, Charrette Robert N Wybieraj swych wrogow z rozwaga 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jesteś pewien?Elf wykrzywił usta z irytacją.- Przepraszam, - Sam podparł brodę rękoma - w takim razie Glover to łajdak.- Bardzo prawdopodobne.- A co z Burke’em?- Ten człowiek to cień.Są gdzieniegdzie ślady, niewyraźne wzmianki, ale wszystko to ginie, jeżeli próbuje się iść tym tro­pem.Niemniej jednak przypomina mi to coś.co już wcześniej widziałem.Tamten cień był tajnym agentem, pracującym dla bry­tyjskiego rządu.Wszystko wskazuje na to, że Burkę był pewnego rodzaju agentem specjalnym.- Agentem rządowym? Dodger westchnął.- Ostatnio jesteś nie do zniesienia.Ogłuchłeś, czy co?- Przepraszam.Dodger.Przeprosiny stały się już nawykiem.Sam był kłębkiem ner­wów, ale Dodger musiał być w jeszcze gorszym stanie.To on wykonywał najgorszą robotę.- Wybaczam, panie T wist.- Dodger potarł czoło i przyjrzał się swoim dłoniom.Nie odwracając wzroku, powiedział: - Obawiam się, że nie pomogłem w tej sprawie.Żałuję, że cię w to w ogóle wplątałem.- Sam to zrobiłem.Ty znalazłeś listę z imieniem kobiety, która być może jest moją siostrą, ale to ja zadecydowałem o rozpoczę­ciu poszukiwań.Wyprawa do Orientu miała naprowadzić nas na jej ślad.Mieliśmy dowiedzieć się, co Glover robił i kim była ta kobieta.A teraz spójrz.Jesteśmy w Anglii i w dodatku w are­szcie domowym.Ciągle nic nie wiemy.- To nie do końca prawda.Wiemy, że Glover, powiązany z ATT czy też nie.należy do efektywnej organizacji.Podczas gdy my pomagaliśmy mu złapać Sancheza i Corbeau, ktoś inny zajął się resztą.Jeżeli dalej będą działać w takim tempie, bardzo szyb­ko osiągną to, co chcą.- Uaktualniłeś listę? Pokaz.Dodger zmarszczył brwi tak, jakby ta prośba go zirytowała.- Poczekaj chwile - powiedział, naciskając na klawisze.Po­kazał Samowi ekran.- Oto ona.Sam przeczytał szybko.Pięć z siedmiu nazwisk należało do osób złapanych.Janice Walters, ostatnia na liście, nie była jedna z nich.Wystarczający powód, aby zostać.Chęć pojmania jej mogła być przyczyna ich zatrzymania.- To co teraz robimy?- Czekamy.Mając trochę czasu i przy odrobinie wysiłku będę mógł uzyskać więcej informacji.Sarn potrząsnął głową.- Dzisiaj zrobiłeś wystarczająco dużo.Jeżeli zaczniesz teraz, możesz popełnić zbyt wiele błędów.Potrzebujesz odpoczynku.- To prawda.- Dodger przeciągnął się i Sarn usłyszał jak trze­szczaniu stawy.- Potrzebuje też trochę wysiłku fizycznego.My­ślę, że spacer po ogrodzie dobrze mi zrobi.Popołudniowe słońce ukośnie padało na ogród.Starannie utrzy­mane, wiecznie zielone drzewa i krzewy rzucały chłodny cień.Zima pozbawiła ogromne dęby liści i ich cienie wyglądały jak sieć poplątanych wici.Przytłoczony tym widokiem Sam skiero­wał się w kierunku labiryntu utworzonego z przystrzyżonych krze­wów.Tutaj olbrzymie dęby widoczne były tylko przy zewnętrz­nych krawędziach.Wijące się ścieżki na przemian pogrążały się to w słońcu, to xv cieniu, co sprawiało, że raz były ogrzewane, a raz ochładzane.Wybierali dróżki na chybił trafił.Nie chodziło im o to, aby do­trzeć do serca labiryntu.Ważne było to, że byli w ruchu.Po pewnym czasie znaleźli się na skraju polany.O tej porze roku trawa była brązowa i zwiędnięta.Latem byłoby to bujne, spokojne i przyjemne miejsce do leniuchowania w słońcu.W centralnych punktach ustawiono cztery kamienne bloki, które miały służyć jako siedzenia.Dodger podszedł do ławki ciągle ogrzewanej przez słońce i wyciągnął się na niej.Była na tyle długa, że tylko jego stopy wystawały poza nią.Sam podszedł do ławki i przykucnął.- Co o tym myślisz?- Popularne miejsce do obserwacji krajobrazu?- Nie.Pytam o te symbole.Coś wyżłobiono wzdłuż boku tego głazu.Dodger przeturlał się xx stronę Sama i dotknął żłobienia.- Hmmm.Pismo.Większość liter wygląda na romańskie, jed­nak częstotliwości i zestawienia nie są angielskie.To żaden ze znanych mi języków.Sam przyglądał się słowom; jeżeli można je tak nazwać.Więk­szość liter była znajoma, ale nie układały się one w znane mu wyrazy.Po cichu spróbował wypowiedzieć sylaby.Był w nich jakiś rytm, miarowość.Przypominało to czarodziejskie zaklęcie, którego nauczyła go Sally.- Czyż nie mówiłeś mi kiedyś, że wszystkie rezydencje maja sekretne przejścia?Dodger parsknął.- Nie sądzisz chyba, że to jakieś ukryte wejście do kompleksu podziemnych tuneli, w których Glover i jego kumple planują po­zbycie się wszystkich, którzy staną im na drodze do odbudowy Imperium Brytyjskiego? Wypowiesz zaklęcie i głaz się podniesie?- Dlaczego nie, skoro tak to odbierasz.- To nie jest jakaś tam bajeczka.- Jednak tam naprawdę jest szczelina.Tak, jakby wierzch gła­zu był pokrywą.Dodger zsunął się z kamienia i przyjrzał się cieniowi, który wskazał Sam.- Może masz rację.- Pomóż mi to podnieść.Nie udało się jednak ani podnieść, ani też popchnąć, czy obrócić głazu.Sam przyklęknął przed kamieniem i obserwował go przez jakiś czas.Dodger usiadł na trawie, opierając się na rękach.- Złudzenie optyczne.Rysa w skale.- Spróbuję coś zrobić - powiedział Sam.Wpatrywał się w symbole, starając się odsunąć od siebie wszel­kie zmartwienia.Skoncentrował swoją energię magiczną, uży­wając rytmu, za pomocą którego przypomniał sobie kontrę do zaklęcia Sally.W ten stały rytm uplótł rytm odkryty w tajemni­czych symbolach na kamieniu.Nic się nie zmieniło.Spróbował ponownie, uspokajając tok swoich myśli i łącząc je z zaklęciem.Tym razem poczuł, że w kamieniu coś drgnęło.Niepewnie wyciągnął rękę i nacisnął górną część głazu, która lekko odsunęła się, ukazując ciemną dziurę na szerokość palców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl