsy czy schrimsy, czyli krewetki, dziko rozweselony Jacek posłusznie jechał na Chełmską, do Billi.* * *Osamotniona w domu Felicja natychmiast usiadła przy telefonie.Numer już miała, na ustalaniu go spędziła bez mała pół nocy, ale wreszcie znalazła.Od wieków już, nie ufając pamięci, nabrała zwyczaju zapisywania sobie wszystkiego, głównie nazwisk i dat, i nazwisko notariusza, który się z nimi kontaktował, również gdzieś miała.Do zdobycia jego numeru telefonu list Wojciechowskiego nie był jej wcale potrzebny.Już po kwadransie, wypełnionym pomyłkami i sygnałem zajętości, uzyskała połączenie.Umówiła się na jutro.Nic więcej do szczęścia na razie jej nie brakowało, wpadającą ze zdyszanym pośpiechem Melanię powitała uśmiechem satysfakcji.- Cóżeś taka zadowolona? - spytała Melania podejrzliwie.- Wyglądasz jak kot, który zeżarł śmietankę.- Żadnych kotów! - zastrzegła się Felicja odruchowo.-.chociaż osobiście nie jestem pewna, czy koty nie wolą ryb.-.chociaż osobiście nie jestem pewna, czy nie wolałabym kota niż Wandzi Rojkówny.W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że będziemy ją miały na karku.- Nie ma jej.?- Pojechały do sklepu.Melania odwiesiła futro i zdjęła kozaczki.Z torebką w ręku i aktówką pod pachą weszła za Felicją do kuchni.- Słuchaj, coś mi się widzi, że, jak dotąd, ona nie wydała ani grosza.Ma w końcu forsę czy nie? Odsuń się, chcę herbaty.- Sama jestem ciekawa, chociaż gówno mnie to obchodzi - odparła Felicja, otwierając zmywarkę do naczyń.-Zaraz, czekaj, włączę pralkę, bo już pełna.Gdzie proszek? Kto, do diabła, schował proszek?!- Tu stoi, czy ty już zupełnie ślepa jesteś.? Organizacyjnie zawszę byłaś idiotką.Można było najpierw włączyć wodę, a potem się tu kotłować.- Nie umrzesz chyba z pragnienia przez te dwie minuty.? Nie lubię, jak mi się coś przestawia.Proszek ma stać tu, a nie gdzieś tam.Wiem, gdzie mam sięgnąć ręką.- Sięgniesz obok i też dobrze.- A jak ja nie chcę sięgać obok.?!- Sięgaj, do diabła, gdzie ci się podoba! Zamknij to w każdym razie! I włącz!- Też możesz włączyć, paraliż cię nie tknął.Nie masz już w całym domu innego miejsca dla siebie, tylko tę kuchnię? Zdaje się, że zostawiłaś sobie cały pokój?- Odczep się od mojego pokoju, ja ci twojego nie wymawiam.Herbatę mam tutaj.Możesz wreszcie stąd odejść?- Mogę.Zrób herbatę i dla mnie.Nie zamierzając kłócić się z najstarszą siostrą akurat teraz i chcąc wrócić do właściwego tematu, Melania nalała wody, prztyknęła czajnikiem i wypłukała imbryczek.Zajrzała do metalowego pudełka z mieszanką.- Herbata nam wychodzi - oznajmiła, odmierzając cztery czubate łyżeczki.- Mamy więcej czy trzeba będzie pogonić Dorotkę?- Co tak nagle zaczęłaś o nią dbać? Nawet jeśli, do sklepu niedaleko.- Nie mają tu jaśminowej.Pytam, do cholery, nie możesz normalnie odpowiadać? Nie wiem, co Sylwia kupiła wczoraj.- Nie wczoraj, tylko przedwczoraj.- Wszystko jedno.Nie kupiła herbaty?- Kto tak powiedział? Kupiła.Zauważyłabym, gdyby nie.- I gdzie ona jest?- Kto, Sylwia? Pojechała z Wandzią.- Kretynka i chyba cholery z tobą dostanę.Nie Sylwia, tylko herbata.Gdzie ona jest, ta świeżo kupiona?- A skąd ja mam to wiedzieć? W którejś szafce, przypuszczam.Zanim zużyjemy tę z pudełka, Sylwia zdąży wrócić, więc co cię to właściwie obchodzi?Melania pomyślała, że Felicja ma rację, rzeczywiście, Sylwia zdąży wrócić, co ją zatem obchodzi, gdzie wepchnęła zapas herbaty, sama ją znajdzie.Pohamowała rosnącą furię.Wyraźne zadowolenie Felicji wciąż wydawało się jej podejrzane.- Z tego wszystkiego zapomniałam, o co mi chodziło -mruknęła z resztkami gniewu, kiedy już obie siedziały przy stole i popijały ulubiony napój.- A, wiem! Słuchaj, jak myślisz? Czy ta Wandzia udaje idiotkę, czy rzeczywiście jest? - Moim zdaniem udaje - odparła Felicja beztrosko.-Ale głowy za to nie dam.- A co z tym wypąkaniem? Naprawdę tym sposobem likwiduje wzdęcie? Ogólnie biorąc, czytałam, że dla starszych osób jest szkodliwe i niewskazane.Felicja zachichotała.- Ty chyba głupia jesteś? Młodziutka się znalazła.Wzdęcie sama masz w głowie i nie rób z siebie oślicy większej niż jesteś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl