, Cudzoziemiec Zygmunt Zeydler Zborowski 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech pan tu na mniecierpliwie zaczeka.Wrócę, na pewno wrócę.- Nie, nie.Proszę.- Nie mogę przecież pana tak zostawić bez pomocy.Muszęsprowadzić lekarza.Spojrzał na nią z wyrzutem.- Dlaczego mnie pani dręczy? Ja nie chcę lekarza.- Może tu gdzieś w sąsiedztwie jest telefon?- Tu nie ma żadnego sąsiedztwa.- Sama nie wiem, co robić.- Czuje pani ten chód? To śmierć.Zmierć już chodzi kołomnie.Jak to dobrze, że mam okaryny.Zabiorę je ze sobą.Wszyscy oni tam mają okaryny.Będziemy grać.Będziemygrać.Tylko Marian nie miał okaryny.Ale mu ją posłałem.Posłałem Marianowi okarynę.Pani się dziwi? To nicdziwnego.Po prostu, jak wtedy przywiezli tego trupa.Był takpodobny do Mariana jak brat.A może to był rzeczywiściejego brat? Przywiózł go Wiesio i ten drugi.Nie pamiętam, jaksię nazywa.W tamtym pokoju, po drugiej stronie sieni,ubierali go.Aadnie go ubrali.Kiedy wyszli na chwilę, wsunąłem mu do marynarki okarynę, żeby zabrał ze sobą dlaMariana.Marian nie mógł być bez okaryny.Wszyscy mają.Marian nie mógł być bez okaryny.Posłałem mu ją przeztego.Nie mogłem zostawić Mariana bez okaryny.Pani mnierozumie, prawda? Pani mnie rozumie?Mówił szybko, bezładnie, gorączkowo.Ewa słuchała zszeroko otwartymi oczami.Teraz zaczęła rozumieć.Trup natorach, okaryna w kieszeni marynarki.Nagle doznała takiego uczucia, że ktoś trzeci jest w pokoju, żepatrzy na nią.Odwróciła się gwałtownie.Przy drzwiach stałaciemna, nieruchoma postać.- Kto to?Podszedł wolnym, kołyszącym się krokiem.Skórzana kurtka,beret ściągnięty na tył głowy.Mdły zapach alkoholu.- To ty, Wiesiu? Dobrze, że wróciłeś.Odwieziesz panią doMilanówka?- Trzeba wezwać lekarza - powiedziała nerwowo Ewa.-Jedzmy.Wyszedł za nią w milczeniu.Przed furtką stał motocykl zprzyczepą.- Pani siada.Ruszyli.Ewa zauważyła, że jadą w przeciwnym kierunku.- Pan się pomylił.Milanówek jest po tamtej stronie.Nie odpowiedział.Zwiększył szybkość.Krzyknęła i chciaławyskoczyć.Z kieszeni skórzanej kurtki wyjął żelazny pręt iuderzył ją w głowę.Rozdział XVIZieliński kończył pisać raport.Od godziny stukał pracowiciena maszynie.Biurko zarzucone było pokreślonymi kartkamipapieru.W dużej szklanej popielniczce piętrzyły się niedopałkipapierosów.Pokój zasnuwały pasma dymu tytoniowego.Wszedł sierżant Pakuła.- Jakaś kobita chce się z wami widzieć.Zieliński podniósłgłowę znad maszyny.- Kto taki? - Nie wiem.Starsza babka.Nie wpuścili jej, bo nie maprzepustki.Czeka w hallu.- Nie mówiła, jak się nazywa?- Mówiła.Zdaje się, że Jagodzińska.Zieliński poderwał się z miejsca.Po chwili witał się z matkąEwy.- Proszę bardzo.Trzeba było do mnie zatelefonować.- Nie znałam numeru.Zaprowadził ją do swego pokoju.Pakuła ulotnił siędyskretnie.- Proszę, niech pani siada.Czy coś się stało? - Jestembardzo niespokojna o Ewę, panie Tadeuszu.Dlatego przyszłam.- Chora?- Nie, nie chora, tylko nagle zniknęła.Zieliński poruszył sięniespokojnie.- Jak to zniknęła?Nie wróciła wczoraj na noc.Nie dała znaku życia.- Może gdzieś przenocowała u znajomych? - Nigdy tego nierobi.Jeżeli zdarzy jej się pójść na jakieś przyjęcie, to zawszemnie o tym uprzedza.Wie przecież, jak ja się denerwuję.Jeszcze nie było wypadku, żeby nie nocowała w domu.Chybaże wyjeżdża.- Była pani w sądzie?- Byłam.Tam także nic nie wiedzą.Nie przyszła dzisiaj dopracy.Musiano odwołać sprawy.Nic nie rozumiem.Jestembardzo niespokojna.Boję się, czy coś jej się złego nie stało.Zieliński obgryzał nerwowo ołówek.- Czy Ewa nie wspominała pani, że gdzieś się wybiera, żewyjeżdża?- Nie.- A wczoraj?- Wczoraj normalnie poszła do pracy i miała wrócić tak jakzwykle.W sądzie powiedziano mi, że wyszła nawet wcześniej,bo parę spraw nie odbyło się.- Niech się pani nie denerwuje - powiedział Zieliński, silącsię na spokój.- Ewa na pewno się znajdzie.Już ja się tymzajmę.Proszę czekać na mój telefon.Natychmiast panią zawiadomię, jak tylko coś będę wiedział konkretnego.Jestemprzekonany, że nie ma powodu do niepokoju.- Bardzo panu dziękuję, panie Tadeuszu, i przepraszam, żepanu głowę zawracam, ale pan rozumie.Możeniepotrzebnie robię taki alarm.Do widzenia.Czekam natelefon.Po wyjściu pani Jagodzińskiej Zieliński, nie tracąc czasu,pobiegł do Downara.- Towarzyszu kapitanie, Ewa zaginęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl