, Herbert Frank Bog Imperator Diuny (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wyobrażam sobie, że to niebezpieczna robota.Czy tak właśnie ginęli moi poprzednicy? Wykonując dla ciebie niebezpieczną robotę?- Niektórzy z nich.- Chciałbym mieć wspomnienia tych innych!- Nie mógłbyś ich mieć i wciąż być prawdziwy.- Chcę się jednak o nich czegoś dowiedzieć.- Dowiesz się.- Więc Atrydzi wciąż potrzebują ostrego noża?- Mamy zadania, które tylko Duncan Idaho potrafi wykonać.- Mówisz, że.my.- Idaho przełknął, spojrzał na drzwi, potem na twarz Leto, który przemówił doń tak, jak zrobiłby to Muad'Dib, wciąż jednak własnym głosem:- Kiedy ostatni raz wspólnie wspięliśmy się do siczy Tabr, miałeś wtedy gwarancję mojej lojalności, a ja twojej.Nic z tego naprawdę się nie zmieniło.- To był twój ojciec.- To byłem ja! - rozkazujący głos Paula Muad'Diba w połączeniu z wyglądem Leto zawsze był dla gholi wstrząsem.- Wy wszyscy.- wyszeptał Idaho - w tym jednym.ciele.- Przerwał.Leto nie odpowiedział.To była chwila decyzji.Idaho po chwili pozwolił sobie na ten "a-do-diabła-z-tym" uś­miech, z którego był tak dobrze znany.- Zatem powiadam Leto Pierwszemu i Paulowi, tym, którzy znali mnie najlepiej: wykorzystajcie mnie jak najlepiej, bo was kochałem.Leto zamknął oczy.Takie słowa zawsze budziły jego niepokój.Wiedział, że to właśnie na oddziaływanie miłości jest najbardziej po­damy.Moneo, który tego słuchał, nadszedł z odsieczą.Wszedł i powie­dział:- Panie, czy mam zabrać Duncana Idaho do strażniczek, którymi będzie dowodził?- Tak.-To jedno słowo było wszystkim, na co Leto mógł się zdo­być.Moneo wziął Idaho pod rękę i wyprowadził."Dobry Moneo - pomyślał Leto.- Tak dobry.Zna mnie świetnie, ale tracę nadzieję, że kiedykolwiek zrozumie."Znam zło moich przodków, ponieważ jestem tymi ludźmi.Równowaga jest w najwyższym stopniu delikatna.Wiem, ze tylko nieliczni z was, którzy czytacie te słowa, myśleliście kiedykolwiek o przodkach w ten sposób.Nie dotarło do was, ze wasi przodkowie to ci, którzy przeżyli, i że przeżycie samo w sobie wymaga czasem okrutnych de­cyzji, rodzaju rozmyślnej brutalności.Cywilizowana ludz­kość pracuje bardzo ciężko nad tym, by ją stłumić.Jaką cenę zapłacicie za to stłumienie? Czy zaakceptujecie swoje własne wyginięcie?"Wykradzione dzienniki"Idaho próbował otrząsnąć się z nocnego koszmaru, ubierając się pierwszego ranka swojego dowodzenia Mówiącymi-do-Ryb.Dwu­krotnie budził się w nocy i wychodził na balkon, by popatrzeć w gwiazdy, ze snem wciąż szalejącym w głowie.Kobiety.kobiety bez broni i w czarnych zbrojach.pędzące ku niemu z chrapliwym, bezmyślnym wrzaskiem.wymachujące rękami mokrymi od krwi.i gdy roiły się nad nim, ich rozdziawione usta uka­zywały straszliwe kły!W tym momencie obudził się.Poranne światło niewiele pomagało w pozbyciu się przykrego wra­żenia wywołanego koszmarem.Oddano mu do dyspozycji pokój w północnej wieży.Z balkonu rozciągał się widok na odległe urwi­sko, u którego podstawy widać było coś na kształt wsi pełnej lepianek.Idaho zapinał tunikę, wpatrując się w tę scenerię."Dlaczego Leto wybrał tylko kobiety do swojej armii?"Kilka ponętnych Mówiących-do-Ryb zaofiarowało się spędzić noc z nowym dowódcą, ale Idaho odrzucił ich propozycje.To nie było podobne do Atrydów - używać płci jako środka per­swazji!Spojrzał na swój strój: czarny mundur ze złotym lamowaniem, czerwony jastrząb wyszyty na lewej piersi.Przynajmniej to było zna­jome.Brak wszelkich oznak stopnia."Znają twoją twarz" - powiedział Moneo."Moneo.dziwny mały człowiek."To stwierdzenie zastanowiło Idaho.Przypomniało mu się, że Mo­neo nie był niski."Bardzo opanowany, tak, ale nie niższy niż ja."Moneo wydawał się jednak być zagłębiony w sobie.skupiony.Idaho rozejrzał się po swoim pokoju - sybaryckim, z naciskiem położonym na komfort - miękkich poduszkach i akcesoriach ukry­tych pod płytami brązowego, lakierowanego drewna.Łazienka była wystawną ekspozycją pastelowo niebieskich mozaik, prysznicem i wanną, w której mogło się kąpać jednocześnie co najmniej sześć osób.Całe mieszkanie zapraszało do pobłażania swoim słabościom.Było to pomieszczenie, które pozwalało zmysłom wyżywać się w zapamiętanych przyjemnościach.- Sprytne - szepnął Idaho.Po delikatnym pukaniu do drzwi rozległ się kobiecy głos:- Dowódco? Moneo jest tutaj.Idaho zwrócił swoją uwagę na skąpane w słońcu barwy dalekiego urwiska.- Dowódco! - Głos stał się odrobinę donośniejszy.- Niech wejdzie! - zawołał Idaho.Moneo wszedł, zamykając za sobą drzwi.Miał na sobie niecieka­we, kredowobiałe spodnie i tunikę - strój zmuszający do skupienia się na twarzy majordoma.Obrzucił wzrokiem pokój.- A wiec tu cię umieściły.Przeklęte kobiety! Podejrzewam, że myślą, iż są uprzejme, ale powinny wiedzieć lepiej.- Skąd wiesz, co lubię? - zapytał z naciskiem Idaho.Już zadając to pytanie, uświadomił sobie, że jest głupie."Nie jestem pierwszym Duncanem Idaho, którego widzi Moneo." Ten uśmiechnął się jedynie i wzruszył ramionami.- Nie zamierzałem cię obrazić, dowódco.Zatrzymasz zatem tę kwaterę?- Podoba mi się widok z balkonu.- Ale nie meble.- To było stwierdzenie.- Można je zmienić - powiedział Idaho.- Zajmę się tym.- Sądzę, że jesteś tu, by wyjaśnić mi zakres moich obowiązków.- Na tyle, na ile potrafię.Wiem, jak dziwne musi ci się to wszystko z początku wydawać.Ta cywilizacja jest dogłębnie odmienna od tej, którą znałeś.- Widzę to.Jak.Jak umarł mój poprzednik?Moneo wzruszył ramionami.Wydawało się, że to jego standar­dowy gest, ale nie było w nim nic ze skromności.- Nie był dość szybki, by uciec przed konsekwencjami decyzji, którą podjął - rzekł Moneo.- Sprecyzuj to.Moneo westchnął.Duncanowie zawsze tacy byli.Wymagający.- Zabił go bunt.Chcesz szczegółów?- Czy będą dla mnie użyteczne?- Nie.- Chcę być dzisiaj szczegółowo poinformowany o sprawie tego buntu, ale najpierw: dlaczego w armii Leto nie ma mężczyzn?- Leto ma ciebie.- Wiesz, co mam na myśli.- On ma osobistą teorię armii.Przy wielu okazjach rozmawiałem z nim o niej.Ale czy nie wolałbyś zjeść śniadania, zanim ci to wyjaś­nię?- Nie możemy tego zrobić w tam samym czasie?Moneo odwrócił się ku drzwiom i wykrzyknął pojedyncze słowo:- Teraz!Skutek był natychmiastowy i dla Idaho fascynujący.W pokoju za­roiła się drużyna Mówiących-do-Ryb.Dwie z nich wyjęły zza panelu składany stolik i krzesła i rozstawiły je na balkonie.Inne nakryły stół dla dwóch osób.Jeszcze inne wniosły jedzenie - świeże owoce, gorące bułeczki i parujący napój, który pachniał nieco przyprawą i kofei­ną.Wszystko to zostało zrobione szybko, w milczeniu i z precyzją, która świadczyła o długiej praktyce.Wyszły tak jak weszły, bez sło­wa.Idaho stwierdził, że siedzi za zastawionym stolikiem naprzeciw Monea w niecałą minutę po rozpoczęciu tego przedstawienia.- I tak co rano?- Jeżeli tylko sobie tego zażyczysz.Idaho spróbował napoju: kawa melanżowa.Rozpoznał owoce, miękkie kaladańskic melony zwane paradanami."Moje ulubione."- Znacie mnie tu całkiem nieźle - powiedział.Moneo uśmiechnął się.- Mamy trochę praktyki.A jeśli chodzi o twoje pytanie.- I osobliwą teorię Leto.- Tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl