, Weis M., T. Hickman Smoki jesiennego zmierzchu 1 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna ten był rycerzem solamnijskim, a rycerze solamnijscy popadli w niełaskę na północy.Po­głoski o ich deprawacji dotarły nawet tak daleko na południe.Ci nieliczni, którzy poznali w Sturmie wieloletniego byłego mie­szkańca Solace, wzruszyli ramionami i powrócili do picia.Ci, którzy go nie znali, nadal gapili się.W czasach pokoju sam wi­dok wchodzącego do gospody rycerza w pełnej zbroi był czymś niezwykłym.Tym bardziej niecodzienny był widok rycerza w pełnej zbroi pochodzącej praktycznie z czasów kataklizmu!Sturm przyjął owe spojrzenia za hołd należny swej godności.Starannie przygładził wielkie, gęste wąsy, które jako prastary symbol rycerstwa były równie przestarzałe, co jego zbroja.No­sił odznaki rycerzy solamnijskich z niekwestionowaną dumą i miał dość sił i umiejętności, by obronić tę dumę.Choć ludzie w gospodzie gapili się na niego, nikt, kto raz spojrzał w spo­kojne, chłodne oczy rycerza, nie ośmielił się zadrwić czy rzucić uwłaczającej uwagi.Rycerz przytrzymał otwarte drzwi wysokiemu mężczyźnie i kobiecie otulonej w grube futra.Kobieta musiała podziękować Sturmowi, bowiem skłonił się jej w uprzejmy, staroświecki spo­sób, wedle zwyczaju od dawna martwego we współczesnym świecie.– Spójrzcie na to – Caramon pokręcił głową z podzi­wem.– Szlachetny rycerz pomaga pięknej damie.Ciekawe, skąd wytrzasnął tych dwoje.– Oni są barbarzyńcami z równin – powiedział Tas, sta­jąc na krześle i wymachując rękoma do przyjaciela.– To strój plemienia Que-Shu.Najwyraźniej dwoje barbarzyńców nie przyjęło propozycji, jaką złożył Sturm, ponieważ rycerz znów ukłonił się i opuścili ich.Szedł przez zatłoczoną gospodę otoczony atmosferą dumy i dostojeństwa, jakby zbliżał się do króla, który miał go pasować na rycerza.Tanis wstał.Sturm podszedł najpierw do niego i wziął przy­jaciela w objęcia.Tanis mocno przycisnął go do piersi, czując serdeczny uścisk silnych, żylastych ramion rycerza.Potem od­sunęli się i przyglądali się sobie przez krótką chwilę.Sturm nie zmienił się, pomyślał Tanis, ma tylko więcej zmar­szczek wokół smutnych oczu i więcej siwizny w brązowych włosach.Płaszcz jest nieco bardziej postrzępiony.Stara zbroja ma kilka nowych wgnieceń.Lecz falujące wąsy rycerza – je­go duma i radość – były długie i sumiaste jak zawsze, tarcza jak zwykle wypolerowana do połysku, a brązowe oczy jak za­wsze pełne ciepłej serdeczności na widok przyjaciół.– A ty masz brodę – powiedział Sturm z rozbawieniem.Następnie rycerz odwrócił się, by przywitać Caramona i Flin­ta.Tasslehoff pobiegł przynieść piwa, bowiem Tikę wezwano do obsługiwania innych klientów, których wciąż przybywało.– Bądź pozdrowiony, rycerzu – szepnął Raistlin ze swe­go kąta.Sturm spoważniał odwróciwszy się, by przywitać drugiego bliźniaka.– Witaj, Raistlinie – rzekł.Czarodziej zrzucił kaptur i światło padło na jego twarz.Sturm był zbyt dobrze wychowany, by okazać zdumienie poza cichym westchnieniem.Mimo to jego oczy rozszerzyły się.Ta­nis zdał sobie sprawę, że młody mag czerpie cyniczną przyje­mność z przyglądania się zakłopotaniu swych przyjaciół.– Przynieść ci coś, Raistlinie? – spytał Tanis.– Nie, dziękuję – odrzekł czarodziej, ponownie pogrą­żając się w cieniu.– On praktycznie nic nie je – powiedział Caramon zmar­twionym tonem.– Chyba żywi się powietrzem.– Niektóre rośliny żywią się powietrzem – stwierdził Tasslehoff, wracając z piwem dla Sturma.– Widziałem je.Wiszą nad ziemią.Ich korzenie czerpią pokarm i wodę z at­mosfery.– Naprawdę? – Caramon wybałuszył oczy.– Sam nie wiem, kto jest większym idiotą – powiedział z niesmakiem Flint.– Jesteśmy już wszyscy.Jakie macie wieści?– Wszyscy? – Sturm spojrzał pytająco na Tanisa.– A Kitiara?– Nie przyjdzie – odpowiedział spokojnie Tanis.– Mieliśmy nadzieję, że ty nam coś powiesz.– Nie ja.– Rycerz sposępniał.– Podróżowaliśmy ra­zem na północ i rozstaliśmy się wkrótce po przepłynięciu kanału morskiego do Starej Solamnii.Powiedziała, że wybiera się od­szukać krewnych swego ojca.Wtedy widziałem ją ostatni raz.– W takim razie, to już wszyscy.– Tanis westchnął.– A twoi krewni, Sturmie? Znalazłeś swego ojca?Sturm zaczął wspominać, lecz Tanis tylko jednym uchem przysłuchiwał się opowieści Sturma o wędrówce po krainie jego przodków, Solamnii.Tanis myślami był przy Kitiarze.Ze wszy­stkich przyjaciół ją najbardziej pragnął ujrzeć.Po pięciu latach prób zapomnienia o jej ciemnych oczach i krzywym uśmiechu odkrył, iż tęskni za nią z każdym dniem coraz bardziej.Dzika, porywcza, obdarzona gorącym temperamentem mistrzyni mie­cza stanowiła przeciwieństwo Tanisa.Była także człowiekiem, a miłość człowieka i elfa zawsze kończyła się tragedią.Mimo to Tanisowi nie łatwiej przyszłoby wyrzucić ze swego serca Kitiarę, niż pozbyć się ludzkiej połowy swej krwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl