, Frank Herbert Dzieci diuny 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod nim, w odległości skróconej przez mrok, błyszczał w świet­le księżyca odsłonięty, prosty kanat.Jego powierzchnia migotała za sprawą drapieżnych ryb, które Fremeni zawsze wpuszczali do zmagazynowanej wody, by trzymać z dala piaskopływaki.- Stoję pomiędzy rybą a czerwiem - mruknął.- Co?Powtórzył głośniej.Przyłożyła dłoń do ust, zaczynając podejrzewać, co go wiodło.Ich ojciec działał w ten sam sposób - musiała tylko zajrzeć w głąb siebie i porównać.Leto zadrżał.Wspomnienia łączące go z miejscami, których nie znało nigdy jego ciało, udzielały mu odpowiedzi na pytania, któ­rych nie zadawał.Na gigantycznym wewnętrznym ekranie widział powiązania rozwijających się wypadków.Czerwie Diuny nie mogły tknąć wody, gdyż ona je zatruwała.Wiedziano jednak, że w prehis­torycznych czasach była tutaj woda.Panwie białego gipsu świad­czyły o obecności mórz i jezior.W głęboko bitych studniach znaj­dowano wodę, którą odgradzały piaskopływaki.Tak jasno, jak gdyby być świadkiem owych wypadków, Leto ujrzał, co zaszło na tej planecie i napełniło go to przeczuciem katastrofy ściąganej przez ludzką interwencję.- Wiem, co się tu stało, Ghanimo - powiedział głosem ledwie głośniejszym niż szept.Nachyliła się ku niemu.- Tak?- Piaskopływaki.Zamilkł, a ona zastanawiała się, dlaczego wciąż odwoływał się do haploidalnej postaci gigantycznych pustynnych czerwi, lecz nie ważyła się go popędzać.- Piaskopływaki - powtórzył - zostały tu sprowadzone z innego miejsca.Była to wtedy nawodniona planeta.Mnożyły się szybciej, niż istniejące ekosystemy mogły sobie z nimi poradzić.Związały dostępną wodę i uczyniły Diunę pustynią.Zrobiły to, by przeżyć! Na planecie odpowiednio suchej mogły przejść w postać czerwia.- Piaskopływaki? - Potrząsnęła głową, nie wątpiąc w jego sło­wa, jak również nie chcąc szukać potwierdzenia w głębiach, w któ­rych Leto zbierał informacje."Piaskopływaki?" - zastanowiła się.Wielokrotnie bawiła się w dziecinną zabawę, wyszukując je tyczką, rozpłaszczając na cienką jak rękawiczka, jarzącą się błonę, a po­tem zabierając je do zgonsuszni, by odzyskać wodę.Trudno było myśleć o tych bezmózgich stworzeniach jako o sprawcach prze­miany całej planety.Leto skinął głową własnym myślom.Fremeni zawsze pamiętali, by do cystern z wodą wpuszczać drapieżne ryby.Haploidalne pia­skopływaki aktywnie likwidowały większe masy wody blisko po­wierzchni planety; drapieżne ryby pływały również w kanacie.Czerwie wydające na świat piaskopływaki mogły poradzić sobie z małymi dawkami wody - na przykład ilościami zawartymi w płynie tkankowym ludzkiego ciała.Lecz owe chemiczne fabryki skon­frontowane z dużymi objętościami wody rozregulowywały się, eks­plodując w niosącej śmierć transformacji, tworząc niebezpieczne koncentracje melanżu, narkotyku dającego absolut świadomości, używanego w rozcieńczonych dozach podczas siczowych orgii.Je­go oczyszczony koncentrat przeniósł Paula Muad'Diba poza ścia­ny Czasu, głęboko w studnię zaniku jaźni, gdzie nie poważył się dotychczas udać żaden inny człowiek.Ghanima poczuła drżenie siedzącego przed nią brata.- Coś ty zrobił? - zapytała z naciskiem.Lecz on nie dał zbić się ze ścieżki objawiania swych odkryć:- Ekologiczna przemiana planety to mniej piaskopływaków.- Opierają się jej, oczywiście - powiedziała i zaczęła rozumieć lęk w jego głosie.- Jeżeli znikną piaskopływaki, to znikną i wszystkie czerwie - dodał.- Trzeba ostrzec przed tym plemiona.- Koniec z przyprawą - stwierdziła.Słowa dotykały jedynie wierzchołka licznych niebezpieczeństw, które, jak się oboje zorientowali, wywołane zostały ludzkim wtrą­caniem się w pradawne stosunki ekologiczne Diuny.- Właśnie tyle wie Alia - powiedział.- Dlatego się tak unosi.- Czy możesz być tego pewny?- Jestem pewny.Wiedziała teraz, co go niepokoiło, i poczuła, że ta wiedza i ją napawa lękiem.- Plemiona nam nie uwierzą, jeżeli ona zaprzeczy - powiedział.Jego stwierdzenie odnosiło się do podstawowego dylematu ich eg­zystencji: jakiej mądrości oczekiwali Fremeni od dziewięciolatków? Alia, oddalając się każdego dnia coraz bardziej od wewnę­trznej jedności, wygrywała na tym.- Musimy przekonać Stilgara - powiedziała Ghanima.Jednocześnie odwrócili głowy i wpatrzyli się w zalaną światłem księżyca pustynię.Było to już inne miejsce.Ludzkie oddziaływa­nie na otoczenie nie było dla nich nigdy bardziej widoczne.Odczu­wali siebie jako integralne części dynamicznego systemu, z trudem utrzymywanego w pożądanej równowadze.Nowe spojrzenie wy­woływało w świadomości prawdziwą rewolucję zalewającą myśli potopem spostrzeżeń.Tak jak powiedział Liet-Kynes - wszech­świat był miejscem ciągłego dialogu między zwierzęcymi populacjami.Haploidalne piaskopływaki przemawiały do nich jako do ludzkich zwierząt.- Plemiona zrozumieją zagrożenie dla wody - powiedział Leto.- Ale to zagrożenie dla czegoś więcej.To.- Ghanima zamilkła, pojąwszy głębsze znaczenie swych słów.Woda była na Arrakis naj­wyższym symbolem władzy.Fremeni przypominali wąsko wyspe­cjalizowane zwierzęta: pozostawionych na pustyni rozbitków, ekspertów od życia w najtrudniejszych warunkach.I gdy wody było w bród, utrata znaczenia dawnego symbolu wywołała zmianę w ich psychice.- Myślisz o zagrożeniu dla władzy - poprawiła go.- Oczywiście.- Ale czy nam uwierzą?- Jeśli zobaczą, co się dzieje, jeśli dojrzą zakłócenie równowagi.- Równowaga - powiedziała i powtórzyła dawne słowa ojca:- "Właśnie ona wyróżnia ludzi z tłumu".Ten cytat przebudził w nim ich ojca, więc dodał:- Ekonomia przeciw pięknu - historia starsza niż Szeba.- Wes­tchnął i spojrzał na nią sponad ramienia.- Zaczynam mieć przyszłowidcze sny, Ghaniu.- Wstrzymała oddech.- Gdy Stilgar do­niósł nam, że zwlekają z wypuszczeniem babki, wiedziałem o tym już wcześniej.Teraz podejrzewam, że inne moje sny również okażą się prorocze - powiedział.- Leto.- Potrząsnęła głową, czując wilgoć w oczach.- Z naszym ojcem to stało się znacznie później.Nie sądzisz, że to może być.- Śniłem, że biegam w zbroi przez wydmy.I byłem w Dżekaracie.- Dżeka.- kaszlnęła.- To przecież stary mit!- To prawdziwe miejsce, Ghaniu! Muszę odnaleźć człowieka, któ­rego nazywają Kaznodzieją.Muszę go znaleźć i porozmawiać z nim.- Myślisz, że on jest.naszym ojcem?- Sama siebie o to zapytaj.- To byłoby do niego podobne - zgodziła się.- Ale.- Nie lubię rzeczy, o których wiem, że je zrobię - powiedział.- Po raz pierwszy w życiu rozumiem swego ojca.Poczuła się wyłączona z jego myśli.- Kaznodzieja jest prawdopodobnie tylko starym mistykiem - powiedziała.- Modlę się o to - szepnął.- Och, jak się o to modlę! - Baliseta zamruczała w jego dłoni, gdy nią poruszył [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl