, Agata Christie Tajemnica Wawrzynow (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak podejrzewał chłopiec.Ciekawe, czy wspomniał o tym policji.- Mówisz o Alexandrze?- Tak.Może mówił za dużo.I musiał umrzeć.- Sporo od niego zależy, prawda? Wiemy, kiedy zmarł, data jest na jego nagrobku.Nie wiemy jednak nic o dacie i okolicznościach śmierci Mary Jordan.- W końcu się dowiemy - powiedział Tommy.- Zrób listę nazwisk i dat, o których słyszałaś.Zdziwisz się.Zdziwisz, ile można sprawdzić, rozpytując tu i tam.- Musisz mieć sporo pożytecznych znajomych - stwierdziła z zazdrością Tuppence.- Tak jak ty - powiedział Tommy.- Nie ja.- Ależ tak.Potrafisz zmusić ludzi do działania.Od­wiedzasz starszą panią i przynosisz jej pamiętnik.A po­tem słyszę, że poznałaś mnóstwo ludzi z domu opieki i wiesz, co wydarzyło się w czasach ich ciotecznych babek, prababek, wuja Johna, ojców chrzestnych, a na­wet starego admirała, który opowiadał o wywiadzie.Kiedy uda nam się ustalić kilka dat i wyjaśnić parę spraw, być może, kto wic, coś wreszcie odkryjemy?- Zastanawiam się, o jakich studentach wspominano.Z Oksfordu czy Cambridge? Wiesz, ci, którzy mieli coś ukryć.- Nie wyglądają mi na agentów wywiadu - zauważył Tommy.- Ani mnie - zgodziła się Tuppence.- Do tego lekarze i starzy duchowni.Można ich chyba sprawdzić, choć nie widzę, dokąd to może nas zaprowadzić.To sprawy, zbyt odległe.Nie docieramy do sedna.Nie wiemy.Czy ktoś robił ci jeszcze jakieś dowcipy?- Pytasz, czy ktoś próbował odebrać mi życie w ciągu ostatnich dwóch dni? Nie.Nikt nie zaprosił mnie na piknik, hamulce w samochodzie działają, w szopie stoi słoik ze środkiem chwastobójczym, ale nikt go jeszcze nie otwierał.- Izaak trzyma go pod ręką, na wypadek, gdybyś pewnego dnia przyszła z kanapkami.- Biedny Izaak - powiedziała Tuppence.- Nie mów nic przeciw niemu.Staje się jednym z moich najlepszych przyjaciół.Ale przypomniałeś mi.- Co takiego?- Nie pamiętam - stwierdziła Tuppence, mrużąc oczy.- Coś mi się przypomniało, kiedy mówiłeś o starym Izaaku.- O mój Boże - powiedział Tommy i westchnął.- Podobno pewna staruszka co noc zawijała osobiste drobiazgi w rękawiczki.Chyba chodziło o kolczyki.To ta, która podejrzewała, że każdy chce ją otruć.Któryś z pensjonariuszy przypomniał sobie, że ktoś chował coś w puszce na dary.No wiesz, w porcelanowej szkatułce na datki na bezdomne i porzucone dzieci.Taka była na niej nalepka.Lecz puszka wcale nie służyła do tych celów.Kobieta, o której mowa, kładła tam pięciofuntowe banknoty, żeby odłożyć sobie trochę grosza, a kiedy puszka robiła się pełna, wyjmowała pieniądze, kupowała kolejną, a pierwszą tłukła.- I, jak przypuszczam, wydawała swoje pięć funtów - powiedział Tommy.- Na tym chyba polegał cały pomysł - zgodziła się Tuppence.- Moja kuzynka mawiała, że “nikt nie obra­bowałby bezdomnych dzieci ani misjonarzy".Gdyby ktoś rozbił taką puszkę, szybko by to zauważono.- Kiedy sprawdzałaś pokoje na piętrze, nie znalazłaś żadnych kazań wyglądających na okropnie nudne?- Nie.Dlaczego pytasz?- Właśnie pomyślałem, że to byłby świetny schowek.Naprawdę nudna książka o teologii.Stara, zawiła, z wy­ciętym środkiem.- Nie ma tam nic takiego.Zauważyłabym - odparła Tuppence.- A przeczytałabyś?- Oczywiście, że nie.- No właśnie.Nie przeczytałabyś, po prostu byś ją odrzuciła.- Korona sukcesu.Tę książkę pamiętam - powie­działa Tuppence.- Znalazłam dwa egzemplarze.Cóż, miejmy nadzieję, że nasze wysiłki zostaną uwieńczone sukcesem.- Nie wydaje mi się.Kto zabił Mary Jordan? Pewnie któregoś dnia będziemy musieli napisać o tym książkę.- Jeśli się tego dowiemy - odparta ponuro Tuppence.ROZDZIAŁ CZWARTYMatylda na stole operacyjnym- Co zamierzasz robić po południu, Tuppence? Po­możesz mi ułożyć listę znanych nam nazwisk i dat?- Raczej nie - odparła Tuppence.- Już to przerabiałam.Spisywanie informacji to najbardziej wyczerpujące zajęcie pod słońcem.Zresztą i tak wszystko mi się miesza.- Nie winiłbym za to ciebie.Choć parę błędów rzeczywiście popełniłaś.- Szkoda, że jesteś dokładniejszy ode mnie.Czasem mnie to bardzo denerwuje.- Co będziesz robić?- Nie miałabym nic przeciwko porządnej drzemce.Choć nie, nie zamierzam odpoczywać.Chyba wypatroszę Matyldę.- Słucham?- Powiedziałam, że zamierzam wypatroszyć Matyldę.- Co się z tobą dzieje? Coraz bardziej skłaniasz się ku przemocy.- Matyldę, tę z KK.- Jak to z KK?- No, z tej szopy, gdzie leżą wszystkie śmieci.Pamiętasz przecież, Matylda to koń na biegunach z dziu­rą w brzuchu.- Aha.To znaczy, że chcesz sprawdzić zawartość jej brzucha?- Taki mam pomysł - przytaknęła Tuppence.- Po­możesz mi?- Raczej nie.- Może jednak zechciałbyś mi pomóc?- Jeśli mnie prosisz, nie mam wyjścia - odparł Tommy, głęboko wzdychając.- Cóż, nie jest to aż tak złe, jak robienie listy.Czy Izaak kręci się gdzieś w po­bliżu?- Nie.Chyba ma wolne popołudnie.Zresztą, przecież nie chcemy, żeby się tu kręcił.Wyciągnęłam już z niego wszystkie informacje.- Sporo wie - zauważył Tommy z namysłem.- Od­kryłem to przedwczoraj.Opowiadał o przeszłości.O rze­czach.których sam nie widział.- A musi mieć z osiemdziesiąt lat.Jestem pewna.- Wiem, ale to były naprawdę stare historie.- Ludzie zawsze wiele słyszą - zauważyła Tuppence.- Lecz nigdy nie wiadomo, czy to prawda.Cóż.chodźmy wypatroszyć Matyldę.Choć może najpierw się przebiorę.W KK jest mnóstwo kurzu i pajęczyn, a musimy pomyszkować w samym środku szopy.- Mogłabyś poprosić Izaaka, żeby postawił ją do góry nogami.Wtedy łatwiej będzie dostać się do brzucha.- Mówisz tak, jakbyś w poprzednim wcieleniu był chirurgiem.- Bo to przypomina zabieg chirurgiczny.Zamierzamy usunąć obce ciało, co może okazać się niebezpieczne dla zdrowia Matyldy, o ile jeszcze je ma.- Może pomalujemy ją i bliźniaki Debory będą mo­gły pohuśtać się, kiedy przyjadą tu następnym razem?- Nasze wnuki mają dosyć własnych zabawek.- To nie ma znaczenia - odparła Tuppence.- Dzisiaj dzieci nie przepadają za drogimi zabawkami.Bawią się starym sznurkiem, szmacianą lalką albo czymś, co na­zywają misiem, a co jest po prostu tobołkiem ze starego dywanika sprzed kominka, z czarnymi guziczkami przy­szytymi w miejsce oczu.Dzieci mają własne pojęcie o tym, co jest zabawką.- Chodźmy już - rzucił Tommy.- Naprzód po Matyldę.Na salę operacyjną.Przewrócenie Matyldy do pozycji dogodnej do prze­prowadzenia operacji nie było zadaniem łatwym.Koń miał swoją wagę.Poza tym był ponabijany gwoździami, powyginanymi i prezentującymi ostre szpikulce.Tup­pence otarła z dłoni kroplę krwi, a Tommy zaklął, kiedy zaczepił o gwóźdź swetrem i natychmiast go rozdarł.- Rozwalmy tego przeklętego konia - rzucił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl