, Herbert Frank Mesjasz Diuny 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.'To wytwór Tleilaxan - pomyślał Paul.- W tym cały problem.Bene Tleilax nie żywią zbytniego przywiązania do natury zjawisk.Dobro i zło ma równe znaczenie w ich filozofii.Co mogli wbudować w ciało Idaho, z dalekosiężnym zamiarem lub dla kaprysu?"Paul spojrzał na Stilgara; dostrzegł zabobonny lęk Fremana.To uczucie promieniowało na szeregi jego gwardii.Umysł Stilgara zaprzątały teraz zapewne domysły na temat obmierzłych zwyczajów Gildian, Tleilaxan i gholi.- Hayt, czy to twoje jedyne imię? - zagadnął Paul, zwracając się do gholi.Spokojny uśmiech okrył ciemną twarz gholi.Metalowe oczy podniosły się i utkwiły w Paulu, nie tracąc swego mechanicznego wyrazu.- Tak właśnie się nazywam, mój panie: HaytW swej mrocznej kryjówce Alia zadygotała.To był głos Idaho: barwa dźwięku tak precyzyjna, że wyczuła jego piętno w swych komórkach.- Może będzie to miłe memu panu - dodał ghola - jeśli powiem, że jego głos sprawia mi przyjemność.To znak, mówili Bene Tleilax, że słyszałem już ten głos.kiedyś.- Ale nie wiesz tego na pewno - stwierdził Paul.- Niczego o mojej przeszłości nie wiem na pewno, panie.Wyjaśniono mi, że nie mogę mieć żadnych wspomnień z poprzedniego życia.Jedyne, co z niego zostało, to wzorzec stworzony przez geny.Istnieją jednak nisze, do których znane niegdyś rzeczy mogą pasować.Są to głosy, miejsca, potrawy, twarze, dźwięki, czynności - miecz w dłoni, stery omitoptera.Zauważając, z jakim napięciem Gildianin przysłuchuje się tej rozmowie, Paul zapytał:- Pojmujesz, że jesteś podarunkiem?- Wyjaśniono mi to, mój panie.Paul oparł się, kładąc ręce na poręczach tronu."Jaki dług mam wobec ciała Duncana? - rozmyślał.- Ten człowiek zginął, ratując mi życie.Ale to nie jest Idaho, to ghola." A jednak stały tu: ciało i mózg, które nauczyły go pilotować omitopter tak, jak gdyby skrzydła wyrastały z jego własnych ramion.Paul wiedział, że nie mógłby wziąć w rękę miecza, gdyby nie mógł polegać na twardej szkole Idaho.Ghola.To było ciało pełne fałszywych wrażeń, które trudno było właściwie odczytać.Narzucały się stare skojarzenia.Duncan Idaho.Była to nie tyle maska, którą nosił ghola, co luźna, kryjąca ciało szata osobowości poruszająca się odmiennie niż to, co Tleilaxanie w niej schowali.- Jak mógłbyś mi służyć? - zapytał.- Jakkolwiek pan mój zażąda, a moje umiejętności pozwolą.Alia, przyglądająca się wszystkiemu ze swojego dogodnego punktu obserwacyjnego, była poruszona nieśmiałością gholi.Nie odczuła żadnego udawania.Coś w najwyższym stopniu niewinnego promieniowało od tego nowego Duncana Idaho.Jego pierwowzór był świa - towcem, zuchwałym lekkoduchem.A to ciało zostało z tego wszystkiego wyprane.Czysta powierzchnia, pod którą Tleilaxanie zapisali.co?Poczuła teraz groźbę ukrytą w tym podarku.To była zabawka Tlei - laxan, a oni zawsze wykazywali niepokojący brak zahamowań w tym, co tworzyli.Motorem ich działań była rozpasana ciekawość.Chełpili się, że z odpowiedniego materiału ludzkiego mogą zrobić wszystko - szatanów i świętych.Sprzedawali mentatów - zabójców.Produkowali lekarzy - zabójców, przełamując w tym celu zasady Akademii Suk zabraniające odbierania człowiekowi życia.Wśród ich wytworów byli gorliwi słudzy, zręczne seksualne zabawki, zdolne zaspokoić każdy kaprys, żołnierze, generałowie, filozofowie, nawet jakiś przypadkowy moralista.Paul drgnął, spojrzał na Edrica.- Jak ten podarek został wyszkolony? - spytał.- Jeśli mój pan pozwoli - rzekł Edric - Tleilaxanom spodobało się wykształcić tego gholę jako mentata i filozofa Zensunnitów.W ten sposób chcieli podnieść jego umiejętność władania mieczem.- I udało im się?- Nie wiem, mój panie.Paul ważył odpowiedź.Prawdopoznanie mówiło mu, iż Edric szczerze wierzy, że ghola jest Duncanem Idaho.Lecz było jeszcze coś więcej.Wody Czasu, wśród których poruszał się ten jasnowidzący Nawigator, sugerowały zagrożenie, nie ukazując go.Hayt.Tleilaxańskie imię mówiło o niebezpieczeństwie.Paul miał ochotę odrzucić dar, lecz czując pokusę, wiedział, że nie może wybrać tej drogi.Ten ghola miał swe miejsce w rodzie Atrydów - był to fakt, o którym nieprzyjaciel doskonale wiedział.- Zensunnicki filozof - zadumał się Paul, ponownie spoglądając na gholę.- Rozważałeś swoją własną rolę i motywy?- Podchodzę do mojej służby z pokorą, Sire.Jestem czystym umysłem, wypranym z imperatywów mej człowieczej przeszłości.- Wolisz, żebyśmy cię nazywali Haytem czy Duncanem Idaho?- Mój pan może mnie nazwać, jak zechce, bo nie jestem imieniem.- Ale czy podoba ci się imię Duncana Idaho?- Myślę, że to było moje imię, Sire.Wewnętrznie pasuje do mnie.Ale.wywołuje dziwne reakcje.Czyjeś imię, jak sądzę, może nieść wiele rzeczy nieprzyjemnych na równi z przyjemnymi.- Co sprawia ci największą przyjemność? - spytał Paul.Nieoczekiwanie ghola roześmiał się.- Szukanie znaków zdradzających moje poprzednie "ja".- I widzisz tu takie znaki?- O tak, mój panie.Twój człowiek, Stilgar, o tam, miota się między podejrzliwością a podziwem.Był przyjacielem mego poprzedniego "ja", lecz ciało gholi napawa go odrazą.Ty, mój panie, podziwiałeś człowieka, którym byłem.i ufałeś mu.- Wyprany umysł - powiedział Paul [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl