, Chmielewska Joanna Wielki diament T 1 (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No.?Antykwariusz westchnął i poruszył się niespokojnie. Rzecz dla amatora, ale coś się wyciągnie  oznajmił. Sam ją kupię.No,jeśli idzie o cenę, bez przesady.Ponownie spróbował zajrzeć do środka.Kartki były sklejone porządnie, zbiteze sobą, oblizywanie palców trochę pomagało, suche ślizgały się po grubym pa-pierze, antykwariusz uniósł dłoń do ust, nagle przypomniał sobie plotki historycz-ne i zrobiło mu się gorąco.Rzucił dzieło jak oparzony i zrezygnował z oglądaniadalszego ciągu.Nazajutrz po zalegalizowanym nabyciu przedmiotu jeszcze nie wiedział, coz nim zrobi, i zaczynało w nim rosnąć zdenerwowanie.Udał się na obiad, w skle-pie został młody i gorliwy sprzedawca.Po powrocie, odesławszy z kolei na obiad personel w jednej osobie, antykwa-riusz stwierdził coś, od czego najzwyczajniej w świecie padł trupem na miejscu,rażony gwałtownym wylewem.Już od dawna miał wysokie ciśnienie.Justyna dotarła do Paryża wczesnym wieczorem w dniu jego pogrzebu i odrazu, wręcz z marszu, udała się do zbankrutowanego pana markiza de Rousillon,gdzie przebywał jeszcze likwidator.Właśnie wychodził, ale zatrzymał się i chęt-nie udzielił jej wyjaśnień.Tak jest, wszystko przepadło, mienie idiotycznego mar-kiza, nieodpowiedzialnego półgłówka, zostało sprzedane z licytacji dopiero co,dosłownie przed chwilą, poszło prawie wszystko, sam markiz zaś przestał poja-wiać się wśród ludzi już jakiś czas temu i nikt nie wie, gdzie się znajduje.Kwitylicytacyjne jednakże istnieją i on sam nawet pamięta niektóre rzeczy, wie, kto jekupił.O poranku, spędziwszy noc w paryskim domu wuja, Justyna znalazła się przedwejściem do antykwariatu, odzieranym z żałobnych kirów i właśnie na nowootwieranym.Przyjął ją zięć nieboszczyka, mąż spadkobierczyni, od lat już będącywspólnikiem teścia. O nieba!  rzekł z szalonym niepokojem. Książka o polowaniu z soko-łami? Szesnasty wiek, świeżo nabyta?! Boże wielki.!Justyna zaniepokoiła się również.Nie miała zielonego pojęcia, co dzieło w so-bie zawiera, ponieważ Klementyna zasadniczą tajemnicę zatrzymała dla siebie.Ugryzła się w język, pomyślawszy, że ewentualna utrata diamentu pozwoli jejzmarłemu mężowi przynajmniej zachować twarz.Po cóż miałaby wyjawiać po-dejrzaną prawdę o klejnocie wątpliwego pochodzenia, jeśli klejnot diabli wzięlii nigdy do rodziny nie wróci? Chyba że ten głupek, markiz, znajdzie go i wybuch-nie wielkim krzykiem, wówczas owszem, powie co trzeba i odbierze drogocen-ność kretynowi, ale jeśli nie, niechże ta cała niepojęta afera przepadnie w mrokachpowszechnej niewiedzy.Niech Justyna odnajdzie księgę, a potem zobaczymy.83 Zbrojna w poświadczone pokwitowanie markiza, Justyna rozpoczęła wyja-śnienia od strony prawnej. Rozumie pan, to zostało zlicytowane nielegalnie  rzekła zimno. Wła-sność naszej rodziny, wypożyczona bez naszej wiedzy, oto dowód, istnieją takżeświadkowie.Powinno zostać wyłączone, zapewne był to błąd komornika, ale niebędziemy żądać zwrotu kosztów.Chcemy tylko odzyskać pamiątkę rodzinną.Niewiem, jak się takie rzeczy załatwia. Pamiątka rodzinna, cha, cha  odparł zięć z goryczą. W obecnej sytu-acji chyba nie przyznałbym się do takiej pamiątki.Justyna, nieodrodna wnuczka swojej babki po kądzieli, zmarszczyła brwi. Co pan ma na myśli?  spytała już zupełnie lodowato.Zięć antykwariusza gdzieś w głębi duszy przestraszył się pięknej młodej da-my, z której nagle, nie wiadomo jakim sposobem, wyjrzała straszliwa megiera. Aaskawa pani, wszystko powiem.Raczy pani posłuchać.Otóż prawnie,tak, można by to załatwić.Zaczekać do chwili przejęcia spadku, drobiazg, jedynąspadkobierczynią jest moja żona, a ja byłem wspólnikiem zmarłego i stan posia-dania mam w małym palcu.Udowodnić, dowód, jak widzę, pani posiada, że jedenprzedmiot został zlicytowany przez pomyłkę, cudza własność, przedmiot zwraca-my i na tym koniec.Możemy koszty ściągnąć z komornika, ale nie uczynimy tego,to tak na marginesie.Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pewien szkopuł.Odetchnął głęboko, zebrał siły i mężnie ciągnął dalej, bo więcej bał się owejnagle ujrzanej megiery niż wszelkich konsekwencji prawnych. Otóż, łaskawa pani.Podmienionego dzieła już nie ma.Proszę, chwilecz-kę, niech powiem do końca.Mój teść zmarł nagle.Padł tu, w gabinecie, jak paniwidzi, jest to pomieszczenie biurowe, wyniesiono go do mieszkania, do sypialni,tam lekarze, rodzina.Ja zaś znalazłem na jego biurku dość dziwny list, skiero-wany chyba do mnie, w każdym razie do tego, kto obejmie antykwariat.Mam tenlist.Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, czy to list, czy osobista notatka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl