, Ludlum Robert Dziedzictwo Scarl 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z ca³ej si³y pchn¹³ Elizabeth praw¹ rêk¹, przewracaj¹c j¹ na pod³ogê poza liniê wzroku Kroegera, a sam rzuci³ siê w lewo.Wyci¹gn¹³ broñ i ponownie strzeli³.Kroeger zgi¹³ siê wpó³, a jego wielki rewolwer wypali³ w pod³ogê.Inspektor podniós³ siê na chwiejnych nogach, zapominaj¹c o dokuczliwym bólu lewej rêki, któr¹ przygniót³ w³asnym cia³em.Skoczy³ na Ulstera Stewarta Scarletta i wyrwa³ mu broñ.Luf¹ zacz¹³ biæ tamtego po g³owie.Rozwaliæ tê twarz! Rozwaliæ tê ohydn¹ twarz!W koñcu ktoœ go odci¹gn¹³.- Mein Gott! On nie ¿yje! Halt! Przestañ! Ju¿ dosyæ! - To by³ barczysty, silny Fritz Thyssen.Canfieldowi zrobi³o siê s³abo i osun¹³ siê na pod³ogê.Wszyscy mê¿czyŸni zebrali siê doko³a.Rozleg³o siê energiczne pukanie do drzwi prowadz¹cych na korytarz.Von Schnitzler obj¹³ dowodzenie.- Otwórzcie! - rozkaza³.D'Almeida podszed³ szybko do drzwi i otworzy³ je.W wejœciu stanê³o kilku szoferów.Canfieldowi przysz³o do g³owy, ¿e nie s¹ to zwykli kierowcy.Mia³ racjê.Byli uzbrojeni.Nagle zobaczy³, jak krótko ostrzy¿ony blondyn pochyli³ siê nad cia³em Kroegera.Na krótk¹ chwilê odepchn¹³ innych i uniós³ powiekê jednego zniekszta³conego oka.Canfield pomyœla³, ¿e pewnie z powodu ostatnich ciê¿kich prze¿yæ zawodzi go wzrok.A mo¿e blondyn rzeczywiœcie pochyli³ siê i szepn¹³ coœ Heinrichowi Kroegerowi na ucho?Czy¿by Kroeger wci¹¿ ¿y³?Nad inspektorem stan¹³ von Schnitzler.- Zabierzemy go st¹d.Kaza³em go dobiæ.Tak czy inaczej nie ¿yje.Koniec.- Rzuci³ jakieœ rozkazy po niemiecku do szoferów otaczaj¹cych Kroegera.Kilku z nich zaczê³o podnosiæ bezw³adne cia³o, ale powstrzyma³ ich krótko ostrzy¿ony blondyn.Nie pozwoli³ dotkn¹æ cia³a syna Elizabeth Scarlatti i sam je wyniós³ z pokoju.- Co z ni¹? - Canfield wskaza³ gestem Elizabeth, która siedzia³a na krzeœle.Patrzy³a na drzwi, przez które wynoszono Kroegera.Jej syna.- Wszystko w porz¹dku! Mo¿e teraz zadzwoniæ! - powiedzia³ Leacock.Canfield wsta³ z pod³ogi i podszed³ do Elizabeth.Po³o¿y³ d³oñ na jej pomarszczonym policzku.Po pobru¿d¿onej twarzy starej kobiety sp³ywa³y ³zy.Po chwili Matthew Canfield podniós³ wzrok.Us³ysza³ warkot szybko odje¿d¿aj¹cej wielkiej limuzyny.Coœ go zaniepokoi³o.Von Schnitzler powiedzia³, ¿e kaza³ dobiæ Kroegera.Nie pad³ jednak ¿aden strza³.W odleg³oœci pó³tora kilometra od miejsca spotkania grupy zuryskiej, na Winterthurstrasse, dwaj mê¿czyŸni wci¹gali do ciê¿arówki trupa mê¿czyzny.Nie bardzo wiedzieli, co robiæ.Zabity wynaj¹³ ich, ¿eby zatrzymali samochód jad¹cy do Falke Haus.Zap³aci³ im z góry, bo nalegali na to.A teraz nie ¿y³, trafiony godzinê temu kul¹ przeznaczon¹ dla kierowcy.Kiedy ci¹gnêli cia³o po kamienistym zboczu w stronê ciê¿arówki, krew z ust splami³a idealnie przystrzy¿one, wypomadowane w¹sy.Zabity mê¿czyzna nazywa³ siê Poole.CZÊŒÆ CZWARTA ROZDZIA£ 45Major Matthew Canfield, lat czterdzieœci piêæ - a niebawem czterdzieœci szeœæ - wyci¹gn¹³ nogi w poprzek tylnego siedzenia wojskowego samochodu.Byli ju¿ w Oyster Bay.Sier¿ant o ziemistej cerze przerwa³ milczenie:- Doje¿d¿amy ju¿, majorze.Lepiej niech siê pan obudzi.Obudziæ siê.Gdyby to by³o takie proste.Po twarzy sp³ywa³ mu pot, a serce wybija³o rytm nieznanej melodii.- Dziêkujê, sier¿ancie.Samochód skrêci³ na wschód, w Harbor Road, w stronê oceanu.Kiedy znaleŸli siê w pobli¿u domu, Canfield zacz¹³ siê trz¹œæ.Splót³ rêce, wstrzyma³ oddech i przygryz³ jêzyk.Nie chcia³ siê teraz rozkleiæ.Nie móg³ sobie pozwoliæ na luksus litoœci nad samym sob¹.Nie móg³ tego Janet zrobiæ.Tyle jej zawdziêcza³.Sier¿ant zajecha³ z fasonem na wyk³adany niebieskimi kamieniami podjazd i zatrzyma³ siê przy œcie¿ce wiod¹cej do g³ównego wejœcia wielkiej willi nad morzem.Lubi³ jeŸdziæ do Oyster Bay z bogatym majorem.Zawsze by³o pe³no dobrego jedzenia, mimo racjonowania ¿ywnoœci, i najlepsze trunki.Canfield powoli wysiad³ z samochodu.Sier¿ant siê zaniepokoi³.Majorowi najwyraŸniej coœ dolega³o.Mia³ nadziejê, ¿e nie oznacza to powrotu do Nowego Jorku.Ale chyba stary mia³ k³opoty.- W porz¹dku, majorze?- Tak, sier¿ancie.Chcia³by pan zaszyæ siê dziœ na przystani? - zapyta³ Canfield nie patrz¹c na kierowcê.- Pewnie! - zawo³a³ z entuzjazmem sier¿ant.Na przystani by³a wspaniale zaopatrzona kuchnia i mnóstwo gorza³ki.By³ nawet telefon.- Bêdê panu jeszcze potrzebny, majorze?Canfield szed³ ju¿ œcie¿k¹ w stronê domu.Zawo³a³ cicho przez ramiê:- Mo¿e pan robiæ, co chce, sier¿ancie.Tylko niech siê pan trzyma z daleka od radiotelefonu.Jasne?- Nie ma sprawy, majorze! - Silnik zawy³ i sier¿ant odjecha³ w kierunku pla¿y.Matthew Canfield stan¹³ przed bia³ymi rzeŸbionymi drzwiami ze sztormowymi lampami po dwóch stronach.Jego dom.Dom Janet [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl