, Salvatore Robert Tom 01 Bezglosna Klinga 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Lecz teraz to już jest rozstrzygnięte  wyjaśnił dowódca najemników. Artemis Entreri maswą odpowiedz i choć nie jest taka, na jaką miał nadzieję, to mu wystarczy.Drizzt rozważał to przez chwilę, po czym przytaknął, mając nadzieję, że Jarlaxle, którywydawał się wiedzieć o każdym tak wiele, kolejny raz ma rację. Twoi przyjaciele czekają na ciebie w wiosce  wyjaśnił Jarlaxle. I nie było łatwo skłonić ich, by tam się udali.Obawiałem się, że zasmakuję topora Bruenora Battlehammera,a zważywszy na los opiekunki Baenre, nie życzyłbym sobie tego. Ale przekonałeś ich, nie raniąc żadnego z nich  powiedział Drizzt. Dałem ci moje słowo, a owego słowa dotrzymuję.czasami.Teraz to Drizzt, wbrew sobie,nie mógł powstrzymać uśmiechu. Być może więc znów jestem twoim dłużnikiem. Przyszłe przysługi? Zapomnij o tym. Oddaj więc panterę  rzekł przymilnie Jarlaxle. Jakże chciałbym mieć Guenhwyvaru swego boku!Drizzt rozumiał, że najemnik jedynie się droczy, że dotrzyma również swej obietnicydotyczącej pantery. Już i tak będziesz musiał oglądać się przez ramię, gdy przyjdę po kryształowy relikt odparł tropiciel. Jeśli wezmiesz kocicę, nie tylko będę musiał ją odzyskać, lecz również zabićciebie.Słowa te zdecydowanie uniosły brwi Entreriemu, gdy wszedł na szczyt schodów, lecz tamcidwaj jedynie się przekomarzali.Drizzt nie przyjdzie po Crenshinibona, a Jarlaxle nie zabierzepantery.Ich sprawy zostały załatwione.Drizzt pozostawił więc kryształową wieżę, by dołączyć do czekających na niego w wioscetowarzyszy, jak obiecał Jarlaxle.Po wielu łzach i licznych uściskach przyjaciele opuścili osadę.Nie udali się jednak prosto naoczekujące Denne Koryto, lecz wrócili na wzgórze.Kryształowa wieża znikła.Jarlaxle i pozostałe drowy zniknęły.Entreri zniknął. Dobrze dla nich, jeśli zabiorą ten paskudny artefakt do twego starego domu i zawali imstrop na głowy!  parsknął Bruenor. Dobrze dla nich! A my nie musimy już iść do Cadderly ego  rzekła Catti-brie. Dokąd więc? Wulfgar?  przypomniał Regis.Drizzt milczał przez chwilę, zastanawiając się nad słowami Jarlaxle a  wiarygodnymisłowami  o ich brakującym przyjacielu.Potrząsnął głową.Nie nadszedł jeszcze czas na tępodróż. Cały świat stoi przed nami otworem  powiedział. I każdy kierunek jest równie dobry jakinny. I teraz nie mamy żadnego cholernego kryształowego reliktu, który na każdym zakręciebędzie sprowadzał na nas potwory  zauważyła Catti-brie.  Nie będzie więc tyle zabawy  rzekł Bruenor.I wyruszyli, by doścignąć zachód słońca.lub świt.* * *Znalazłszy się z powrotem w Calimporcie, Artemis Entreri, prawdopodobnie najpotężniejszaosoba w mieście, przetrawiał wydarzenia ostatnich dni, niesamowite zakręty, jakie ukazała mudroga jego życia.Drizzt Do Urden był martwy, jak sądził, i zginął z jego ręki, choć Artemis nie okazał sięsilniejszy.Czy też może nie? Bowiem czy to nie Entreri otaczał się potężniejszymi sprzymierzeńcami?Czy to miało znaczenie?Po raz pierwszy od wielu miesięcy szczery uśmiech zagościł na twarzy Artemisa Entreriego,gdy zabójca szedł swobodnie Rajską Aleją, pewien, że nikt nie ośmieli się przeciwko niemuwystąpić.Strażnicy przy drzwiach Miedzianej Stawki byli więcej niż szczęśliwi, widząc goi wpuszczając do środka, on zaś bez najmniejszych przeszkód dostał się do pokoju Dondona,nawet bez pytających spojrzeń.Wyłonił się zeń chwilę pózniej i znalazł czekającą na niego wściekłą Dwahvel. Zrobiłeś to, prawda?  rzuciła oskarżycielsko. To musiało zostać zrobione  to było wszystko co Entreri odpowiedział, wycierając swójzakrwawiony sztylet w płaszcz jednego z otaczających Dwahvel strażników, jakby ośmielającich, by wystąpili przeciwko niemu.Nie zrobili tego oczywiście i Entreri doszedł bez przeszkóddo zewnętrznych drzwi. Nasz układ wciąż obowiązuje?  usłyszał żałosne wołanie Dwahvel z tyłu.Z uśmiechem,który niemal sięgał mu uszu, władca domu Basadoni opuścił gospodę.* * *Wulfgar opuścił tej nocy Delly Curtie, tak jak robił to codziennie, z butelką w dłoni.Następnie udał się na nabrzeże, gdzie oczekiwał na niego najnowszy kompan do wypitki,mężczyzna o pewnej reputacji. Wulfgarze, mój przyjacielu  powiedział radośnie Morik Aotr, biorąc butelkę i pociągającgłęboki łyk palącego płynu. Czy istnieje coś, czego my dwaj nie bylibyśmy w stanie razemosiągnąć?Wulfgar zastanowił się nad tymi słowami z tępym uśmiechem.Istotnie, byli królami ulicyPółksiężyca, dwoma mężczyznami otrzymującymi pełne szacunku skinienia ze strony każdego, kogo mijali.Byli jedynymi dwoma mężczyznami w całym podbrzuszu Luskan, którzy moglirozdzielić tłum, po prostu przez niego przechodząc.Wulfgar wziął od Morika butelkę i, choć była więcej niż do połowy pełna, wysączył jąjednym haustem.Po prostu musiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl