, Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W biblioteczną klątwę uwierzyłaby już całkowicie, gdyby wiara nie zmuszałajej do ciężkiej pracy.Dostatecznej ilości służby nie było już dawno, sama odwala-ła całą robotę, zajmując się przy tym domem, mężem i gospodarstwem, gmeraniew książkach przekraczało jej siły.A tu dobrobyt rodziny miał zależeć od dokład-nego przejrzenia tego naboju, razem z dziełami, których w ogóle nie dawała radyunieść, koszmarna myśl, Karolina nie chciała się z tym pogodzić.Miała nadziejęna pomoc Ludwiki, nic z tego, Ludwika tkwiła w Polsce i kichała na zamkowąbibliotekę, drwiąc sobie z klątwy.Zastrzyk finansowy po śmierci Justyny okazał się znaczący, podatek spad-kowy zapłacił bratanek, Karolina wróciła nieco bogatsza i zrealizowała zamiarodnowienia części zamku.Przy tej okazji znalazł się sakwojażyk, na którym od lat już położyła krzyżyk.Z apartamentów Marcina i jego żony wynoszono kanapkę, ulubiony mebel Anto-inette.Upuszczono ją, kanapka była stara, uderzywszy o posadzkę, rozleciała sięczęściowo, ściśle biorąc otworzyła się w niej jakby skrytka pod siedzeniem.Karo-lina nie miała pojęcia, że coś takiego, właściwego raczej dla rozkładanych kanapdo spania, przeznaczonego do chowania pościeli, może znajdować się w małym138 mebelku o charakterze salonowym.A jednak znajdowało się, prztyknęło, otwarłoi wyleciał z tego sakwojażyk.Przestał być żółty, mocno ściemniał, ale z pewnością był poszukiwanym sa-kwojażykiem pomocnika jubilera.Z bijącym sercem Karolina chwyciła przedmioti zajrzała do środka, na wszelki wypadek bez świadków.Pierwotna zawartość Sakwojażyka pozostała prawie bez zmian, zubożona tyl-ko usunięciem zjełczałego balonika czekoladowego i wzbogacona zawiniątkiem,w którym Antoinette, nie wiadomo po co, przechowała jakieś szczątki robótkiręcznej.Kilka muszelek z dziureczkami, ścinki czerwonego aksamitu i strzęp-ki czegoś, jakby włosia i poszarpanej gąbki.Karolina przyjrzała się temu z po-wątpiewaniem, rozczarowana, bo w głębi duszy drgnęła jej nadzieja na diament,z westchnieniem zgarnęła wszystko i wepchnęła do Sakwojażyka z powrotem.Właściwie mogła go wyrzucić, ale niby dlaczego? Miejsca jest dosyć, niech zo-stanie jako pamiątka rodzinna.Potem zaś nastąpiły wydarzenia okropne, zupełnie jakby klątwa nabrała mo-cy.Umarł Filip i hrabią de Noirmont teoretycznie został jego wnuk w prostej linii,Wojtuś Górski, syn Ludwiki, urodzony i wychowany w komunistycznym kraju.Rzecz oczywista, tego hrabiostwa nikt w Polsce nie zamierzał dochodzić, a tymbardziej nie wdała się w załatwianie takiej sprawy Karolina, zła na córkę, zmę-czona i spragniona świętego spokoju.Zmobilizowała się jednak, znów ruszyła napodbój biblioteki, uczyniła to niechętnie i nieszczęście tylko na to czekało.Wlazła na drabinkę i zleciała z niej razem z naręczem książek.Uszkodzenia kręgosłupa nie spowodowały całkowitego paraliżu, zaledwie nie-dowład nóg, ale wystarczyło to, żeby Karolina przestała chodzić.Wózek inwalidz-ki nie stanowił problemu, mogła sama przenieść się z niego na łóżko i dać sobiejakoś radę w łazience, o żadnej pracy fizycznej jednakże nie było mowy.Na ślubwnuczki nie mogła pojechać, dostała wprawdzie podobiznę państwa młodych, aleczuła się ciężko urażona i rozgoryczona, bo, poza wszystkim, Ludwika nie przyje-chała na pogrzeb ojca.Nie dostała na czas paszportu i jak, na Boga, mogła chcieći żyć, i chować dzieci w takim okropnym kraju.?! Pózniej zaś nie odwiedziłatakże chorej matki, ponieważ przydarzyła się następna tragedia, jej córka, wnucz-ka Karoliny, zginęła w katastrofie samochodowej.Razem z mężem, zginęli obojerazem.Pozostały po nich dwie córeczki, blizniaczki, zaledwie kilkuletnie.Korespon-dencja od Ludwiki przestała przychodzić.Karolina zacięła się i również zamilkła,zapominając, że jeszcze ma wnuka.Może by i wyrzekła się rodziny ostatecznie, gdyby nie to, że wokół niej za-częło się dziać coś dziwnego.Najpierw przyjechał osobiście jej paryski notariusz, informując, że ktośchciałby kupić Noirmont.Zamek z całą zawartością, na winnicach mu nie zależy.Proponuje doskonałą cenę.139  Z całą zawartością, to znaczy, że co? Razem ze mną?  spytała Karolinasarkastycznie. Wystąpię jako eksponat muzealny? Czy też mam się wynieśći zamieszkać w winnicy? Ma pani mieszkanie w Paryżu.Może byłoby to nawet wygodniej, lekarzeblisko. Niepotrzebni mi lekarze, i tak nie pomogą.A tu, jak pan widzi, mogę żyćna świeżym powietrzu.Lubię świeże powietrze.Rozmawiali na tarasie, z którego w każdej chwili Karolina mogła zjechać doogrodu.Jej wózek miał napęd elektryczny i swobodnie kierowała nim sama.Notariusz się zakłopotał. No tak, ale utrzymanie tego wszystkiego kosztuje.A takiej ceny, jaką ofe-rent proponuje, nie dostanie pani przenigdy od nikogo.Wydaje mi się, że wartoskorzystać. A cóż to za jakiś półgłówek? Amerykanin.Oni miewają fanaberie i pieniądze. Nie sprzedam.Mam jeszcze z czego żyć. To nie ulega wątpliwości, ale jednak.Oferta jest warta rozważenia. Nie  uparła się Karolina. Nie sprzedam i koniec.I niech mi pan niezawraca głowy.Notariusz zorientował się, że głową muru nie przebije, i dał spokój.Przyjechałponownie, kiedy potencjalny kupiec podwyższył cenę, ale Karolina w ogóle z nimnie chciała rozmawiać.Kupiec wreszcie zrezygnował.Następnie do zamku włamali się złodzieje.Niczego nie ukradli, bo zostalispłoszeni.Stała służba w postaci trzech osób, kucharki, pokojówki i lokaja, jesz-cze istniała i dbała o posiadłość i panią siłą przyzwyczajenia.W ogrodzie praco-wał ogrodnik, ze wsi dwa razy dziennie przychodziła do Karoliny pielęgniarka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl