, Andrzej Sapkowski Narrenturm (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko wiÄ™c znalezli siÄ™ pod BramÄ…ZwidnickÄ….Za niÄ… zaÅ›, za gromadÄ… kucajÄ…cych w cieniu brudnych pÄ…tników i po-krytych wrzodami żebraków byÅ‚ już Strzegom, jego wÄ…skie, bÅ‚otniste, cuchnÄ…cei peÅ‚ne ludzi uliczki.DokÄ…d by i jakim bÄ…dz celu ich droga wiodÅ‚a, Szarlej jÄ… znaÅ‚, prowadziÅ‚ bo-wiem pewnie i bez żadnego wahania.Przeszli uliczkÄ…, w której stukotaÅ‚o tylekrosien, że niechybnie byÅ‚a to Tkacka lub Sukiennicza.Wkrótce znalezli siÄ™ naplacyku, nad którym górowaÅ‚a wieża koÅ›cielna.Przez placyk  daÅ‚o siÄ™ to wi-dzieć i czuć  niedawno przeganiano bydÅ‚o. Popatrz jeno  rzekÅ‚ Szarlej, zatrzymujÄ…c siÄ™. KoÅ›ciół, karczma, bordel,a w Å›rodku miÄ™dzy nimi kupa gówna.Oto parabola ludzkiego żywota.119  A podobno  Reynevan nie uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ nawet  na trzezwo niefilozofujesz. Po dÅ‚ugim okresie abstynencji  Szarlej skierowaÅ‚ nieomylne kroki w za-uÅ‚ek, w stronÄ™ lady zastawionej antaÅ‚kami i kuflami  upaja mnie sama jeno woÅ„dobrego piwa.Hej, dobry czÅ‚eku! BiaÅ‚e strzegomskie poproszÄ™! Z piwnicy! Ze-chciej zapÅ‚acić, chÅ‚opcze, albowiem, jak powiada Pismo, argentum et aurum nonest mihi.Reynevan parsknÄ…Å‚, ale rzuciÅ‚ na ladÄ™ kilka halerzy. Czy dowiem siÄ™ wreszcie, jakie sprawy ciÄ™ tu przywiodÅ‚y? Dowiesz.Ale dopiero wówczas, gdy przynajmniej trzy z tych spraw wypi-jÄ™. A potem?  Reynevan zmarszczyÅ‚ brwi. Ów dopiero co wspomnianyzamtuz? Nie wykluczam  Szarlej uniósÅ‚ kufel. Nie wykluczam, chÅ‚opcze. A dalej? Trzydniowa libacja na okoliczność odzyskania wolnoÅ›ci?Szarlej nie odpowiedziaÅ‚, piÅ‚ bowiem.Nim jednak przechyliÅ‚ kufel, mrugnÄ…Å‚zza niego, a mrugniÄ™cie to mogÅ‚o znaczyć wszystko. To byÅ‚ jednak bÅ‚Ä…d  przemówiÅ‚ poważnie Reynevan, wpatrzony w grajÄ…cÄ…Å‚ykami grdykÄ™ demeryta. Może bÅ‚Ä…d kanonika.A może mój, że go posÅ‚ucha-Å‚em.%7Å‚e zadaÅ‚em siÄ™ z tobÄ….Szarlej piÅ‚, nie zwracajÄ…c na niego żadnej uwagi. Na szczęście  ciÄ…gnÄ…Å‚ Reynevan  Å‚atwo można temu wszystkiemu za-radzić.I kres poÅ‚ożyć.Szarlej odjÄ…Å‚ kufel od ust, westchnÄ…Å‚, oblizaÅ‚ pianÄ™ z górnej wargi. Chcesz mi coÅ› powiedzieć  odgadÅ‚. Mówże wiÄ™c. My dwaj  rzekÅ‚ zimno Reynevan  zwyczajnie nie pasujemy do siebie.Demeryt skinÄ…Å‚, by nalano mu drugie piwo, przez moment zdawaÅ‚ interesowaćsiÄ™ wyÅ‚Ä…cznie kuflem. TrochÄ™ siÄ™ różnimy, fakt  przyznaÅ‚, Å‚yknÄ…wszy. Ja, dla przykÅ‚adu, niezwykÅ‚em chÄ™dożyć cudzych żon.Gdyby dobrze poszukać, znajdzie siÄ™ zapewnejeszcze kilka różnic.To normalne.Stworzono nas bowiem na obraz i podobieÅ„-stwo, ale Stwórca zadbaÅ‚ o cechy indywidualne.I chwaÅ‚a Mu za to.Reynevan machnÄ…Å‚ rÄ™kÄ…, coraz bardziej zÅ‚y. Zastanawiam siÄ™  wypaliÅ‚  czy ciÄ™ w imiÄ™ Stwórcy nie pożegnać.Tu, zaraz.AbyÅ›my rozeszli siÄ™, każdy w swojÄ… stronÄ™.Bo doprawdy nie wiem,w czym możesz mi siÄ™ przygodzić.BojÄ™ siÄ™, że w niczym.Szarlej spojrzaÅ‚ na niego znad kufla. Przygodzić?  powtórzyÅ‚. W czym? Aatwo siÄ™ przekonać.Krzyknij: Pomocy, Szarleju! , a pomoc bÄ™dzie ci dana.120 Reynevan wzruszyÅ‚ ramionami i odwróciÅ‚ siÄ™ z zamiarem odejÅ›cia.PotrÄ…ciÅ‚kogoÅ›.A ten ktoÅ› uderzyÅ‚ jego konia tak mocno, że koÅ„ kwiknÄ…Å‚ i cisnÄ…Å‚ siÄ™,obalajÄ…c go w gnój. Jak chodzisz, żłobie? Gdzie z tÄ… chabetÄ…? Tu jest miasto, nie twoja zafajda-na wiocha!Tym, który go potrÄ…ciÅ‚ i rugaÅ‚, byÅ‚ jeden z trzech mÅ‚odych mężczyzn, odzia-nych bogato, modnie i elegancko.Wszyscy trzej byli niezwykle podobni  ustro-jeni w jednakowe fantazyjne fezy na wÅ‚osach fryzowanych na żelazkach oraz wa-towane kabaty, pikowane tak gÄ™sto, że ich rÄ™kawy wyglÄ…daÅ‚y jak wielkie gÄ…sieni-ce.Nosili też bÄ™dÄ…ce w modzie obcisÅ‚e paryskie spodnie zwane mi-parti, majÄ…cenogawki w kontrastowych kolorach.Wszyscy trzej dzierżyli toczone laski z gaÅ‚-kami. Jezu Chryste i wszyscy Å›wiÄ™ci  powtórzyÅ‚ galant, wywijajÄ…c laskÄ… mÅ‚yn-ka. Cóż za chamstwo na tym ZlÄ…sku, cóż za sproÅ›na dzicz! Czy ktoÅ› ich kiedyÅ›nauczy kultury? Trzeba bÄ™dzie  powiedziaÅ‚ drugi, z identycznym galijskim akcentem samemu wziąć na siÄ™ ten trud.I wprowadzić ich do Europy. Racja  zawtórowaÅ‚ trzeci modniÅ›, w bÅ‚Ä™kitno-czerwonych mi-parti.Na poczÄ…tek w ramach wprowadzania wygarbujmy po europejsku skórÄ™ temu tuprostakowi.Nuże, panowie, do kijów! I niech siÄ™ nikt nie leni! Hola!  krzyknÄ…Å‚ wÅ‚aÅ›ciciel piwnej Å‚awki. Bez burd, panowie kupcy!Bo straż zawezwÄ™! Zawrzyj gÄ™bÄ™, Å›lÄ…ski ćwoku, bo i ty oberwiesz.Reynevan usiÅ‚owaÅ‚ zerwać siÄ™, ale nie zdążyÅ‚.Laska Å‚omotnęła go w bark,druga z suchym trzaskiem spadÅ‚a na plecy, trzecia strzeliÅ‚a w poÅ›ladki.UznaÅ‚, żenie ma co czekać na dalsze ciÄ™gi. Pomocy!  wrzasnÄ…Å‚. Szarleju! Pomocy!Szarlej, który przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ zajÅ›ciu z umiarkowanym zainteresowaniem, od-stawiÅ‚ kufel i nie spieszÄ…c siÄ™ podszedÅ‚. Dosyć zabawy.Galanci obejrzeli siÄ™  i jak na komendÄ™ ryknÄ™li Å›miechem.Faktycznie, Rey-nevan musiaÅ‚ przyznać, w swym kusym i pstrokatym odzieniu demeryt nie pre-zentowaÅ‚ siÄ™ najdostojniej. Chryste Panie  parsknÄ…Å‚ pierwszy galant, pobożny widać. Ależ po-cieszne figury spotyka siÄ™ na tym kraÅ„cu Å›wiata! To jakiÅ› miejscowy bÅ‚azen  oceniÅ‚ drugi. Widać po cudacznym stroju. Nie suknia zdobi czÅ‚owieka  odrzekÅ‚ zimno Szarlej. Odejdzcie stÄ…d,Å‚askawcy.PrÄ™dziutko. Coo?121  Panowie  powtórzyÅ‚ Szarlej  Å‚askawie zechcÄ… siÄ™ oddalić.Znaczy,pójść sobie stÄ…d gdzieÅ› daleko.Nie musi być Paryż.Wystarczy przeciwlegÅ‚y kra-niec miasta. Cooooo? Panowie  powtórzyÅ‚ Szarlej, wolno, cierpliwie i dobitnie, jak dzieciom. Panowie raczÄ… sobie stÄ…d pójść.I zająć czymÅ› dla siebie zwykÅ‚ym.SodomiÄ…,dla przykÅ‚adu.W przeciwnym wypadku zostanÄ… panowie obici, i to gruntownie.I zanim którykolwiek z panów zdąży wymówić credo in Deum patrem omnipo-tentem.Pierwszy modniÅ› zamachnÄ…Å‚ siÄ™ laskÄ….Szarlej zwinnie uniknÄ…Å‚ ciosu, chwyciÅ‚za kij i zakrÄ™ciÅ‚, modniÅ› wywinÄ…Å‚ kozÅ‚a i plasnÄ…Å‚ w bÅ‚oto.LaskÄ…, która zostaÅ‚a muw dÅ‚oni, demeryt zdzieliÅ‚ przez Å‚eb drugiego galanta, posyÅ‚ajÄ…c go na piwowarskÄ…ladÄ™, ciosem szybkim jak myÅ›l daÅ‚ po Å‚apie trzeciemu.Ten pierwszy zerwaÅ‚ siÄ™tymczasem i rzuciÅ‚ na Szarleja, ryczÄ…c jak ranny żubr.Demeryt bez widocznegowysiÅ‚ku powstrzymaÅ‚ szarżę ciosem, który zgiÄ…Å‚ galanta w pół.Szarlej zaÅ› Å‚ok-ciem uderzyÅ‚ go potężnie w nerki, padajÄ…cego kopnÄ…Å‚ w ucho, zdawaÅ‚oby siÄ™, odniechcenia.Ale kopniÄ™ty zwinÄ…Å‚ siÄ™ jak robak i już nie wstaÅ‚.Dwaj pozostali spojrzeli po sobie i jak na komendÄ™ dobyli puginałów.SzarlejpogroziÅ‚ im palcem. Nie radzÄ™  powiedziaÅ‚. Noże kaleczÄ…!Modnisie ostrzeżenia nie posÅ‚uchali.Reynevanowi zdawaÅ‚o siÄ™, że obserwuje zajÅ›cie uważnie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl